Był sobotni poranek, robiłam sobie w kuchni śniadanie.
- Patrz Andrzej, ten popierdolony rajdowiec wraca z zakupów i jeszcze kwiatki jej wiezie - przez otwarte okno doleciał do mnie głos sąsiadki z góry.
Zainteresowałam się, bo rajdowiec i jeszcze popierdolony, to musi być ciekawe. Wyjrzałam przez okno i spojrzałam na ulicę. I cóż ja widzę? Mój osobisty małżonek jedzie na rowerze, z torbą zakupów w bagażniku i wiązką kwiatków w ręce. Trochę się zdziwiłam oburzeniu sąsiadki, ale za chwilę sąsiadka doprecyzowała, o co jej chodzi.
- Ona se w domu siedzi, za to ten lata. I jeszcze cholera wie za co, te badyle jej przynosi. Ty masz dobrze, to nie szanujesz - podsumowała ze złością sąsiadka. Sąsiad Andrzej się nie odezwał. Ja też siedziałam cicho, bo uczono mnie, że nieładnie jest podsłuchiwać. A mój mąż, to nawet nie wiedział, jak bardzo zawinił sąsiadce. Przecież mógł poczekać w domu, aż baba wszystko zrobi i jeszcze piwo kupi, to nie, jak głupi pojechał na targ po zakupy.
Bożeszsz, jak moją sąsiadkę musiała boleć ta niesprawiedliwość, skoro tak na mojego spokojnego męża naskoczyła tym "rajdowcem popierdolonym". Jednak trudno się dziwić, miała kobita rację. Ona taka porządna tak się i męczy, i sprząta, i gotuje, i sama po sklepach lata, i jeszcze wiele rzeczy robi sama z tym "i", a tu ma na widoku taką, co się nie męczy, tylko z nią się męczą i jeszcze kwiatki jej dają. Noż, można się zdenerwować? Można. To się sąsiadka zdenerwowała. A mój mąż to rykoszetem trochę dostał, bo przecież to ja jestem wszystkiemu winna.
Gdybym gadała z sąsiadką, to bym jej powiedziała, że ma rację. Tylko, po co te nerwy? Rzeczywiście nie zasłużyłam na dobrego męża, a mam, bo jak mój mąż wziął sobie taką złą żonę, to musi się dostosować. Ona wzięła sobie takiego męża, to też musi się dostosować. Także przyznaję jej rację, ale nieśmiało zaznaczam, że ja jej męża nie wybierałam. I więcej sąsiadce powiem, wróć, powiedziałabym jakbym z nią gadała: jak sąsiadce źle i nie chce się sąsiadka dostosować, to niech sąsiadka coś zmieni. Czepianie się cudzych chłopów i świecenie obcym babom po oczach swoim męczeństwem, nic nie da. To nie działa. A jak sąsiadka jednak chce się męczyć, to niech się męczy, ale niech nie ma do mnie pretensji, że nie chcę się męczyć razem z nią. Bo ja uważam, że każdy w mniejszym, czy większym stopniu, ma to na co się godzi. A ja się nie godzę na rolę akuratnej żony, która w pocie czoła pracuje na to, żeby mąż, dzieci i dalsza rodzina brały ją za służącą zaś okolica podziwiała w niej męczennicę. Nie i już. Mój mąż to wie i szanuje. Wolę żyć po swojemu, nawet z opinią baby próżniaka, wystawioną przez panie idealne. No taki mam kaprys i nikt mi nie zabroni. I na dzisiaj to by było na tyle.
Jeszcze tylko pokażę moją idolkę, której foty znalazłam w internecie.
Posmialam się przy Małej Mi- notabene Gosia Mała Mi robi mi dredy.
OdpowiedzUsuńZgodzę się z Tobą, to, że tjeilam w różnych związkach i dawałem z siebie wszystko bylo tylko moim wyborem. Głupim, ale nadal to moja głupota.
Repo, jak Cię znam, to Ty nie miałaś zapędów, żeby układać innym życie. A to jest kluczowa sprawa. Jak napisałam, niech każdy wybiera sam i sam ponosi koszty swoich wyborów. Dlaczego wiele kobiet tak chętnie próbuje naprostować te, które nie godzą się, żeby mężczyzna miał większe prawa niż kobieta? Żeby inne męczyły się tak jak one? Bo co, bo facet to świnia i nic nie da się z tym zrobić? Bo lepszy taki niż żaden? Uważam, że gdyby większość kobiet nie godziła się na złe traktowanie przez swoich partnerów, mężów, kochanków, to byłoby więcej porządnych mężczyzn. Jak taki kanapowy truteń, damski bokser, czy seksistowski cham, nie miałby dokąd odejść, bo nie byłoby kobiety chętnej go przyjąć i koić jego żale, to musiałby się zmienić albo by żył sam. Moja sąsiadka mnie nie znosi, bo z jej perspektywy niezasłużenie mam lepiej niż ona. A kto jej broni spróbować mieć lepiej? Mój mąż nie różni się bardzo od innych mężczyzn, no może trochę, bo jest bardziej opiekuńczy, ale on mnie traktuje tak, jak ja na to pozwalam.
