Szukaj na tym blogu

sobota, 7 marca 2015

Patrzę, słucham, jestem...




Niebieskoszare niebo z kropelką kobaltu, gdzieniegdzie jaśniejsze białe plamy z delikatną malinową poświatą. A na tym tle pajęczyny czarnych gałązek uśpionej zimowym snem lipy. Od czasu do czasu, pomiędzy wolno płynącymi chmurami, przemykają czarne wirujące punkciki, to stada wron albo kawek, nie wiem dokładnie, bo są za daleko i za wysoko.  Widać, że bardzo się śpieszą. Obraz za oknem ciemnieje, wysyca się. Nikną szarości i jasne plamy, zacierają się kontury chmur. Z każdą chwilą niebo staje się bardziej atramentowoniebieskie. Gałęzie drzew tracą na wyrazistości, jakby oddawały niebu część swojego koloru. Zapada noc. 

Spoglądam na zegarek i okazuje się, że, odkąd zaczęłam gapić się w okno, minęło sporo czasu. Cieszę się, że mam luksus w postaci czasu; czasu dla siebie, czasu na życie, czasu na obserwowanie otaczającego mnie świata. I, jeszcze jedno, cieszę się bardzo, że to wciąż mnie cieszy. Życie ma tak wiele do zaoferowania, wystarczy tylko otworzyć oczy i serce. 


                                        

obrazki złowione w sieci

wtorek, 3 marca 2015

Czas dla duszy




Na dworze szaroburo, ponuro, siąpi deszcz na zmianę z wątłym śnieżkiem. Pogoda, jak pogoda, ani dobra, ani zła, marcowa. Na blaszany parapet ścieka woda wystukując nieregularny rytm: puk, puk...puk puk puk... 

Nie pamiętam, czy gdzieś to usłyszałam czy może sama wpadłam na to porównanie, że deszcz jest jak płacz duszy. A dzisiaj rozlał się we mnie łagodny smutek taki co to nie boli, a jedynie oczyszcza, jest tęsknotą za czymś, ale za czym... Nie wiem. Może za tym, żeby częściej znajdować czas dla duszy, żeby lepiej ją poznać... Jednego jestem pewna; w każdym przypadku balsamem na moją duszę są wiersze Wisławy Szymborskiej.


* * *
Duszę się miewa.
Nikt nie ma jej bez przerwy
i na zawsze.

Dzień za dniem,
rok za rokiem
może bez niej minąć.

Czasem tylko w zachwytach
i lękach dzieciństwa
zagnieżdża się na dłużej.
Czasem tylko w zdziwieniu,
że jesteśmy starzy.

Rzadko nam asystuje
podczas zajęć żmudnych,
jak przesuwanie mebli,
dźwiganie walizek
czy przemierzanie drogi w ciasnych butach.

Przy wypełnianiu ankiet
i siekaniu mięsa
z reguły ma wychodne.

Na tysiąc naszych rozmów
uczestniczy w jednej,
a i to niekoniecznie,
bo woli milczenie.
Kiedy ciało zaczyna nas boleć i boleć,
cichcem schodzi z dyżuru.

Jest wybredna:
niechętnie widzi nas w tłumie,
mierzi ja nasza walka o byle przewagę
I terkot interesów.

Radość i smutek
to nie są dla niej dwa różne uczucia.
Tylko w ich połączeniu
jest przy nas obecna.

Możemy na nią liczyć,
kiedy niczego nie jesteśmy pewni,
a wszystkiego ciekawi.

Z przedmiotów materialnych
lubi zegary z wahadłem
i lustra, które pracują gorliwie,
nawet gdy nikt nie patrzy.

Nie mówi skąd przybywa
i kiedy znowu nam zniknie,
ale wyraźnie czeka na takie pytania.

Wygląda na to,
że tak jak ona nam,
również i my
jesteśmy jej na coś potrzebni. 


obrazki złowione w sieci 

poniedziałek, 2 marca 2015

Wiem




Tak, wiem jaka jestem, bo od długiego czasu bardzo uważnie przyglądam się sobie . Moja wiedza może nie jest pełna, bo żaden człowiek nie zna siebie w 100%, ale wiem o sobie całkiem dużo. Jednak jak wykorzystuję tę wiedzę, to już zupełnie inna sprawa. Sądzę, że w tej kwestii nie różnię się chyba specjalnie od ogółu.


I tak, niby wiem, że nie powinnam czegoś robić, bo to mi nie służy, bo potem się na siebie złoszczę, bo obiecałam sobie, że już nigdy więcej, ale... puszczam stery i lecę gdzie wiatr mnie poniesie. A czemuż to, czemuż ludu drogi? Bo głupia jakaś jestem i łudzę się, że to samo działanie przyniesie inne rezultaty i będzie inaczej? Bo nie dość siebie kocham, żeby sobie nie odpuszczać i mądrze o siebie zadbać? Bo inni też tak robią i jakoś żyją? Bo nie zawsze można robić tylko to co się chce? Bo takie czasy?  

Bez względu na to, jak mądrze i prawdziwie odpowiedziałabym sobie na te pytania, i tak niewiele to  zmieni na lepsze. Wiedza ma znaczenie kiedy się z niej robi użytek. Mieć dużą wiedzę, to nie to samo co być mądrym. A ja właśnie nie skorzystałam z posiadanej wiedzy i dałam się wrobić w sprawę, przez którą straciłam mnóstwo czasu i energii. Jestem za to na siebie zła. Znowu zrobiłam coś wbrew sobie, bo zamiast posłać taką jedną na drzewo dałam się wykorzystać. No ale nie posłałam, więc na koniec powinnam rozwinąć tytuł wpisu i dodać: wiem, ale i tak jestem głupia.
 

A teraz, jak już wyrzuciłam co mi leżało na wątrobie, pora poprawić sobie nastrój. Dlatego egoistycznie i z pełną premedytacją oleję papierzyska, którymi miałam się zająć, zignoruję szansę na udział w wyścigu po tytuł perfekcyjnej pani domu (ha, ha, haa – gdyby ktoś się nabrał, że miałabym w tej dziedzinie jakieś szanse) i zakoleguję się z niejakim Wiesławem Myśliwskim. No to włażę pod kocyk (sama) i popijając herbatkę, posłucham  spektaklu Teatru Polskiego pt. „Drzewo”. 




obrazki złowione w sieci