Szukaj na tym blogu

czwartek, 24 listopada 2011

O kolorze jesiennych mgieł i krytyce

Zima coraz bliżej. Natura upiększyła zwiędłe i zeschnięte rośliny brylantową mgiełką szadzi, krajobraz zasnuła mgłą i od razu listopad zyskał na urodzie. Listopadowe mgły różnią się od tych z innych pór roku, bo mają w sobie odrobinę fioletu. W ogóle, jesienią powietrze jest w tonacji śliwkowej a najlepiej to widać na zdjęciach. 

Dzisiaj nie miałam czasu na długie spacery, bo od nowa robiłam to, co wczoraj udało mi się zepsuć. Wkurzyłam się strasznie na siebie, ale już mi przeszło. Krytyka jest dobra gdy jest konstruktywna a obrażanie się na siebie z powodu popełnionego błędu niczego na lepsze nie zmieni. Dlatego wyciągnęłam wnioski, skończyłam robotę i odpuściłam sobie połajanki.

W ogóle zauważyłam, że jestem dla siebie coraz łaskawsza, i, co trochę dziwne, coraz lepiej znoszę krytykę. Nie obrażam się, nie czuję się bezwartościowa, tylko staram się wyciągać wnioski. Umiejętne korzystanie z cudzych ocen może bardzo pomóc w rozwoju. Jednak, żeby móc wykorzystać słowa krytyki na swoją korzyść, trzeba najpierw zrozumieć, że doskonalenie się jest ściśle związane z popełnianiem błędów i że nie wszystkie błędy dostrzeżemy sami.

Dla relaksu przeglądałam zeskanowane na komputer zdjęcia. Trochę się tego uzbierało. Wśród zdjęć znalazłam malwy fotografowane przez strugi deszczu. Spodobały mi się, więc wklejam je dla kontrastu.


środa, 23 listopada 2011

Słonecznikowe duszki

Kiedyś robiłam kolaże rodzinnych zdjęć i świetnie się przy tym bawiłam. Dzisiaj próbowałam nauczyć się obróbki zdjęć w fotoshopie. Nie powiem, żeby nauka szła mi jak po maśle, bo w sprawach technicznych jestem wyjątkowo mało uzdolniona. Co zrobić, tak mam i już. Jednak nie zniechęcam się i przymierzam się jak szczerbaty do suchara.
Zamieszczone tu zdjęcie, to efekt obróbki zdjęcia, na którym były słoneczniki. Nie przeszkadza mi, że wyszło nie tak jak powinno, mi się podoba. Poza tym nawet najładniejsze zdjęcie słoneczników nie daje takiego pola do popisu dla wyobraźni.




poniedziałek, 21 listopada 2011

Światowy Dzień Życzliwości

autor: sbyszko



Dzisiaj obchodzono Światowy Dzień Życzliwości i Pozdrowień, więc z okazji, ale przede wszystkim z potrzeby serca, życzę wszystkim znajomym i nieznajomym, żeby na ich ścieżkach życia było wielu życzliwych ludzi.

Ja mam szczęście do dobrych ludzi, którzy zupełnie bezinteresownie obdarzyli mnie życzliwością. Spotkałam wiele życzliwych osób i wszystkie   zachowuję we wdzięcznej pamięci.

Sama też staram się być życzliwa, a już na pewno, nikomu świadomie nie szkodzę. Wychodzę z założenia, że życie jest za trudne, żeby dodatkowo uprzykrzać je sobie i innym. Poza tym, z pozytywnym nastawieniem do ludzi o wiele lżej się żyje. I jeszcze jedno, kiedy się komuś pomoże rozjaśnić trochę życie, to natura daje nam w prezencie przyjemność i satysfakcję.

A co z tymi, których trudno polubić, na których nawet Matka Teresa spuściłaby psy? Ja staram się ich omijać. Cóż, niech szarpią się sami ze sobą, skoro tak lubią. Jednak czasami jest mi ich żal, bo musiało coś nie tak pójść w ich życiu, skoro dla innych mają tylko złość.

Mój ulubiony filozof Leszek Kołakowski napisał takie słowa:, „Ale naprawdę tym, czego duch świata od nas oczekuje, nie jest wcale sprawiedliwość, ale życzliwość dla bliźnich, przyjaźń i miłosierdzie, a więc takie jakości, których ze sprawiedliwości niepodobna wyprowadzić.”

Niedziela

Kończy się niedziela, dzień odpoczynku od pracy, dzień rodzinnych obiadów, dzień, w którym powinno się znaleźć trochę czasu na refleksję i na bycie w kontakcie ze sobą, z Bogiem (jak ktoś wierzący). Dla mnie dzisiejsza niedziela należała do udanych, byłam z bliskimi, ale miałam też czas tylko dla siebie.

Bez pośpiechu cieszyłam się życiem.

Pogoda była ładna, więc poszliśmy z mężem i wnukiem na niedzielny spacer. Mały z zachwytem przyglądał się wszystkiemu a mąż robił zdjęcia, kilka z nich zamieszczam w tym wpisie. Wnuk i jesienne pejzaże prezentowali się w obiektywie bez zarzutu, ja wprost przeciwnie rzadko, na którym zdjęciu wyglądałam dobrze. Dlatego większość swoich zdjęć wykasowałam jeszcze zanim wróciliśmy do domu. Mężowi to się nie spodobało, ale musiał się pogodzić z tym, że nawet nieudana modelka może mieć swoje zdanie na temat zdjęć.

Wieczorem spotkaliśmy się ze znajomymi. W rozmowie nie udało się ominąć polityki. Nowe expose starego-nowego premiera oceniliśmy jako powtórkę tego sprzed czterech lat. No, może poza zmianami w ubezpieczeniach dla księży, bo wszystko inne już było, przynajmniej w kampanii wyborczej.

Moim zdaniem naprawdę już od dawna nie ma powodu, dla którego księża powinni być traktowani inaczej niż reszta społeczeństwa. Głosy mówiące, że odebranie przywilejów, to zamach na wiarę, są mocno przesadzone. Najwyższa pora żeby Kościół przypomniał sobie, że jego misją nie jest gromadzenie dóbr i przestał gorszyć wiernych swoją pazernością. Jeżeli księża nie chcą posłuchać ewangelicznej przypowieści o bogaczu, któremu trudniej wejść do Królestwa Niebieskiego niż wielbłądowi przejść przez ucho igielne, to może wezmą pod uwagę, że jako osoby duchowne nie powinni swoim zachowaniem potwierdzać słów Dantego, że „Ci, którzy sądzą, że pieniądz wszystko może, są zdolni wszystko zrobić, by go mieć.”
                                                                                   

sobota, 19 listopada 2011

Życiowe rachunki

Wieczorem poszłam na spacer. Idąc przed siebie chodnikiem pokrytym mokrymi liśćmi, słuchałam odgłosu swoich kroków i zastanawiałam się nad swoim życiem.

Krok za krokiem, idę drogą, która nie jest prosta ani szeroka, ale taką wybrałam. A dokładniej mówiąc, chyba nie miałam odwagi, żeby wybrać inną. Czy teraz, kiedy koniec mojej drogi coraz bliższy, żałuję swojego wyboru?

Nie, jednak nie żałuję. Dobrze że byłam zbyt tchórzliwa, żeby iść na skróty, budować swoje życie kosztem innych, gonić za wszystkim, co wygodne i przyjemne, bez oglądania się na zasady, ryzykując utratę szacunku do siebie. Owszem są rzeczy, których nie powinnam była zrobić a zrobiłam, ale mogę żyć z tą winą, bo rozgrzeszają mnie intencje.

Szkoda mi ludzi, którzy byli zbyt odważni i dekalog traktowali jak starodawny wymysł, niepotrzebny balast. Buntowali się przeciwko jednemu Bogu a bili czołem przed wieloma bożkami: mamoną, egoizmem, hedonizmem, pychą, władzą, itp. Nie kochali, bo miłość wymaga wierności a to ogranicza. Drugi człowiek był im potrzebny „do czegoś” a nie po to żeby tworzyć z nim wspólnotę.

A jak wyglądają ich rachunki pod koniec życia? Często wiele posiadają, wiele przeżyli a i tak czują się jak wydrążony orzech. Są rozczarowani światem, bo widzą w nim swoje odbicie. Nikomu nie wierzą, bo do innych przykładają swoją miarę. Samotność jest ich jedynym towarzyszem, bo więzi się tworzy a nie kupuje.

Skąd niby to wszystko wiem? Z obserwacji. Żyję już dość długo, więc widziałam jak potoczyło się życie różnych ludzi. Poza tym ostatnio poznałam takiego odważnego, który dopiero po zawale zobaczył dokąd doprowadziła go jego wygodna droga.