Obudził mnie dziś
stukający w parapet deszcz. Wcisnęłam głowę w poduszkę, żeby
pospać jeszcze chociaż kilka minut. Ale nic z tego, deszczowe
scherzo namolnie wbijało mi się w uszy, przeganiając resztki snu.
Niechętnie otworzyłam oczy. W pokoju było szaro a od otwartego
okna wiało chłodem. Przekręciłam się na drugi bok i uśmiechnęłam
się, bo przypomniała mi się rozmowa z wnukiem.
- Danielku, nie
kręć się, bo w ten sposób nigdy nie zaśniesz – pouczałam
małego, gdy ten, zamiast spać, robił wiatrak z łóżeczka.
- Nie kręcem, ja
zmieniam boki – odpowiedział z powagą i absolutnym przekonaniem,
że jego wyjaśnienie skutecznie oddala wszelkie pretensje. Uhmm –
przytaknął sam sobie, żeby wzmocnić wypowiedź.
Na samą myśl o
wnuku zalała mnie fala ciepła. Co tam deszcz, łamanie w kościach,
astronomiczna jesień i wszystkie inne upierdliwości tego świata,
jak mam tyle miłości, która grzeje i rozświetla mnie od wewnątrz.
A pogoda... jest jaka jest i nie ma co narzekać. Deszcz zmyje
wszystkie brudy i świat będzie piękniejszy. I tego będę się
trzymać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz