Szukaj na tym blogu

sobota, 25 lutego 2023

Baba w babie

Jak pewnie zauważyłyście, ostatnio zajmuję się głównie sobą.  Też to widzę, ale jakoś mnie to nie niepokoi. Widocznie przyszła pora na odmianę, bo 3/4 mojego życia uważałam, że myślenie o sobie jest egoizmem, więc nie wypada tego robić. Jakby mi tego było mało, to miałam dla siebie głównie krytykę. A teraz się nie krępuję i w ramach zajmowania się sobą robię za detektywa analizując przeszłe wydarzenia, dociekając co z czego mogło wynikać. Uparcie szukam odpowiedzi jaka byłam, jaka jestem, czego pragnę, co jeszcze chcę w życiu zrobić i jak żyć szczęśliwie na tym nie najszczęśliwszym ze światów.

środa, 8 lutego 2023

Tak sobie ze sobą gadam...

Kto ze sobą nie gada i nie dialoguje? Ja gadam i sądzę, że znakomita większość ludzi tak ma. Mam taką teorię, że w młodości dialogi wewnętrzne są rzadsze i cichsze, bo sprawniejszy umysł nie potrzebuje wzmacniania bodźców, żeby ogarniać siebie i świat. Poza tym w młodości mamy większą pewność, że nasze sądy są słuszne, więc rzadziej poddajemy je wnikliwszej analizie. Jednak im więcej mamy lat tym częściej potrzebujemy wsparcia. Bo życie jest coraz trudniejsze, więc trzeba je ze sobą przegadać. Ostatnio czasu na przegadywanie mi nie brakuje, więc dialoguję i snuję refleksje.

wtorek, 31 stycznia 2023

Trochę jojczę, trochę śpiewam, a życie się toczy

Na dworze śnieży, ale i tak jest szaro-buro i ponuro. Mimo wszystko poszłabym na spacer, ale boję się kolejnej wywrotki, więc ze spaceru nici. Siedzę w domu i praktykuję ekstremalne lenistwo jako jednoręka baba-jędza. Przekonałam się z przykrością, że wymuszone lenistwo bardzo mi nie pasuje, bo ja lubię się lenić, ale wyłącznie na moich zasadach.

środa, 18 stycznia 2023

Z przytupem i na całego

Nowy rok zaczęłam z przytupem, bo jak się bawić to na całego. Zaczęłam od tego, że wyciągnęłam męża na noworoczny spacer i lody do "Bosko". Książę małżonek się opierał, bo chciał odsypiać sylwestra, ale jednak dał się namówić. Nie uszliśmy daleko od domu, gdy na prostej drodze runęłam na ziemię jak długa. Książę małżonek idący dwa kroki za mną najpierw zdębiał, by po chwili zacząć bożojezować i szarpać mnie za kapotę w celu postawienia mnie na nogi. Łapanie pionu nie było rzeczą łatwą, bo w czasie upadku najmocniej ucierpiały moje ręce, a podnoszenie mnie pod paszki utrudniała panika ratownika. Kiedy już stanęłam na nogi i mogłam ocenić skutki upadku, to okazało się że lewa ręka jest zdarta do krwi a prawa też nie wygląda dużo lepiej.