Szukaj na tym blogu

piątek, 30 grudnia 2011

Podsumowania





















Gdybym miała podsumować mijający rok, to powiedziałabym jak ks. Adam Boniecki: „Kiedy Pan Bóg daje komu jedną nogę krótszą, to w ramach rekompensaty daje mu też jedną nogę dłuższą.

I tak, w mijającym roku fizycznie czułam się dość paskudnie, ale spotkało mnie też wiele dobrego.

Na świat przyszedł cudny chłopczyk, którego pokochałam całym sercem.
Daniel - 26. 12. 2011 r.






















Cieszyłam się bliskością tych, których kocham najbardziej. Zaznałam wiele życzliwości od przyjaciół i znajomych. 
Spotkałam na swojej drodze paru dobrych ludzi. 
Pokonałam parę własnych ograniczeń i zarobiłam trochę pieniędzy

Czego bym chciała w nadchodzącym 2012 roku?Żeby nie był gorszy niż ten, który mija. A gdyby jeszcze, Najwyższy doszedł do wniosku, że wyrobiłam już limit na hiobowe przypadłości i zechciał pomóc, to byłabym naprawdę wdzięczna i szczęśliwa.

Czego życzyłabym Światu? Tego samego, czego życzę sobie; dobrej kondycji, dużo miłości, świętego spokoju, mądrości a nie tylko wiedzy, harmonijnego rozwoju, odczuwania radości istnienia, dbania tylko o to co naprawdę ważne.

FraZa04



czwartek, 29 grudnia 2011

Zegary i czas płynący jak rzeka

kamarisz















Jeszcze tylko dwa dni i pożegnamy stary rok. Strasznie szybko minął mi ten rok, za szybko. I to jedyna refleksja na dzisiaj. Reszta to zdjęcia  i piosenka Czesława Niemena.

marcell

marcell

marcell

marcell



Czas jak rzeka płynie 




Po co piszę? A bo ja wiem…

Kiedy zaczęłam pisać pierwszego bloga, w jednym z wie) lu zamieszczonych tam wpisów zastanawiałam się nad sensem prowadzenia bloga. Okazało się, że całkiem niepotrzebnie stawiałam sobie pytanie: Po co piszę?, bo znaleźli się tacy, co wiedzieli lepiej. 
W komentarzu pod wpisem znalazłam wyjaśnienie, że piszę głupio i całkiem niepotrzebnie. Jednak styl komentarza tak zalatywał znajomą kołtunką, że, mówiąc kolokwialnie, olałam rady "życzliwej". 

Ale po jakimś czasie sama zrezygnowałam z pisania, bo, po pierwsze, znudziło mi się a po drugie, byłam miłosierna dla „życzliwej”, która psuła sobie wątrobę, nie mogąc oderwać się od czytania moich postów.

Ten blog założyłam za namową koleżanki. Miałyśmy pomysł, który wymagał odrobiny popularności, więc zaczęłam pisać. Jednak pomysł dalej fazie projektu, a ja uszczęśliwiam czytelników przemyśleniami co też Basi chodzi po głowie. I znowu dopadło mnie pytanie, po co to robię. Na wp.pl przekonują, żeby założyć blog i wyrazić siebie. Ale czy mnie zależy na wyrażaniu siebie akurat w ten sposób? No sama nie wiem. Z jednej strony tak, z drugiej strony nie za bardzo. Wychodzi na to, że bez uzasadnionego powodu, od prawie roku publikuję w sieci bloga.

A dlaczego akurat dzisiaj odczułam potrzebę podzielenia się swoimi blogowymi wątpliwościami? Ano, dlatego, że właśnie dziś poczytałam na Onecie, jakie blogi ludzie zgłaszają do konkursu i przestraszyłam się, czy aby nie jestem podobna do niektórych blogowiczów. Jednak po namyśle doszłam do wniosku, że:
-nie jestem tak niekonwencjonalna w operowaniu słowem, jak co niektórzy annaliści, pamiętnikarze
- nie odkrywam co chwilę Ameryki
zachowuję umiar w ocenie swoich zdolności i nie przymierzam się, jak garbaty do ściany, do bycia nieomylną.  
- nie startuję w żadnym konkursie i nikogo nie zmuszam do czytania
A więc mogę pisać dalej. Amen.

wtorek, 27 grudnia 2011

Nie szkiełko i oko

Robiąc poświąteczny przegląd prasy trafiłam na artykuł dotyczący zasadności obchodzenia obchodzenia Bożego Narodzenia 25 grudnia
Kiedy skończyłam czytać pomyślałam, że fajnie zyskać nową wiedzę, ale we wszystkich sprawach związanych z duchowością, „mędrca szkiełko i oko” są najmniej ważne. 

Zawsze śmieszyło mnie, gdy ktoś sprawy niematerialne usiłował badać i opisywać przy pomocy materii. Sprawy wiary są niemierzalne, więc zamiast szukać dowodów w nauce lepiej zostawić je sercu. Wiedza jest oczywiście bardzo ważna, ale nie ma się co łudzić, że nauka daje odpowiedzi na wszystkie pytania.

Wojujący ateiści lubują się w udowadnianiu absurdalności wiary i religijnych praktyk oraz w szukaniu ostatecznych dowodów w nauce i historii, że Boga nie ma. Jednak choćby pękli, to nic na to nie poradzą, że w człowieku od prawieków istnieje potrzeba duchowości, która wcale nie jest przejawem umysłowego ograniczenia, wprost przeciwnie, prowadzi do rozwoju. Nie da się udowodnić, że Boga nie ma. A czy da się udowodnić, że jest? Na to pytanie każdy odpowiada sobie sam. Jeżeli chodzi o mnie, to nie mam wątpliwości.

I chociaż bardzo lubię wiedzieć, to podpisuję się pod sokratejskim „Wiem, że nic nie wiem”. Nie jestem też fanatycznie przywiązana do jednego sposobu patrzenia na świat. Dlatego nie twierdzę, że moja wiara i sposób jej wyznawania, są jedynie słuszne. Uważam, że to jest moja droga w poszukiwaniu Boga a ilu ludzi tyle dróg. Jak szerzej popatrzeć, to wszystkie religie monoteistyczne mają wspólne założenia i są do siebie w gruncie rzeczy bardzo podobne. Bez względu na to, czy wierzymy w boga osobowego czy bezosobowego rozumianego jako Absolut, to podążamy ku Czemuś, co jest sensem naszego istnienia. Kiedy ateista mówi, że Boga nie ma, to przyjmuje założenie, że wie wszystko a przecież nikt nie wie wszystkiego.

Odbiegłam trochę od tematu artykułu, ale gdybym miała odnieść się do historycznych podstaw wiary chrześcijańskiej, to powtórzyłabym za cytowanym w tekście św. Augustynem: "Nie czytamy w Ewangelii, by Pan powiedział: Posyłam wam Pocieszyciela, który by was pouczał o biegu słońca i księżyca. Chrześcijan bowiem chciał wykształcić, nie matematyków"