Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą działanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą działanie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 2 marca 2015

Wiem




Tak, wiem jaka jestem, bo od długiego czasu bardzo uważnie przyglądam się sobie . Moja wiedza może nie jest pełna, bo żaden człowiek nie zna siebie w 100%, ale wiem o sobie całkiem dużo. Jednak jak wykorzystuję tę wiedzę, to już zupełnie inna sprawa. Sądzę, że w tej kwestii nie różnię się chyba specjalnie od ogółu.


I tak, niby wiem, że nie powinnam czegoś robić, bo to mi nie służy, bo potem się na siebie złoszczę, bo obiecałam sobie, że już nigdy więcej, ale... puszczam stery i lecę gdzie wiatr mnie poniesie. A czemuż to, czemuż ludu drogi? Bo głupia jakaś jestem i łudzę się, że to samo działanie przyniesie inne rezultaty i będzie inaczej? Bo nie dość siebie kocham, żeby sobie nie odpuszczać i mądrze o siebie zadbać? Bo inni też tak robią i jakoś żyją? Bo nie zawsze można robić tylko to co się chce? Bo takie czasy?  

Bez względu na to, jak mądrze i prawdziwie odpowiedziałabym sobie na te pytania, i tak niewiele to  zmieni na lepsze. Wiedza ma znaczenie kiedy się z niej robi użytek. Mieć dużą wiedzę, to nie to samo co być mądrym. A ja właśnie nie skorzystałam z posiadanej wiedzy i dałam się wrobić w sprawę, przez którą straciłam mnóstwo czasu i energii. Jestem za to na siebie zła. Znowu zrobiłam coś wbrew sobie, bo zamiast posłać taką jedną na drzewo dałam się wykorzystać. No ale nie posłałam, więc na koniec powinnam rozwinąć tytuł wpisu i dodać: wiem, ale i tak jestem głupia.
 

A teraz, jak już wyrzuciłam co mi leżało na wątrobie, pora poprawić sobie nastrój. Dlatego egoistycznie i z pełną premedytacją oleję papierzyska, którymi miałam się zająć, zignoruję szansę na udział w wyścigu po tytuł perfekcyjnej pani domu (ha, ha, haa – gdyby ktoś się nabrał, że miałabym w tej dziedzinie jakieś szanse) i zakoleguję się z niejakim Wiesławem Myśliwskim. No to włażę pod kocyk (sama) i popijając herbatkę, posłucham  spektaklu Teatru Polskiego pt. „Drzewo”. 




obrazki złowione w sieci

piątek, 21 października 2011

Spacer pod chmurką

wywiorski















Rano byłam na spacerze. Pogoda nie była spacerowa, ale moje serce telepało się jak stara furtka na jednym zawiasie, więc poszłam się dotlenić.

Szłam sobie pod parasolką i zastanawiałam się, jak też będę dalej żyć. Mam się nad czym zastanawiać, bo jest ze mną coraz gorzej, co rusz przybywa mi jakaś wyjątkowo atrakcyjna choroba.

Jestem jak poobijany garnek, bolą mnie mięśnie, stawy i prawie wszystkie kości. I jak tu normalnie żyć? No, nie da się normalnie. Ale jeżeli, nie normalnie, to jak? No tak, jak się da. Czyli po staremu.

Skupiona na wewnętrznym monologu, nie zauważyłam, że coraz mocniej pada. Pomimo tego, że ból nie zniknął a mój umysł skupiony był na czym innym, to precyzyjnie omijałam kałuże i przeszłam kawał drogi. Czyli, wciąż jestem zdolna do działania. Mój wewnętrzny ster ustawia azymut a ja muszę tylko wydatkować trochę energii.

Okazało się, że bez względu na to jak się czułam jednak przeszłam kilka kilometrów. Spacer przyniósł zamierzony efekt, bo dotlenione serce się uspokoiło.

Roman Zmorski, o którego istnieniu do niedawna nie wiedziałam, napisał:

Przez noc droga do świtania -
Przez wątpienie do poznania -
Przez błądzenie do mądrości -
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Podoba mi się takie wyjaśnienie.

