Szukaj na tym blogu
poniedziałek, 22 września 2014
Dzisiejszy poranek
środa, 30 marca 2011
„Jutro jest najbardziej zajętym dniem roku.” (przysłowie hiszpańskie)
Przewróciłam się na drugi bok, naciągnęłam kołdrę na głowę i desperacko szukałam pod powiekami choćby cienia snu. Sen nie powrócił, ale moja świadomość natrętnie odtwarzała wczorajsze plany. Uspokajając swoje poczucie obowiązku, pomyślałam, że jeszcze chwilkę podrzemię, potem zrobię ile zdążę, a resztę najnudniejszych rzeczy zrobię jutro. W końcu miałam kiepską noc, to nic się nie stanie, jak sobie trochę odpuszczę.
I może spokojnie bym sobie poleżała, gdyby mój senny mózg nie podrzucił mi myśli alarmującej, jak brzęczenie budzika: „Jutro jest najbardziej zajętym dniem roku. Jutro jest najbardziej zajętym dniem roku.” Że też zawsze przypomina mi się coś, o czym akurat nie chcę pamiętać – jęknęłam rozczarowana i otworzyłam oczy.
Słońce rozświetlało pokój. Pomarańczowa ściana zyskała złocisty pasiasty wzór a w słonecznej smudze tańczyły drobinki kurzu. Fotografie stojące na półkach z książkami wyglądały jak kolorowe witraże, bo słońce odbijało się w szkle. Przez środek podłogi biegł szlaczek – brązowozłota zebra.
Usiadłam na łóżku i pomyślałam, że fajnie będzie przejść się po namalowanej słońcem zebrze. A potem to zrobiłam.
niedziela, 30 stycznia 2011
Niedzielny poranek z wroną
Niedzielny poranek, cicho, spokojnie, z kuchni dolatuje zapach parzonej kawy. Spoglądam w okno. Na tle biało-szarego nieba widać czarne przyprószone śniegiem konary i gałęzie drzewa. Na jednej z gałęzi siedzi wrona. Przekrzywiła łebek i schowała dziób w pióra. Siedzi nieruchomo, taka dziwnie pokurczona. Przyglądam się jej dłuższą chwilę, czekając kiedy się wyprostuje. Przez głowę przebiegają mi różne myśli, ale nie skupiam się na nich, jestem skupiona na ptaku, czekam kiedy podniesie łebek. Nie wiem, dlaczego w ogóle ma go podnosić i dlaczego to dla mnie ważne. Tkwimy tak obie w jakimś dziwnym stanie zawieszenia. Ona pokurczona na zimnej gałęzi. Ja zwinięta w kłębek w ciepłym łóżku. Co mamy ze sobą wspólnego? Obie żyjemy. Ona po ptasiemu, przeczekuje na drzewie porywy zimnego wiatru, który stroszy jej pióra. Ja czekam w łóżku, kiedy wreszcie będę mogła wstać. Jak już będę mogła chodzić, to pójdę na zimowy spacer. Poczuję chłód zimowego powietrza, może usłyszę skrzypienie śniegu pod butami. Będzie przyjemnie. Na pewno. Muszę tylko wstać i już cały świat stanie otworem. Życie ma wiele ciekawych ofert i to całkiem bezpłatnie.
A wrony lubię, tak jak Wojciech Młynarski, jeden z moich ulubionych tekściarzy. Bo czy można ich nie lubić? Moim zdaniem nie można.
Lubię wrony
Bardzo rzadko jest mowa o wronach,
A ja mam taki gust wypaczony,
Że lubię wrony
Cienką gałąź i marne poletko,
Czarne toto i w ziemi się dłubie -
A ja je lubię
Żadna wrona przez chwilę nie kryje,
Że dlatego na zimę zostają,
Że źle fruwają
Się do tego dorabiać nie stara
Manifestów ni ideologii -
I to ją zdobi
Że ich głosy brzmią raczej nieładnie,
Lecz nie wstydzą się i nie tłumaczą,
Że brzydko kraczą
By krakaniem nieść sobie pociechę -
I to jest w dechę!
Że postawi ktoś stracha na ludzi,
Co na wrony i we dnie, i nocą
Czyhają z procą
Jakby dobrze im było z tym wszystkim,
I w tym właśnie zaznacza się wronia
Autoironia.
Mężnie trwają w swym szwarccharakterze,
Nie składają w komorę zasobną,
Jak więcej dziobną.
Nie wyrosną na rżysku banany,
Nie zamienią się w kawior pędraki,
Bo układ taki
Bardzo rzadko jest mowa o wronach,
A ja mam taki gust wypaczony,
Że lubię wrony
Cienką gałąź i marne poletko,
Czarne toto i w ziemi się dłubie -
A ja je lubię,
A ja je lubię