Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą plany. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą plany. Pokaż wszystkie posty

środa, 17 września 2014

Coś nie wyszło, ale jest dobrze... mimo wszystko






























Od tygodnia cieszyłam się na spotkanie z psiapsiółkami. Miałyśmy pojechać nad Zalew Zemborzycki, żeby pogadać, zjeść rybkę, pospacerować nad wodą, ale... nic z tych planów nie wyszło, bo znowu nawaliłam. Cóż, głupio mi, tym bardziej, że spotkanie odwołałam w ostatniej chwili i kolejny raz. Zostaje mi tylko liczyć na życzliwość i wyrozumiałość dziewczyn. Niestety moje siły często stoją w opozycji do moich dobrych chęci. A dzisiaj musiałam wybierać, czy skończyć robotę czy  zrezygnować z popołudniowego wyjścia. Żeby zrobić obie rzeczy brakowało mi siły i czasu, bo ruszałam się jak mucha w mazi. Trudno mi przyzwyczaić się do coraz większych ograniczeń, więc się wkurzam. Ale przecież nie tędy droga. Dojrzali ludzie potrafią znaleźć równowagę pomiędzy życiowymi planami a rzeczywistymi możliwościami. Obrażanie się na rzeczywistość jest po prostu głupie a ja jestem za stara, żeby reagować jak dziecko. Dobrze o tym wiem, ale dojrzałość idzie pod rękę z pokorą, a tej ciągle mi brakuje. I tak trudno pogodzić się z tym, że w głowie pełno planów, a nogi nie chcą chodzić, i to wcale nie jest przenośnia, to jest upierdliwy fakt. Cóż, może jutro będzie lepiej. A dziś... łóżeczko, kocyk, herbatka, książka i jest dobrze, mimo wszystko jest dobrze.

A propos książki, czytam teraz Kosidowskiego „Opowieści ewangelistów” i powiem wam, że to lektura lepsza od niejednego kryminału. To moja druga przymiarka do prozy Kosidowskiego, ale tym razem bardziej świadoma, więc i przyjemność z czytania większa. Przeszkadza mi tylko drobny druk, bo oczy bardziej się męczą. Ale poza tym, polecam.











                                                               ilustracje znalezione w sieci

poniedziałek, 11 marca 2013

Kombinuję, jak płynąć a nie tylko dryfować



Zaczął się nowy tydzień, więc po weekendowym "odpuście", wróciłam do prostowania moich ścieżek. Dlatego - bez wielkiego entuzjazmu, ale z determinacją – wzięłam się za robotę. Bo jak chce się coś zrobić, to trzeba szukać sposobów, jak to zrobić, a nie powodów, dlaczego zrobić się nie da. W szukaniu sposobów pomaga mi moja rogata natura, bo od zawsze tak mam, że jak mnie życie przygniata do ziemi, to sprężynuję. Zupełnie jak leszczyna.

Wieczorem dopadło mnie zmęczenie, więc odpuściłam sobie działanie i przeszłam w stan kontemplacji, niekoniecznie religijnej. Właściwie może bardziej odpowiednie byłoby nazwanie tego, co robię, medytacją albo zadumą, ale mi bardziej pasuje kontemplacja. 

Lubię pogrążać się w myślach i oglądać wszystko od podszewki, pozwalając, żeby myśli swobodnie krążyły wokół tego co akurat mnie zajmuje. Staram się jednak nie wybiegać myślą za bardzo do przodu i skupiam się na tym, co tu i teraz. Snuję różne plany i oceniam które z nich mają choćby minimalną szansę powodzenia. Mapa moich myśli przypomina obrazy Pollocka - gmatwanina linii, plam, figur wśród których ukryty jest jakiś sens, jakaś odpowiedź. Trzeba się tylko nauczyć w jaki sposób patrzeć, żeby zobaczyć coś więcej aniżeli bazgroły. Kurcze, całkiem jak w życiu.





Na koniec, linkuję wywiad z Marcinem Prokopem Nareszcie ktoś uczciwie i otwarcie powiedział, że  bajońskie sumy płaci się ludziom, którzy są medialnymi wydmuszkami. Lubię Pana, Panie Marcinie.
 


wtorek, 16 sierpnia 2011

Ubiegły tydzień - odptaszkowany

Przez ostatnie dni zbyt wiele się działo i fizycznie czułam się do bani, więc nie miałam chęci na pisanie bloga. Przetrwałam tylko dzięki lekom przeciwbólowym, ale pojedynek ja kontra mój organizm 0:1. Jednak jak człowiek jest już po okresie rękojmi, to nie powinien za bardzo protestować. Toteż nie protestuję, tylko czekam cierpliwie aż poczuję się lepiej.

