Przeczytałam taką przypowieść, która warta jest zapamiętania i refleksji, więc chcę się nią podzielić.
Król miał dwóch synów i musiał dokonać wyboru, który z nich odziedziczy po nim tron i będzie władał królestwem. Wybór nie był prosty, bo obu kochał jednakowo i obaj byli mu równie oddani.
Stary król postanowił uczynić swoim następcą tego, który wykaże się większą mądrością. Aby sprawdzić, który z synów będzie lepszym władcą dał im zadanie. Obaj dostali po pięć monet i za te pieniądze mieli wypełnić jedną z komnat pałacu od podłogi po sufit.
Młodszy syn poszedł pierwszy szukać czegoś czym mógłby wypełnić komnatę. Jednak wszystko o czym pomyślał wymagało więcej pieniędzy a on miał tylko te pięć monet od ojca. Kiedy zobaczył chłopów jadących na wozach pełnych słomy, wpadł na pomysł, że kupi od nich słomę, która jest tania i zajmuje dużo miejsca. Za wszystkie pieniądze kupił słomę i wypełnił nią komnatę po sam sufit.
Ojciec sprawdził wykonanie zadania i dal starszemu synowi pięć monet aby następnego dnia on wypełnił komnatę. Starszy syn usiadł i zaczął rozmyślać, co najlepiej wypełni komnatę. Rano poszedł na rynek i za jedną monetę kupił największą świecę jaką znalazł. Wieczorem poszedł do komnaty, postawił na środku świecę i ją zapalił. Światło wypełniło całą komnatę. Kiedy ojciec to zobaczył zdecydował, że królem powinien zostać starszy syn.
Czy król dobrze wybrał? Czy starszy syn był mądrzejszy a może tylko sprytniejszy? W końcu obaj wykonali zadanie.
Sposób starszego syna, nie tylko był prostszy, ale był też oparty na ludzkim postrzeganiu rzeczywistości.
Młodszy syn jedynie zapełniał czymś przestrzeń. Gdyby miał więcej monet pewnie kupiłby coś lepszego niż słoma.
Dobrze jest czasem usiąść i zastanowić się czym wypełniamy swoje życie. Ja dzisiaj spędziłam trochę czasu na takich właśnie rozmyślaniach. Wnioski są proste. Nic nie wypełni przestrzeni tak dokładnie jak światło. Każdy ma w sobie światło, tylko musi dać mu zapłonąć, nie marnując czasu na szukanie słomy.
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz