Po wczorajszych sercowych problemach
dzisiaj nie było śladu, więc ruszyłam do boju. Obleciałam na
szmacie chałupę, zadałam pralce robotę, zajrzałam do kuchni i
już mogłam iść na spacer. Wzięłam chłopaków i poszliśmy
szukać wiosny.
Po drodze odwiedziliśmy zaprzyjaźnione
kumy. Daniel na początku wizyty był mało wylewny, lekko speszony,
ale jak oswoił się z otoczeniem gościł się na całego. Posłodził
mi herbatę kostkami domina, pokazał gospodyniom gdzie pochowały
buty, próbował zdemontować szklany stolik, z zapałem, wartym
lepszej sprawy, porozrzucał szachy. Żeby przekonać Paulinę do
włączenia mu ulubionej piosenki, dawał buziaki Emilce, bo to jego
ulubiona ciocia, a Paulinę dopiero poznaje. Mamę dziewczyn traktował
z dystansem, ale przy pożegnaniu dał zdalnego buziaka.
Po występach gościnnych ja z małym
wróciłam do domu a Ślubny poszedł uzupełnić prowiant. Marta z
Przemkiem byli zajęci, więc wzięłam wnuka do nas. Po zjedzeniu
zupki i zmianie pampersa, przyszła pora na spanko. Mały wtulił się
we mnie i słuchał wymyślonej przeze mnie bajki. Główna bohaterką
opowieści była wrona, bo Daniel, podobnie jak ja, lubi wrony.
Jego pierwsze świadomie wypowiadane
słowa to: akuku i khrakhra. Od mniej więcej dwóch tygodni mały
powoli przechodzi na język tubylców, porzucając swoje indywidualne
narzecze, więc stara się powtarzać różne słowa. Trzy dni temu
zostałam babą. Już nie woła na mnie „mamu” tylko „baba”
albo „babo”. I tak oto przekroczyłam Rubikon. Ślubny nazywa
mnie przy wnuku per „babeczka”, bo nie chce sypiać z babcią,
ale mały nie ma żadnego powodu, żeby łamać sobie język, więc
Ślubny ma teraz w domu babę.
To była bardzo miła sobota. Tak sobie
myślę, że smakuje mi moje życie, chociaż ktoś inny, patrząc z
boku, mógłby się zdziwić. Nie mam zdrowia, nie opływam w
luksusy, kłopoty mnie lubią, więc z czego się tak niby cieszę.
No cóż. Czego nie mam to nie mam, ale to co najważniejsze mam.
Dlatego jestem zadowolona a czasami nawet szczęśliwa.
Berecik-syndrom mnie nie dotyczy.
Nie pamiętam czy zamieszczałam już
na blogu anegdotę traktującą o berecik-syndrom? A nawet jeżeli
tak, to chętnie się powtórzę.
Babcia spaceruje po plaży z wnukiem.
Nagle, małemu wpada do wody piłka a ten biegnie za nią prosto na
olbrzymią falę. Fala zabiera dziecko w głąb morza. Przerażona
babcia pada na kolana, wznosi ręce do góry i woła.
- Panie Boże zmiłuj się, błagam,
uratuj mojego wnuka.
Po chwili morze wyrzuca dziecko na
brzeg. Babcia szczęśliwa przytula dziecko i …
- A gdzie berecik? Miał jeszcze
berecik – woła niezadowolona, patrząc w niebo.
Na dzisiaj to tyle, bo czeka na mnie
wieczorne kino. Ślubny ściągnął film o życiu w oceanie w 3D,
więc dziś w objęcia Morfeusza popłynę z rybkami.