Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą deszcz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą deszcz. Pokaż wszystkie posty

sobota, 15 kwietnia 2023

U mnie bez zmian

Szaro, zielono, deszczowo.

Mija kolejna deszczowa sobota. Pada i pada, ale mnie taka pogoda nie przeszkadza. Wprost przeciwnie, odgłos padającego deszczu działa na mnie uspokajająco, wyciszająco. Wzięłam więc parasolkę i poszłam przewietrzyć głowę, przyjrzeć się przyrodzie, która pięknie budzi się do życia.

sobota, 28 marca 2015

Deszczowy dzień

„Zwykło się uważać za cud chodzenie po powierzchni wody czy unoszenie się w powietrzu, ale myślę, że prawdziwym cudem jest chodzenie po ziemi. Każdego dnia uczestniczymy w cudzie, z którego nawet nie zdajemy sobie sprawy: niebieskie niebo, białe chmury, zielone liście, ciekawskie oczy dziecka – nasze własne oczy. Wszy­stko jest cudem.” - Thich  Nhat Hannah 
A dzisiaj cudownie padał deszcz. Przez cały dzień w różnym natężeniu leciała z nieba woda - mżyło, kapało, lało... 

Ale mi  nie przeszkadzała ta pogoda, bo, po pierwsze primo, ja lubię deszcz, po drugie primo, po ostatnich słonecznych dniach przyszła pora na trochę wilgoci, po trzecie primo, świat obmyty deszczem zyskuje na urodzie, a po czwarte primo, musiałabym mieć „coś” z głową, żeby martwić się tym że pada. 
Nie wiem do końca, jak to jest z moją głową - podobno kretyni i wariaci są zawsze pewni, że nie odstają od normy - ale na pewno nie szukam na siłę powodów do narzekania na cokolwiek. Wolę cieszyć się z tego co mam. Dlatego włożyłam kalosze wzięłam parasol i poszłam na długi spacer. I wiecie co, było pięknie, szaro, mgliście, srebrzyście. Z kropelkami deszczu na twarzy chłonęłam piękno wczesnowiosennego krajobrazu i cieszyłam się, że mogę tak iść i iść... słuchając z iPada Beethovena albo deszczu z natury. Zresetowałam się i nabrałam chęci do życia. Czego i Wam z serca życzę. 

 

obrazki złowione w sieci



wtorek, 3 marca 2015

Czas dla duszy




Na dworze szaroburo, ponuro, siąpi deszcz na zmianę z wątłym śnieżkiem. Pogoda, jak pogoda, ani dobra, ani zła, marcowa. Na blaszany parapet ścieka woda wystukując nieregularny rytm: puk, puk...puk puk puk... 

Nie pamiętam, czy gdzieś to usłyszałam czy może sama wpadłam na to porównanie, że deszcz jest jak płacz duszy. A dzisiaj rozlał się we mnie łagodny smutek taki co to nie boli, a jedynie oczyszcza, jest tęsknotą za czymś, ale za czym... Nie wiem. Może za tym, żeby częściej znajdować czas dla duszy, żeby lepiej ją poznać... Jednego jestem pewna; w każdym przypadku balsamem na moją duszę są wiersze Wisławy Szymborskiej.


* * *
Duszę się miewa.
Nikt nie ma jej bez przerwy
i na zawsze.

Dzień za dniem,
rok za rokiem
może bez niej minąć.

Czasem tylko w zachwytach
i lękach dzieciństwa
zagnieżdża się na dłużej.
Czasem tylko w zdziwieniu,
że jesteśmy starzy.

Rzadko nam asystuje
podczas zajęć żmudnych,
jak przesuwanie mebli,
dźwiganie walizek
czy przemierzanie drogi w ciasnych butach.

Przy wypełnianiu ankiet
i siekaniu mięsa
z reguły ma wychodne.

Na tysiąc naszych rozmów
uczestniczy w jednej,
a i to niekoniecznie,
bo woli milczenie.
Kiedy ciało zaczyna nas boleć i boleć,
cichcem schodzi z dyżuru.

Jest wybredna:
niechętnie widzi nas w tłumie,
mierzi ja nasza walka o byle przewagę
I terkot interesów.

Radość i smutek
to nie są dla niej dwa różne uczucia.
Tylko w ich połączeniu
jest przy nas obecna.

Możemy na nią liczyć,
kiedy niczego nie jesteśmy pewni,
a wszystkiego ciekawi.

Z przedmiotów materialnych
lubi zegary z wahadłem
i lustra, które pracują gorliwie,
nawet gdy nikt nie patrzy.

Nie mówi skąd przybywa
i kiedy znowu nam zniknie,
ale wyraźnie czeka na takie pytania.

Wygląda na to,
że tak jak ona nam,
również i my
jesteśmy jej na coś potrzebni. 


obrazki złowione w sieci 

poniedziałek, 22 września 2014

Dzisiejszy poranek















Obudził mnie dziś stukający w parapet deszcz. Wcisnęłam głowę w poduszkę, żeby pospać jeszcze chociaż kilka minut. Ale nic z tego, deszczowe scherzo namolnie wbijało mi się w uszy, przeganiając resztki snu. Niechętnie otworzyłam oczy. W pokoju było szaro a od otwartego okna wiało chłodem. Przekręciłam się na drugi bok i uśmiechnęłam się, bo przypomniała mi się rozmowa z wnukiem.
- Danielku, nie kręć się, bo w ten sposób nigdy nie zaśniesz – pouczałam małego, gdy ten, zamiast spać, robił wiatrak z łóżeczka.
- Nie kręcem, ja zmieniam boki – odpowiedział z powagą i absolutnym przekonaniem, że jego wyjaśnienie skutecznie oddala wszelkie pretensje. Uhmm – przytaknął sam sobie, żeby wzmocnić wypowiedź.
Na samą myśl o wnuku zalała mnie fala ciepła. Co tam deszcz, łamanie w kościach, astronomiczna jesień i wszystkie inne upierdliwości tego świata, jak mam tyle miłości, która grzeje i rozświetla mnie od wewnątrz. A pogoda... jest jaka jest i nie ma co narzekać. Deszcz zmyje wszystkie brudy i świat będzie piękniejszy. I tego będę się trzymać.


ZNALAZŁEM   GRZYBKA
 

sobota, 2 lipca 2011

Deszczowy początek lipca

Padało, mżyło, lało. Deszczowy cały piątek, ale lipcowy deszcz ma swój urok, więc byłam daleka od narzekania na pogodę. Gdyby mój felerny organizm lepiej znosił ciśnieniową huśtawkę, to odpowiadałaby mi każda pogoda. Niestety, ja lubię każdy rodzaj pogody a organizm nie, więc ziewam jak hipopotam a serce robi fikołki, rozpychając się w klatce z piersiami.

Nie podoba mi się to, więc próbuję olewać fanaberie ciała. Tak często, jak tylko się da. Na swój użytek zmodyfikowałam powiedzenie o dobrych chęciach i mdłym ciele - duchem nie będzie rządziło ciało, choćby bardzo tego chciało. Jednak, pod wieczór, mój duch zaczął wymiękać i musiałam zmienić plany. Zamiast na imieniny poszłam do łóżka. Dramat to nie jest, ale trochę żal. Jakbym się uparła uderzyć w dramatyczne tony, to zawsze mogę powtórzyć za Słowackim: „Duchowi memu dała w pysk i poszła” ta wstrętna pogoda, oczywiście.

Na pocieszenie miałam wieczorną wizytę Niutka. Tyle że mały był dzisiaj kapryśny, chciał spać, ale nie mógł usnąć. Jak zawsze zaczęłam mu śpiewać, tym razem była to piosenka „Czerwonych Gitar” Długo nie pośpiewałam, bo Niutek skręcał się w precel, przebierał nogami i ani myślał usnąć. Nie wiem tylko, co go bardziej irytowało, nieznana piosenka, jakość wykonania, czy pogoda. Ja stawiam na pogodę, chociaż zdania są podzielone. Kiedyś córka powiedziała, że nikt nie usypia małego tak dobrze jak ja, na co ślubas zapodał, że wnuk szybko usypia, żeby nie słuchać moich kołysanek. Myślał by kto, niech sobie dziadek zazdrośnik gada, a ja będę śpiewać i już.

* * *
Ciągle pada!
Asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby,
Mokre niebo się opuszcza coraz niżej,
żeby przejrzeć się w marszczonej deszczem wodzie. A ja?
A ja chodzę desperacko i na przekór wszystkim moknę,
Patrzę w niebo, chwytam w usta deszczu krople,
patrzą na mnie rozpłaszczone twarze w oknie, to nic.

Ciągle pada! Ludzie biegną, bo się bardzo boją deszczu,
Stoją w bramie, ledwie się w tej bramie mieszcząc,
ludzie skaczą przez kałuże na swej drodze. A ja?
A ja chodzę, nie przejmując się ulewą ani spiesząc,
Czując jak mi krople deszczu usta pieszczą,
ze złożonym parasolem idę pieszo, o tak!

Ciągle pada, alejkami już strumienie wody płyną,
Jakaś para się okryła peleryną,
przyglądając się jak mokną bzy w ogrodzie. A ja?
A ja chodzę w strugach wody, ale z czołem podniesionym,
Żadna siła mnie nie zmusza i nie goni,
idę niby zwiastun burzy z kwiatkiem w dłoni, o tak.

Ciągle pada, nagle ogniem otworzyły się niebiosa,
Potem zaczął deszcz ulewny siać z ukosa,
liście klonu się zatrzęsły w wielkiej trwodze. A ja?
A ja chodzę i niestraszna mi wichura ni ulewa,
Ani piorun, który trafił obok drzewa,
słucham wiatru, który wciąż inaczej śpiewa.

Ciągle pada, nagle ogniem otworzyły się niebiosa...
który wciąż inaczej śpiewa. A ja?
A ja chodzę desperacko i na przekór...
patrzą na mnie rozpłaszczone twarze w oknie, to nic.

sobota, 5 lutego 2011

Deszcz pada, wiatr wieje a mimo to może być przyjemnie.




















Sobota, dla ciężko pracujących ludzi wyczekiwany dzień odpoczynku. Dla mnie tylko kolejny dzień tygodnia. Jestem sama, bo mąż ma jakieś szkolenie. W domu cicho. Pierwsze dni lutego a pogoda marcowa. Zagapiłam się w okno i obserwowałam pędzące z wiatrem chmury, słuchałam szumu wiatru. Strasznie dziś wieje i siąpi deszcz. Lubię taki stan zatopienia w sobie i chmurach, przy akompaniamencie wiatru. Przychodzą mi wtedy do głowy różne myśli. Już o tym pisałam w tekście "Wiatr".
Większość ludzi nie lubi takiej pogody, bo ich przygnębia. Mawia się, że wieje jakby ktoś się powiesił. I co z tego, że wieje albo pada? To tylko zjawisko atmosferyczne. Zgoda, ten stan aury może źle oddziaływać na nasz organizm(na mój źle), ale to żaden powód żeby marnować dzień. Człowiek może być szczęśliwy nie tylko w słońcu.
Przypomniała mi się taka sytuacja. W jesienny dzień wybrałam się na spacer, chociaż pogoda nie zachęcała do wyjścia na dwór. Było pochmurno, siąpił drobny deszcz i wiało. Wiatr był słabszy niż dzisiaj, ale momentami trochę dmuchało.
Szłam sobie osiedlowymi alejkami i przyglądałam się drzewom. Cieszyłam się rześkim powietrzem, pięknymi kolorami i przyjemnością płynąca z możliwości swobodnego ruchu, stawiania kroków i przemieszczania się w przestrzeni. Kiedy się trochę zmęczyłam, usiadłam sobie na ławce. Zajęłam się obserwowaniem tego co wokół: różnokolorowych liści opadających na trawnik, psiaka który wypuszczony z domu biegał jak oszalały po mokrej trawie a na pysku miał wypisane samo szczęście, ludzi śpieszących się do domów, drzew kołyszących się w rytm wiatru, drobnych kropelek deszczu na mojej kurtce.
Wtedy z jednego z bloków wybiegła dziewczynka. Miała może z pięć lat, cała była w różnych odcieniach różu a spod czapki wystawały jasne włoski. Wystawiała buzię do nieba i łapała na twarz mikroskopijne kropelki deszczu, mrużąc przy tym oczy. Wyglądała na bardzo zadowoloną z tego co robiła.
Za chwilę z klatki wyszła jakaś kobieta, być może jej babcia, i zajęła się małą. Od razu włożyła jej kaptur, naciągając go prawie na nos. Wzięła małą za rękę i pokrzykując, że zmokną, pociągnęła ją za sobą. Dziewczynka szybko przebierała nóżkami a spod kaptura widziała tylko rozmoknięte liście i kałuże na chodniku.
Pomyślałam, że ta zapobiegliwa pani zabrała właśnie małej przyjemność cieszenia się deszczem. Po co taka troskliwość na wyrost? To, co kapało z zachmurzonego nieba niczym dziecku nie groziło. Trzeba by długo czekać żeby przemoknąć.
Kiedy obie mnie mijały, kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Pewnie uważała, że nie jestem specjalnie normalna, bo normalni ludzie nie siedzą w deszczu na osiedlowej ławce. Być może. Ale w moich normach mieści się takie zachowanie, może jestem normalna inaczej.

autor:misiolinka

Żal mi małej, bo jak będzie otoczona taką troską, to może wyrosnąć na człowieka, który unika wszystkiego, co może być chociażby potencjalnie uciążliwe. Takiego, który nie umie się cieszyć i byle co go przygnębia. A mając takie podejście do życia, straci wiele przyjemności.