Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą świętowanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą świętowanie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 2 czerwca 2020

Jak spędziłam deszczowy dzień i dlaczego świętowałam Dzień Dziecka


Prezent na Dzień Dziecka




































Czerwiec zaczął się zimną pogodą i tak trzyma. Wieje zimny wiatr i trochę pada. Dlatego zawinęłam się w kocyk, rozprostowałam kosteczki i zajęłam się najogólniej mówiąc relaksowaniem. Trochę poczytałam, zajrzałam na ulubionego bloga, gdzie wymieniłam poglądy z moimi ulubionymi kumami, wysłuchałam co i dlaczego obrzydza życie mojej ulubionej Ani i znowu wróciłam do czytania.
Po raz kolejny czytam "Opowiadania bizarne" Olgi Tokarczuk, ale nie szkodzi, bo pamięć mi szwankuje, więc nawet już raz czytane książki wciąż mają urok nowości. Poza tym, proza Tokarczuk ma drugie i czasami trzecie dno, więc zanim to rozkminię to się nie nudzę. Opowiadanie "Przetwory" wyrwało mnie z butów, bez sznurówek o których mowa w opowiadaniu. Za pierwszym razem jak je czytałam skupiłam się głównie na kolorycie i dziwności opisów codziennego życia. Za drugim razem na pierwszy plan wyszły relacje między ludźmi. Także, jak ktoś spragniony opowieści o dziwnej rzeczywistości i dziwakach, to polecam ten zbiorek. Jak na teksty Tokarczuk, to zamieszczone w tej książce są lżejsze w czytaniu i bardziej przesycone humorem.

A wracając do czerwca, to jak powszechnie wiadomo, 1 czerwca obchodzimy Dzień Dziecka. Obchodziłam i ja, bo mój osobisty chłop miał fantazję, żeby z okazji tego święta obdarować mnie kwiatami, a dokładniej jedną białą lilią.
- Z jakiej to okazji - spytałam.
- No, jest dzień dziecka - wyjaśnił chłop.
-Ale ja już dawno nie jestem dzieckiem- odpowiedziałam.
- No rzeczywiście, zapomniałem - zgodził się, ale nie na długo.
- No, jak to nie? Jesteś dzieckiem tyle że starym i w dodatku sierotą, więc należał ci się jakiś kwiatek - dodał po chwili.

No, przy takiej argumentacji nie sposób się nie zgodzić. Tak, jestem dzieckiem, chociaż starym. I sierotą też, od wielu zresztą lat. Mój mąż ma zawsze rację i niech mu będzie, bo on bardzo lubi mieć rację. Biała lilia pachnie obłędnie pięknie. My oboje powoli zbliżamy się do obłędu, bo życie coraz trudniejsze. A jak już się zbliżymy, to pięknie raczej nie będzie, więc tym bardziej trzeba się cieszyć dniem dzisiejszym.  Jeszcze tylko wkleję piosenkę z płyty "Malinowa", której słuchaliśmy razem wieczorkiem. I  dzisiaj to by było na tyle.
 

poniedziałek, 9 marca 2015

Świętowałam...



Mój wnuk miał wczoraj urodziny - skończył 4 lata. Zazwyczaj przy takiej okazji oprócz życzeń pojawia się refleksja nad upływem czasu i pytanie: Kiedy to minęło? Mam szczęście, bo wiem kiedy. Sercem byłam obecna w każdym z tych 1461 dni życia mojego wnuka, fizycznie niewiele mniej. To dla mnie ogromna radość i wielki przywilej.

Dorastaj kochanie, obrastaj w piórka, żebyś miał z czego zrobić skrzydła – powiedziałam, składając Danielowi urodzinowe życzenia. A sobie życzyłam czasu, żebym mogła jak najdłużej być obecna w jego życiu.

Obchodziłam też Dzień Kobiet, a co będę sobie żałować. Dostałam kwiaty od męża i zięcia, wnuk dał buziaka i laurkę, więc czuję się doceniona. Być kobietą, to też być matką, żoną, babką, przyjaciółką; jest się z czego cieszyć, więc się cieszę, na całego i z przytupem.  Czytelniczkom tego bloga życzę również wszystkiego najmilszego. Duża buźka. 





obrazek złowiony w sieci

czwartek, 8 marca 2012

Dzień Kobiet? Niech będzie

Dzień Kobiet? Niech będzie. Nie mam nic przeciwko świętowaniu. Ale kobietą wartą uwagi czuję się nie tylko od święta. Zawdzięczam to sobie i trochę mojemu mężowi, który potrafi mnie doceniać i dopieszczać.