środa, 19 października 2011

Podniosłam kamyk

Przysłowie chińskie mówi: ”Ten kto przeniósł górę, zaczął od małych kamyków.” Przysłowia są mądrością narodów a moja mądrość polega na tym, że uczę się od mądrzejszych, więc wzięłam sobie do serca te słowa i... podniosłam pierwszy kamyk.

Od kilku lat przymierzałam się do realizacji pewnego projektu, ale kończyło się na przymiarkach, bo nie czułam się na siłach. Jednak w końcu przestałam bać się wielkości góry, wzięłam pierwszy kamyk i poszłam przed siebie.

Ważne jest działanie i dążenie do celu. Gdybanie, co może pójść nie tak, jest zbytecznym balastem, który sami sobie zarzucamy na plecy. Brak wiary w powodzenie rzeczywiście zmniejsza szansę na osiągnięcie celu. Fajnie jest realizować plany nie bojąc się, że nie wyjdzie idealnie. Jestem zadowolona, że się odważyłam. Mam już małą górkę kamyków.

wtorek, 16 sierpnia 2011

Ubiegły tydzień - odptaszkowany

Przez ostatnie dni zbyt wiele się działo i fizycznie czułam się do bani, więc nie miałam chęci na pisanie bloga. Przetrwałam tylko dzięki lekom przeciwbólowym, ale pojedynek ja kontra mój organizm 0:1. Jednak jak człowiek jest już po okresie rękojmi, to nie powinien za bardzo protestować. Toteż nie protestuję, tylko czekam cierpliwie aż poczuję się lepiej.

Mimo kiepskiej kondycji udało mi się załatwić parę spraw urzędowych, które ciągną się jak śluz za ślimakiem i są równie obrzydliwe. W nadchodzącym tygodniu też nie będę się raczej nudziła, bo skoro powiedziałam, z własnej chociaż przymuszonej woli, „a”, to teraz trzeba powiedzieć „b”. Mam już po kokardę zajmowania się sprawą męża, ale jak mus to mus.

W tym tygodniu chciałabym odptaszkować wszystko, co wlecze się za mną od zeszłego tygodnia i osiąść na chwilę na laurach, najchętniej w miłym towarzystwie. Odptaszkowywanie (tak nazywam odhaczanie punktów na spisie zadań do wykonania) jest bardzo przyjemną czynnością, więc trzeba się brać za robotę. Lista na ten tydzień trochę długa i na pewno nie wszystko uda się zrobić... Ale spróbuję, bo każda droga zaczyna się od pierwszego kroku a ja nie zamierzam szukać wytłumaczenia w tym, że jestem kulawa.

Wciąż idę, bo nie jestem sama.

* * *

Twarze, twarze - J. Wołek

Czy w trwaniu
Czy to we wrzątku zdarzeń
Twarze, twarze
Wciąż widzę wasze twarze
Płyną tu, gdzieś z głębi wspomnień
Z otchłani snu
Idą nocą do mnie

Z jasnym śmiechem
Lub smutku makijażem
Twarze, twarze
Wciąż widzę wasze twarze
W ciszy łąk i zdań różańcu
Twarzy krąg
W niepowstrzymanym tańcu

Dzięki losie
Za to żeś dał mi w darze
Twarze, twarze
Te bliskie twarze
Że mi dałeś tę jasną oczywistość
Im świat większy
Tym bliższa bliskość

Wśród marzeń
Rozwianych jak miraże
Twarze, twarze
Zawsze życzliwe twarze
Czyjaś dłoń i ciepłe słowo:
Trzymaj pion!
My jesteśmy z tobą!
Słońca duszy
Te oczy jak witraże
Twarze, twarze
Co płoną jak lichtarze
W mroczny czas
Serc drogowskazy
Ja wśród was -
Twarz pośród innych twarzy

Dzięki losie
Za to żeś dał mi w darze
Twarze, twarze
Te bliskie twarze
Że mi dałeś tę jasną oczywistość
Im świat większy
Tym bliższa bliskość

Czas toczy
Swe koła po zegarze
Prawda w oczy:
Kiedyś mnie Panie wskażesz
Skoro już
Tak jak w walizkę
W pamięć włóż
Te wszystkie twarze bliskie

Dzięki losie
Za to żeś dał mi w darze
Twarze, twarze
Te bliskie twarze
Że mi dałeś tę jasną oczywistość
Im świat większy
Tym bliższa bliskość