UsuńFajną sąsiadkę masz- godna uduszenia z zimną krwią. Kiedyś, gdy musieliśmy mieć dwa samochody to obydwa były tej samej marki i w tym samym kolorze. Czasem życzliwym trzeba zrobić wodę z mózgu. Uwielbiam w rodakach tę bezinteresowną zawiść, to wścibstwo.
OdpowiedzUsuńNie bardzo lubię sąsiadkę, więc nie będę jej dusić, niech sobie pożyje, to większa kara)))
OdpowiedzUsuńZony - Polki to temat na prace naukowa:)) Lata temu odwiedzily mnie dwie takie "na kawe" i akurat zastaly Wspanialago na zmywaku. Jak skonczyl to sobie zrobil kawe i sie dosiadl do nas. Wtedy sie zaczelo, natychmiast zaczely robic mu wyklad pt. "co dobra zona powinna robic" poparty przykladami z ich zycia jak to one dogadzaja swoim mezom.
OdpowiedzUsuńPoniewaz z przyczyn wiadomych nie mialam nic do powiedzenia to sie wycofalam po angielsku i zaleglam z ksiazka na szezlongu:)))
Gadaly chyba z godzine i wszystko byloby fajnie, wszyscy zadowoleni... tylko ten moj niereformowalny maz na koniec zapytal "ale po co ona mialaby to wszystko robic skoro nie lubi?"
Wyszly jak by im wlasnie ktos w morde dal.
Widzisz, ja to nawet wlasnego meza do takich spraw wykorzystuje, po co mialabym sie denerwowac, wdawac w dyskusje z nimi, ja po prostu zostawilam te "robote" rowniez mezowi. A co? jak zla zona to cala geba:))))
Star, ja zawsze mówię, że my po jednych pieniądzach, a i mężów mamy więcej niż podobnych. Wygląda na to, że obie jednakowo nie nadajemy się do męczeństwa, wolimy męczyć swoich mężów))) Ja tam bez bólu oddaję palmę pierwszeństwa tym Żonom-Polkom, niech mają jakąś nagrodę za swój znój i trud, tudzież spieprzone życie.
OdpowiedzUsuńHe he he, ciekawe co by powiedziala o moim ojcu. Ten to dopiero rajduje. Od zawsze ojciec byl od robienia zakupow, matka jak wychodzi do sklepu to tylko dla wlasnej przyjemnosci, kupic cos co nie jest do zjedzenia. Za to dom to jest jej domena, bo nikt tak ladnie nie posprzata jak ona. Gotuje tez "bo musi", ojciec nigdy nie narzeka, ale jak tylko matka wyjedzie to on dzwoni do mnie chwalac sie jakie pyszne miesko przyrzadzil, caly dzien marynowal i takie mieciutkie soczyste, nie takie jak mama robi - zylaste i suche.
OdpowiedzUsuńJak pewnie wiesz, ja w domu nie sprzatam, czasami wytre kurze jak juz na przyklad wciskow na lampie nie widze bo zarosly. Gotuje bo lubie ale jak mi sie nie chce to nie gotuje. Taka matkopolskosc jak u Twojej sasiadki to mnie denerwuje, ale w sumie kazdy sobie moze zyc jak chce, powiem tylko ze tak se ma jak se pozwala. Jak jej maz ma dobrze i nie szanuje to po co zazdroscic innym? Szacunek nie nabywa sie przez robienie wszystkiego i podstawianie pod nos, a wlasnie raczej odwrotnie. Z tego co wiem to faceci lubia niezalezne kobiety, zwlaszcza jak to sa ich wlasne zony.
Moja sąsiadka nie ma lekko, ale zamiast ustawić swojego męża, czepia się mojego. My nie mamy sztywnego podziału zajęć domowych, ale nigdy nie było między nami na tym tle konfliktów. Raz ja więcej robię w domu, raz mąż. Co kto zrobi ustalamy między sobą na bieżąco. U nas w domu nie ma służących, chociaż czasami z różnych względów, podział zajęć jest nierówny. Mąż dużo częściej robi zakupy, bo to lubi. Ja pilnuję prania i prasuję, bo robię to lepiej i szybciej niż on. Jeżeli chodzi o gotowanie to raz gotuję ja raz mąż, bo oboje potrafimy to zrobić. Są potrawy, które mąż robi lepiej niż ja, np. ryby, więc się nie wtrącam. I zgadzam się z Tobą, że jak sobie pozwolisz tak masz. Twój Chłop ceni Ciebie, a nie to, na ile jesteś wygodna i użyteczna. I tak właśnie ma być.
OdpowiedzUsuń