Jednak nie każda kobieta ma tak dobrze. Lennon śpiewał, że „kobieta jest Murzynem świata” i niestety miał rację. Ale. Jest takie małe „ale”. W wielu wypadkach kobiety same godzą się na rolę murzyna. Mój ojciec mówił: „Pamiętaj, że z każdym można zrobić tylko tyle na ile sobie pozwoli.” Że co? Że nie zawsze to prawda? Może i nie zawsze, ale w ogromnej większości tak, bo pewna doza wolności jest w człowieku niezniszczalna, jeżeli się przy niej uprze.

Dlatego życzę wszystkim kobietom, żeby potrafiły zawalczyć o siebie a na swojej drodze spotykały tylko porządnych facetów. Facetom też życzę, żeby nie robili sobie krzywdy i dobrze traktowali swoje kobiety nie tylko raz w roku. Bo kobieta, którą się traktuje wyłącznie jak babę do gotowania i prowadzenia domu, zachowuje się jak baba – zrzędzi, ględzi i ma za złe.

Jak na razie, to feministki walczące o równe prawa dla kobiet dostały ostatnio po nosie. Rząd Tuska chce zrównać czas pracy dla obu płci i jeszcze mówi, że to dla dobra kobiet. Makiawelizm w czystej postaci. Zachciewa się kobietom równości i parytetów, to muszą za to słono zapłacić. I nic to, że jak dotychczas, to kobiety niosą większy ciężar utrzymania rodziny a państwo nie robi nic, żeby im w tym pomóc. Cóż. Kiedy potrzeba, to przywołuje się fizjologię kobiety, że to naturalne, że ona rodzi i wychowuje, a kiedy nie to się ją wytyka, bo matka skupiona na dziecku jest mniej dyspozycyjnym pracownikiem niż mężczyzna, który na dziecku, z założenia, skupiać się nie musi. Oj, życie, życie…


wtorek, 15 lutego 2011

Świętować lubię, nawet bardzo...

Świętować lubię, nawet bardzo. Celebruję imieniny, urodziny, rocznice, dni takie i owakie, więc i przeciw Walentynkom też nic nie mam. Jednak owczy pęd do świętowania na komendę trochę mnie śmieszy. W przypadku Walentynek forma już dawno przerosła treść. Walentynki - święto zakochanych, stało się świętem ogólnie obowiązującym. Kochanemu Kierownikowi – od wdzięcznych podwładnych. Kochanej Cioci – od pamiętającej siostrzenicy. Kochanemu Koledze – od pań z księgowości. Kochanej Sąsiadce – od sąsiada. Itd. i itp. Teraz nawet psy mają prawo oczekiwać walentynkowych kartek od swoich panów i pańć. I chyba dostają, skoro handel oferuje kartki dla kochanych czworonogów. Ale co tam psy i kolega kierownik, są i tacy którzy wysyłają walentynkowe kartki do tych których nienawidzą. Że niemożliwe? Możliwe. Jakiś czas temu dostałam walentynkę od bratowej mojego męża, która jest chora z nienawiści do mnie. Muszę przyznać, że ten „dowód przywiązania” wywarł na mnie piorunujące wrażenie, bo sama nigdy bym na coś takiego nie wpadła. Ale widocznie nie jestem zdolna aż tak kochać. Nie wiem, jakie życzenia dostałam, bo mój mąż znając swoją bratową od razu wyrzucił kartkę do śmieci.

Wracając do święta zakochanych, to można świętować gremialnie, raz w roku, ale znacznie fajniej robić to kameralnie, przy każdej nadarzającej się okazji. Dawanie drobnych dowodów miłości, nie od święta a na co dzień, bardzo cementuje związek i pozawala na przebrnięcie przez rafy codzienności i trudne wydarzenia życiowe. „To oczywista oczywistość" jak mawia jeden taki, ale trzeba o tym przypominać, bo najłatwiej zapomina się o rzeczach oczywistych. Mój mąż ma dobrą pamięć i dlatego każdego ostatniego dnia miesiąca, przynosi mi frezje. Ten gest ma związek z dniem naszego ślubu, który braliśmy 31 grudnia trzydzieści dwa lata temu. Żadne walentynkowe suweniry nie zastąpią codziennej bliskości i tego małego kwiatka, który pachnie jak mój ślubny bukiet.

 *** Bądź przy mnie blisko - Halina Poświatowska 

 Bądź przy mnie blisko Bądź przy mnie blisko bo tylko wtedy nie jest mi zimno chłód wieje z przestrzeni kiedy myślę jaka ona duża i jaka ja to mi trzeba twoich dwóch ramion zamkniętych dwóch promieni wszechświata