Mimo kiepskiej kondycji udało mi się załatwić parę spraw urzędowych, które ciągną się jak śluz za ślimakiem i są równie obrzydliwe. W nadchodzącym tygodniu też nie będę się raczej nudziła, bo skoro powiedziałam, z własnej chociaż przymuszonej woli, „a”, to teraz trzeba powiedzieć „b”. Mam już po kokardę zajmowania się sprawą męża, ale jak mus to mus.

W tym tygodniu chciałabym odptaszkować wszystko, co wlecze się za mną od zeszłego tygodnia i osiąść na chwilę na laurach, najchętniej w miłym towarzystwie. Odptaszkowywanie (tak nazywam odhaczanie punktów na spisie zadań do wykonania) jest bardzo przyjemną czynnością, więc trzeba się brać za robotę. Lista na ten tydzień trochę długa i na pewno nie wszystko uda się zrobić... Ale spróbuję, bo każda droga zaczyna się od pierwszego kroku a ja nie zamierzam szukać wytłumaczenia w tym, że jestem kulawa.

Wciąż idę, bo nie jestem sama.

* * *

Twarze, twarze - J. Wołek

Czy w trwaniu
Czy to we wrzątku zdarzeń
Twarze, twarze
Wciąż widzę wasze twarze
Płyną tu, gdzieś z głębi wspomnień
Z otchłani snu
Idą nocą do mnie

Z jasnym śmiechem
Lub smutku makijażem
Twarze, twarze
Wciąż widzę wasze twarze
W ciszy łąk i zdań różańcu
Twarzy krąg
W niepowstrzymanym tańcu

Dzięki losie
Za to żeś dał mi w darze
Twarze, twarze
Te bliskie twarze
Że mi dałeś tę jasną oczywistość
Im świat większy
Tym bliższa bliskość

Wśród marzeń
Rozwianych jak miraże
Twarze, twarze
Zawsze życzliwe twarze
Czyjaś dłoń i ciepłe słowo:
Trzymaj pion!
My jesteśmy z tobą!
Słońca duszy
Te oczy jak witraże
Twarze, twarze
Co płoną jak lichtarze
W mroczny czas
Serc drogowskazy
Ja wśród was -
Twarz pośród innych twarzy

Dzięki losie
Za to żeś dał mi w darze
Twarze, twarze
Te bliskie twarze
Że mi dałeś tę jasną oczywistość
Im świat większy
Tym bliższa bliskość

Czas toczy
Swe koła po zegarze
Prawda w oczy:
Kiedyś mnie Panie wskażesz
Skoro już
Tak jak w walizkę
W pamięć włóż
Te wszystkie twarze bliskie

Dzięki losie
Za to żeś dał mi w darze
Twarze, twarze
Te bliskie twarze
Że mi dałeś tę jasną oczywistość
Im świat większy
Tym bliższa bliskość

Czas toczy
Swe koła po zegarze
Prawda w oczy:
kiedyś mnie Panie wskażesz
Skoro już
Tak jak w walizkę
W pamięć włóż
Te wszystkie twarze bliskie

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Nowy tydzień, nowe sprawy

Kończy się piękna niedziela a w nowym tygodniu czeka mnie załatwienie kilku spraw, których załatwiać nie mam ochoty. Nie lubię jak coś nade mną wisi, ale czasami stosuję strategię uników, bo brakuje mi energii albo odwagi. Albo jednego i drugiego. Jednak tym razem problem nie w chęciach, ale raczej w niechęci ... do grzebania się w śmieciach, w których, jak każdy normalny człowiek, grzebać się nie lubię. Jednak jak mus to mus.

Poza tym, zaplanowałam sobie na nadchodzący tydzień trochę dodatkowych zajęć. Obiecałam koleżance, pomalowanie ceramicznych uchwytów do szafek i muszę się wreszcie z tej obietnicy wywiązać. Farby i pędzelki już mam, to najwyższa pora pobawić się w malowanie kwiatuszków. Ślubny naprawił maszynę do szycia, więc muszę wreszcie skończyć szycie zasłon dla Marty. Nie wiem jak sobie poradzę z naszywaniem aplikacji, bo organza, to nie jest łatwy materiał, ale jak zaczęłam, to muszę skończyć.

Koniec tygodnia zapowiada się miło, bo mam spotkanie z psiapsiółami. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży i pobalujemy w komplecie, opijając szczęśliwie urodzonego wnuka, któremu już wyżyna się drugi ząbek. Nie można powiedzieć, żebym bardzo się spieszyła z pępkowym, ale, jakoś tak ciągle coś stało na przeszkodzie i nie wiadomo kiedy minęło 5 miesięcy.

No właśnie, Niutek wszedł dzisiaj w szósty miesiąc życia i z tej okazji dostał od dziadka kolejnego gryzaka, ale dalej najlepiej gryzie dziadka. Poza tym odkrył już że zabawki można nie tylko trzymać, ale też nimi rzucać i gorliwie praktykuje. Do nowych umiejętności Niutka doszedł śpiew, a właściwie melodyjne zawodzenie przy usypianiu. Ślubas, powyższe złośliwie wyjaśnia tym, że mały swoim zawodzeniem stara się zagłuszyć moje kołysanki. Stanowczo protestuję, bo my z Niutkiem śpiewamy na dwa głosy, tyle że każdemu wychodzi inna melodia.

środa, 30 marca 2011

„Jutro jest najbardziej zajętym dniem roku.” (przysłowie hiszpańskie)

Rano obudziło mnie słońce wpadające przez niezasłonięte żaluzje. Wcisnęłam głowę w poduszkę, goniąc resztki snu. Niestety sen czmychnął i moja skołatana głowa przestawiała się na czuwanie. Nie otwierając oczu, zaczęłam dzień od przypominania sobie co powinnam dzisiaj zrobić. Okazało się, że powinnam zrobić za dużo, dużo za dużo, jak na moje dzisiejsze chęci i możliwości.

Przewróciłam się na drugi bok, naciągnęłam kołdrę na głowę i desperacko szukałam pod powiekami choćby cienia snu. Sen nie powrócił, ale moja świadomość natrętnie odtwarzała wczorajsze plany. Uspokajając swoje poczucie obowiązku, pomyślałam, że jeszcze chwilkę podrzemię, potem zrobię ile zdążę, a resztę najnudniejszych rzeczy zrobię jutro. W końcu miałam kiepską noc, to nic się nie stanie, jak sobie trochę odpuszczę.

I może spokojnie bym sobie poleżała, gdyby mój senny mózg nie podrzucił mi myśli alarmującej, jak brzęczenie budzika: „Jutro jest najbardziej zajętym dniem roku. Jutro jest najbardziej zajętym dniem roku.” Że też zawsze przypomina mi się coś, o czym akurat nie chcę pamiętać – jęknęłam rozczarowana i otworzyłam oczy.

Słońce rozświetlało pokój. Pomarańczowa ściana zyskała złocisty pasiasty wzór a w słonecznej smudze tańczyły drobinki kurzu. Fotografie stojące na półkach z książkami wyglądały jak kolorowe witraże, bo słońce odbijało się w szkle. Przez środek podłogi biegł szlaczek – brązowozłota zebra.

Usiadłam na łóżku i pomyślałam, że fajnie będzie przejść się po namalowanej słońcem zebrze. A potem to zrobiłam.

środa, 2 lutego 2011

Oprócz błękitnego nieba...

Pierwszy dzień lutego, więc minął już miesiąc nowego roku. Szybko to zleciało. Do końca tego miesiąca powinnam załatwić wiele spraw. Nie wiem tylko, jak mam to zrobić skoro od świąt leżakuję. Usiłowałam coś zaplanować, ale z tyłu głowy tłukła mi się namolna myśl, że nic mi z tych planów może nie wyjść, jak szybko nie poczuję się lepiej. Namolne myśli mają to do siebie, że trudno się ich pozbyć. Nastrój mi się zepsuł i macerowałam się w sosie niezadowolenia z siebie i złości na całokształt mojego organizmu. W końcu zniechęcona włączyłam radio i usłyszałam refren piosenki:

Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba

Oprócz drogi szerokiej, oprócz góry wysokiej,
Oprócz kawałka chleba, oprócz błękitu nieba,
Oprócz słońca złotego, oprócz wiatru mocnego,
Oprócz góry wysokiej, oprócz drogi szerokiej

Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba

Dusza mi zawyła, jak pies do księżyca, ale szybko odpuściłam sobie użalanie się. Kawałek nieba mam za oknem, więc już jest jakiś początek. Na resztę muszę poczekać. A swoją drogą, to trzeba mieć moje zezowate szczęście, żeby akurat w takiej sytuacji trafić na tę piosenkę.