Czas toczy
Swe koła po zegarze
Prawda w oczy:
kiedyś mnie Panie wskażesz
Skoro już
Tak jak w walizkę
W pamięć włóż
Te wszystkie twarze bliskie

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Nowy tydzień, nowe sprawy

Kończy się piękna niedziela a w nowym tygodniu czeka mnie załatwienie kilku spraw, których załatwiać nie mam ochoty. Nie lubię jak coś nade mną wisi, ale czasami stosuję strategię uników, bo brakuje mi energii albo odwagi. Albo jednego i drugiego. Jednak tym razem problem nie w chęciach, ale raczej w niechęci ... do grzebania się w śmieciach, w których, jak każdy normalny człowiek, grzebać się nie lubię. Jednak jak mus to mus.

Poza tym, zaplanowałam sobie na nadchodzący tydzień trochę dodatkowych zajęć. Obiecałam koleżance, pomalowanie ceramicznych uchwytów do szafek i muszę się wreszcie z tej obietnicy wywiązać. Farby i pędzelki już mam, to najwyższa pora pobawić się w malowanie kwiatuszków. Ślubny naprawił maszynę do szycia, więc muszę wreszcie skończyć szycie zasłon dla Marty. Nie wiem jak sobie poradzę z naszywaniem aplikacji, bo organza, to nie jest łatwy materiał, ale jak zaczęłam, to muszę skończyć.

Koniec tygodnia zapowiada się miło, bo mam spotkanie z psiapsiółami. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży i pobalujemy w komplecie, opijając szczęśliwie urodzonego wnuka, któremu już wyżyna się drugi ząbek. Nie można powiedzieć, żebym bardzo się spieszyła z pępkowym, ale, jakoś tak ciągle coś stało na przeszkodzie i nie wiadomo kiedy minęło 5 miesięcy.

No właśnie, Niutek wszedł dzisiaj w szósty miesiąc życia i z tej okazji dostał od dziadka kolejnego gryzaka, ale dalej najlepiej gryzie dziadka. Poza tym odkrył już że zabawki można nie tylko trzymać, ale też nimi rzucać i gorliwie praktykuje. Do nowych umiejętności Niutka doszedł śpiew, a właściwie melodyjne zawodzenie przy usypianiu. Ślubas, powyższe złośliwie wyjaśnia tym, że mały swoim zawodzeniem stara się zagłuszyć moje kołysanki. Stanowczo protestuję, bo my z Niutkiem śpiewamy na dwa głosy, tyle że każdemu wychodzi inna melodia.

środa, 30 marca 2011

„Jutro jest najbardziej zajętym dniem roku.” (przysłowie hiszpańskie)

Rano obudziło mnie słońce wpadające przez niezasłonięte żaluzje. Wcisnęłam głowę w poduszkę, goniąc resztki snu. Niestety sen czmychnął i moja skołatana głowa przestawiała się na czuwanie. Nie otwierając oczu, zaczęłam dzień od przypominania sobie co powinnam dzisiaj zrobić. Okazało się, że powinnam zrobić za dużo, dużo za dużo, jak na moje dzisiejsze chęci i możliwości.

Przewróciłam się na drugi bok, naciągnęłam kołdrę na głowę i desperacko szukałam pod powiekami choćby cienia snu. Sen nie powrócił, ale moja świadomość natrętnie odtwarzała wczorajsze plany. Uspokajając swoje poczucie obowiązku, pomyślałam, że jeszcze chwilkę podrzemię, potem zrobię ile zdążę, a resztę najnudniejszych rzeczy zrobię jutro. W końcu miałam kiepską noc, to nic się nie stanie, jak sobie trochę odpuszczę.

I może spokojnie bym sobie poleżała, gdyby mój senny mózg nie podrzucił mi myśli alarmującej, jak brzęczenie budzika: „Jutro jest najbardziej zajętym dniem roku. Jutro jest najbardziej zajętym dniem roku.” Że też zawsze przypomina mi się coś, o czym akurat nie chcę pamiętać – jęknęłam rozczarowana i otworzyłam oczy.

Słońce rozświetlało pokój. Pomarańczowa ściana zyskała złocisty pasiasty wzór a w słonecznej smudze tańczyły drobinki kurzu. Fotografie stojące na półkach z książkami wyglądały jak kolorowe witraże, bo słońce odbijało się w szkle. Przez środek podłogi biegł szlaczek – brązowozłota zebra.

Usiadłam na łóżku i pomyślałam, że fajnie będzie przejść się po namalowanej słońcem zebrze. A potem to zrobiłam.

środa, 19 stycznia 2011

Rozmowa pod kołderką

Dzisiaj życie mi dokuczyło. Niestety, nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni. Zrobiłam to, co zwykle robię, gdy smutki wyłażą z każdego kąta i nie mogę wykrzesać z siebie chociażby odrobiny energii, czy optymizmu. Zwinęłam się w kłębek, jak kot, skołataną łepetynę schowałam pod kołdrę i czekałam na sen. Kiedy życie za bardzo gniecie dobrze jest na trochę od niego uciec w krainę sennych marzeń. Morfeusz bóg marzeń sennych, postać o wielkiej mądrości, bywa czasem łaskawy i maluje nam pod zamkniętymi powiekami piękne obrazy, które dają wytchnienie. Jednak czasami nikt nie przychodzi z pomocą, nawet mityczny Morfeusz. Zostaje się tylko ze swoimi myślami.

- Mam dosyć takiego życia. Wszystko mi idzie jak po grudzie. Nie mam już siły.. - użalałam się nad sobą.
- No i co tak smęcisz? - odzywa się we mnie ta druga, która nie lubi biadolić.
- Nie smęcę, tylko mi źle i smutno. Życie mnie boli, smuga cienia nie wiedzieć kiedy zmieniła się w tuman, a czasu, żeby się z niej wydobyć, coraz mniej.
- To się nie wydobywaj. Leż sobie cichutko, popłacz sobie, posmarkaj, w końcu kiedyś rąbniesz w kalendarz i będzie po sprawie.
- Ale życia szkoda. Tyle jeszcze chciałam zrobić. Tyle dobrych rzeczy mnie ominęło i mam ich już nie zaznać? Nie tak miało być.
- A ktoś ci obiecał, że będzie tak jak chcesz?
- No nie. Ale przecież nie jestem gorsza od tych co mają łatwiejsze życie, więc dlaczego to ja mam robić za Hioba w spódnicy?
- Chcesz, to robisz.
- Jak to chcesz? Nie chcę.
- To rusz dupę spod kołdry, rozejrzyj się wokół i zmieniaj co ci nie pasuje. Zamiast wysmarkiwać resztki mózgu zacznij go używać.
- Baśka, z ciebie to jest prawdziwa małpa, zero empatii ...
- I co z tego że małpa, skoro mądrzejsza od ciebie.
- Nie gadam z tobą, sama sobie poradzę.
- To na co czekasz? Radź sobie.
- A żebyś wiedziała, że sobie poradzę! Cholera. Nawet poleżeć i pojęczeć spokojnie nie można, jak się ma takie wredne towarzystwo. Trudno. Wstaję.

I rzeczywiście, po takiej rozmowie ze swoim alter ego, najczęściej wstaję i szukam tej garści, w którą powinnam się wziąć. Zaniepokojonych muszę uspokoić, nie jestem schizofreniczką. Po prostu walczą we mnie dwie strony mojej osobowości, Basia hedonistka i Baśka realistka. Na szczęście obie wiedzą co to pragmatyzm, więc jakoś się dogadują.

Na koniec, moja ulubiona optymistyczna usypianka, którą napisał Andrzej Poniedzielski, nazwany przez przyjaciół: Logo Listopada
***
Chyba już można iść spać
Chyba już można iść spać
Dziś pewnie nic się nie zdarzy
Chyba już można się położyć
Marzeń na jutro trzeba namarzyć

Tamtą kartkę z wczorajszej nocy
Trzeba zmiąć i położyć w koszu
I od nowa na nowej kartce
Pisać nowy, niemiłosny list do losu

Albo donos napisać na życie
Bo należy mu się swoją drogą
I podpisać zgryźliwie "życzliwy"
Tylko gdzie to wysłać, do kogo

Takie łóżko, a taka dobra rzecz
To był świetny pomysł z tym łóżkiem
Jak ktoś chce sobie życie poprawić
To wystarczy poprawić poduszkę