Szukaj na tym blogu

sobota, 5 marca 2011

Czekanie...

Dzień jak co dzień. Ale... Jednak nie do końca. Czekam. Każdy telefon przyspiesza bicie serca. Może to już, może zaczęły się narodziny dzieciątka. Jeszcze nie? Czekam dalej.

K.I. Gałczyński tak opisał tę chwilę.

Narodziny dzieciątka

Mchy mówiły: "Ach, cóż za złocistość?
Chyba będzie jaka uroczystość".
Dzięcioł z dębem rozmawiał znacząco,
że się cudo zdarzyło na łące.
Potem poszły poszumy trawami,
przyszła noc ze wszystkimi gwiazdami,
wzeszedł księżyc rumiany jak kucharz,
rzekł wiatrowi: "Ty mi trawy rozdmuchasz".

I rozdmuchał wiatr posłuszny trawy,
zerknął z góry e nie księżyc ciekawy,
a tam dziecko leżało w sitowiu,
krasnoludek zrodzony w nowiu.

Więc przywołać rozkazał stworzenia
stary księżyc i tańce, i pienia
ku czci czynić dziecięcia onego,
złocistego, niewiadomego.

I świetlików ognistą czeredę
witał strumień płynący w dół.
A bór skrzypiał jak szary kredens
pełen zajęcy i ziół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz