Młodzieńcze kompleksy, ręka do góry, kto ich nie miał. Lasu rąk na pewno nie będzie. Ja kompleksy miałam i w tym wyjątkowo nie odstawałam od ogółu, bo z resztą podobieństw do ogółu było różnie. Jak już zagaiłam, to przejdę do konkretów.
Po
pierwsze i najokropniejsze było to, że po moim Tacie odziedziczyłam
nos. Tata ze swoim nosem był przystojny, mnie mój nos strasznie
przeszkadzał i długo mnie prześladował. Miałam pretensje do losu i
genów, że zamiast odziedziczyć po Tacie zgrabne nogi, to trafił mi się
akurat nos. Żeby się jakoś w przyrodzie wyrównało, to mój brat
odziedziczył po Tacie zarówno nogi jak i nos. Marnował potem te zgrabne
nogi nosząc długie spodnie, a ja męczyłam się z nogami jak od
fortepianu.
Bo
drugim, trochę mniejszym kompleksem niż nos, były moje nogi.
Nadaremnie szukałam pocieszenia w tym, że są długie i szczupłe. Nic nie
było mnie w stanie pocieszyć, skoro miałam takie nogi.
Lista
moich urodowych nieszczęść miała jeszcze kolejne punkty, bo jak ktoś
chce się czegoś czepiać, to, pole do popisu jest co najmniej tak duże jak organizm czepiającego się, że tak filozoficznie zauważę. A już w
wieku lat nastu, to człowiek płci żeńskiej szybciej produkuje kompleksy
niż krosty na czole. I tak oto zgrabnie przeszłam do kolejnego
kompleksu, jaki miałam nieprzyjemność posiadać.
Po
trzecie, miałam trądzik młodzieńczy. Koszmar w postaci czarnych
punkcików i okresowych wykwitów (co za głupie określenie na pospolitą
krostę), spędzał mi sen z powiek. Jak do tego dodać, że te czarne
kropeczki i wykwity najlepiej się miały na moim paskudnym nosie, to
normalnie była tragedia antyczna w trzech aktach.
Kolejnym
problemem wielkiej wagi, choć jednak trochę mniej dotkliwym niż trzy
poprzednie, był mój wzrost. No, jak można w podstawówce mieć 1.68 cm
wzrostu?! No, jak? A, jak się w dodatku jest dziewczyną i, w drugim
dodatku, większość chłopaków ze szkoły i podwórka ledwie dobija do metra
sześćdziesięciu, to to się po prostu w głowie nie mieści.
Nie
wiem, jak w późniejszych latach było z pojemnością głowy, ale, sądząc
po rezultatach, chyba jednak lepiej. I to, co wcześniej się nie
mieściło, zaczęło się mieścić.
Najszybciej
przestałam się czepiać swoich nóg. Wytłumaczyłam sobie, że nogi owszem
mam fortepianowe, ale tylko poniżej kolan. Brak pęcinki świetnie
tuszowały długie kozaki, które nosiłam do miniówek, odkrywających moje
ładne uda. W lecie trochę trudno było latać w kozakach, więc chodziłam w
powłóczystych długich spódnicach albo nosiłam spodnie. Z upływem czasu
coraz mniej przyglądałam się swoim nogom, chociaż nic a nic nie
wyładniały. Powiem więcej, teraz nawet uda
mam do dupy, ale mam to w dupie, że się tak brzydko wyrażę.
Obiecywałam
sobie, że jak tylko skończę szkołę, to pójdę do pracy, zaoszczędzę
trochę pieniędzy i zoperuję sobie, tę nieszczęsną kichawę. Jednak z
moich planów, nic nie wyszło. Najpierw na przeszkodzie stał brak
pieniędzy, bo lista wydatków na tak zwane życie była dużo dłuższa niż
mój nos, więc nos musiał poczekać. Potem, jak już miałam
większe pieniądze, to nie miałam czasu, bo ślęczałam w robocie i
podpierałam się nosem, więc nie było sensu go skracać. A jeszcze później
miałam wypadek
i przestałam sobie zawracać dupę wydumanymi problemami. Nos został jaki
był i przestał mi przeszkadzać.
Jak
wziąć pod uwagę, że nos i uszy rosną człowiekowi całe życie, to myśląc
po staremu, powinnam się załamać. Dziwne, ale jakoś się nie załamuję.
Nie myślę o tym w ogóle, to chyba jednak coś z tą głową się zadziało. A
uszy to mam akurat bardzo ładne, małe, przystające, to niech se rosną.
Ach, jakbym wszystko miała takie ładne jak uszy... i tu się rozmarzyłam.
Nieważne, nie mam wszystkiego takiego ładnego i też żyję.
Trądzik
młodzieńczy z wiekiem mi przeszedł, a tłusta cera się przydała, bo
prawie nie mam zmarszczek. Pomarszczyłam się tylko w okolicach oczu, bo
tam widocznie tłuszczu nie wystarczyło. Często i długo się
śmieję, więc zaatakowały mnie kurze łapki. Mówi się trudno, lepsze kurze
łapki ze śmiechu niż mopsia mordka z żalu za odchodzącą młodością.
Wychodzi na to, że na starość zrobiłam się strasznie zgodna. Trudno,
niech i tak będzie.
Idźmy
dalej śladem moich kompleksów. Nie mam już pretensji, że jestem za
wysoka. Nie zmalałam, ale pretensji nie mam za grosz. Teraz 1.68 cm to
żaden problem, a przynajmniej dodatkowe kilogramy mają się gdzie
odkładać. Poza tym, nikt teraz za mną nie lata i nie drze się: wysoka jak brzoza
a głupia jak koza. A nawet jakby latał i się darł, to teraz by mnie to
nie zabolało. Albowiem, ponieważ, gdyż - nawet ze swoją głupotą się
oswoiłam i nie mam pretensji, że inni mają większą. O, jaka zarozumiała
się na starość zrobiłam. No trudno, zrobiłam się, to odrabiać się nie
będę.
Reasumując, teraz mam
nie lepiej niż miałam. I chociaż nic na lepsze się nie zmieniło, to nie widzę problemu. Plus pięć do bliży i plus
trzy do dali skutecznie ułatwiają mi sprawę. A jaka ładna jestem, normalnie aż
sobie zazdroszczę. Kiedyś byłam młoda i ładna, a teraz jestem tylko ładna. I tej wersji będę się trzymać.
I na dziś to by było na tyle.
Byłaś bardzo ładną dziewczyną. Ale jak sama do tego doszłaś- rozumek nastolatki nie jest z reguły doskonały, więc tego nie pojmowałaś. No byłyśmy kiedyś młode i ciałem i duchem, teraz nam pozostaje tylko młodość ducha.I to jest najważniejsze!
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Na starość bardzo trzeba się o tego młodego ducha postarać, ale to zawsze się opłaci. W młodości człowiek bardzo chce być najładniejszy, a na starość dojrzewa się do tego, że jest się wystarczająco dobrym takim jakim się jest.
UsuńKochana, na zdjęciu świetna laska, ale rozumiem o czym mówisz.
OdpowiedzUsuńNie znam człowieka zadowolonego z wyglądu.
Moim utrapieniem są uszy, wielkie i odstające, cera (ślady po źle leczonym trądziku), o zębach nie wspominam, bo ledwie je uratowałam, a teraz to już tylko implanty...
Jedyne, co mnie pociesza to stosunkowo mała ilość zmarszczek - to po babci i włosy, podobno gęste i zdrowe, choć proste jak druty.
Gdy jednak przekonałam kiedyś siebie, że żadna ze mnie gwiazda czy VIP, to da się żyć ...paparazzi za mną latać nie będą, by wyśmiać w Pudelku...
Jak teraz patrzę na swoje zdjęcia z młodości, to zastanawiam się, jak mogłam uważać się za największe brzydactwo. W szkole średniej powoli przekonywałam się do tego, że może taka najbrzydsza nie jestem, ale dopiero dużo później zaczęłam się sobie podobać. Cóż, widocznie do ładności też trzeba dorosnąć))) A brak zmarszczek to duży atut, szczególnie w starszym wieku. Ale mocnych włosów to Ci zazdroszczę, bo moje są coraz słabsze. Leki neurologiczne i kardiologiczne okropnie wpływają na kondycję włosów i niewiele można na to poradzić.
UsuńA i owszem, też miałam kompleksy. Tylko ja martwiłam się różnymi niedoskonałościami po kolei. Jak pogodziłam się z jednym kompleksem, to zaraz na to miejsce wynajdywałam nowy, no przecież nie można odstawać od koleżanek, które prześcigały się w narzekaniu na swój wygląd. Oj, stare dobre czasy ;)
OdpowiedzUsuńKoleżanki są też dobre do wpędzania nas w kompleksy. Mnie terroryzowała jedna taka Małgosia, która z dużym upodobaniem wytykała mi wady mojej urody. Przygotowując tego posta sięgnęłam do albumu, a tam na jednym ze zdjęć ja z Małgosią. No jak mnie to zdjęcie mogło zaskoczyć. W mojej pamięci Małgosia była dużo, dużo ładniejsza niż ja, a na zdjęciu stoi obok mnie grubawa dziewczynka, z dziwnie niepasującymi do sylwetki rachitycznymi, krótkimi nogami i dużą głową. No pani kochana, gdzie ja miałam oczy? Tak to jest, że można patrzeć i nie widzieć.
OdpowiedzUsuńKocham Cię za ten tekst! Chyba też kiedyś wstawię swoje zdjęcie z młodości. A kompleksy- hurtem, bo nic mi się we mnie nie podobało!!-zjadły całe moje najpiękniejsze lata. Potem przyszły inne problemy i na pielęgnowanie kompleksów nie było już czasu ani siły. Oprzytomniałam na starość, że wcale nie było tak źle, tylko... co mi teraz z tego?... ;(
OdpowiedzUsuńBBM - to jesteśmy dwie kochające...
UsuńTaka byłam śliczna i szczupła, a kompleksów mnóstwo! Teraz jestem stara i gruba, ale za to dobrze mi z tym. Taka przewrotność losu.
Cieszę się, że sprawiłam Wam przyjemność. Ja też wolno dochodziłam do zaakceptowania siebie, ale jak to mówią, lepiej późno niż wcale. BBM zdjęcie z młodości pokaż koniecznie i może napisz, jak wtedy siebie postrzegałaś. To jest bardzo ciekawe, jak mocno w młodości filtrujemy przez innych wszystko na co patrzymy. Ja teraz jestem bardzo pogodzona ze sobą, bo już wiem, że uroda to nie są centymetry, czy kilogramy, to znacznie, znacznie więcej. Dlatego to-znowu-ja masz świetną strategię i tak trzymaj.
UsuńZnasz mnie, ja jestem komleksiarą do kwadratu. Ale pracuję nad tym i z wiekiem, paradoksalnie, widzę w sobie coraz więcej fajnych rzeczy w temacie urody. A Na zdjęciu tym to po prostu pieknośc!
OdpowiedzUsuńKasiu, częściej oglądaj się w lusterku, to powinno przyspieszyć proces dochodzenia do ładności. No i patrz na siebie oczami Ranka, to jeszcze szybciej zobaczysz to, co widzą w Tobie inni. Nie jedna kobita dałaby się pokroić, żeby mieć twarz dziecka tak jak Ty.
UsuńKompleksy to moja specjalność i wcale z nich nie wyrosłam.
OdpowiedzUsuńA na zdjęciu widzę piękną dziewczynę o pięknych ustach i wymownym spojrzeniu :-)
Graszkowska na kompleksy naprawdę szkoda czasu, więc lepiej się skupić na pozytywach. Poza tym, piękno tak naprawdę jest w oku patrzącego, więc trzeba pokochać siebie, to od razu człowiek ładnieje. Ja do kochana siebie dokładam jeszcze koraliki, kolczyki i różne takie tam, żeby jeszcze trochę zyskać na urodzie. Mam taką maksymę, że jak ubywa urody, to trzeba dołożyć koralików. I tego się trzymam, a resztę niedostatków mam tam na czym siedzę. I tego samego Ci życzę.
OdpowiedzUsuńJa jestem śliczna. A jak akurat zdjęcie pokazuje, że nie taka śliczna, to zdjęcie chowam do szufladki z napisem "obejrzeć za 10 lat". Po 10 latach wyciągam i mówię sobie "No laska byłam przecież nieprzeciętna, nie wiem co mi się nie podobało". Polecam:)
OdpowiedzUsuńTeraz też jestem śliczna))) Kiedyś byłam głupia. Jak patrzę na swoje stare zdjęcia, to nie mogę się nadziwić skąd ja miałam taką wyobraźnię, żeby wymyślić sobie aż tyle rzeczy, które mi się w sobie nie podobały. Twój sposób na urodę jest świetny.
Usuń