Poświąteczny wtorek, więc czas na codzienność. Na dworze piękna pogoda i bardzo zielono a ja pół dnia przesiedziałam przy komputerze. Próbowałam przygotować nową robotę, ale niestety szło mi kiepsko. Nie dość że nie mogłam się skupić, to jeszcze dokuczało mi swoiste „wolnomyślicielstwo” - myślałam wolno i byłam inaczej oświecona. Dałabym spokój swojemu mózgowi, ale zaczynam odczuwać suchoty kieszonkowe, więc muszę się przemóc. Jutro czeka mnie ciąg dalszy, bo jak się nie ma co się lubi.... itd.
Przyjemnie byłoby robić tylko miłe rzeczy, ale nie ma tak dobrze. Czasami życie jest jak ta zła macocha a nam trafia się rola Kopciuszka. Wtedy trzeba zawinąć rękawki i brać się za robotę. No chyba, że ktoś woli wierzyć w bajki i zamiast liczyć na siebie, czeka na królewicza. Tyle, że w bajkach jest piękny królewicz i karoca z dyni, a w życiu bywa, że trafia się królewicz jak dynia. Ale cóż, jak to mówią, life is brutall.
Dlatego od dawna nie wierzę w bajki i robię co muszę, a przynajmniej bardzo się staram. Nie jest mi łatwo, ale mam satysfakcję, że mimo wszystko jakoś sobie radzę. Jednak chętnie oddałabym trochę satysfakcji w zamian za przychylność losu, bo sił ubywa i coraz trudniej pokonywać przeszkody.
Gdyby tak los się namyślił i dał więcej dobrobytu tj. więcej zdrowia i pieniędzy a mniej wrednych ludzi na drodze, to byłabym bardzo wdzięczna.
Na stronie Kobieta.pl znalazłam kiedyś fajny wiersz, w podobnym do wpisu klimacie, więc teraz go wklejam.
* * *
Wędrówki dobrobytu
sorry, budowa oparta na regułach własnych
szedł Dobrobyt po linie w nieznane
i nie myślał co będzie mu dane
czy kilometr księżyca z pół-tęczą
czy też wiorsta* pajęczyn zajęczych
nagle ujrzał dziewczynę bezbarwną
smętna dusza - pomyślał przygarnę
dłoń wyciągnął skinieniem zaprosił
już podziwiał spełnienie proroczych
snów na jawie jak kwiatów na łące
wkoło tylko owoce pachnące
między Wisłą a Odrą w przestrzeni
świat Okame od zaraz zamienił
ale serce chce więcej i więcej
niczym bajla** o złotej rybeńce
z biegiem czasu straciło ochotę
bowiem świat - jedna wielka niecnota
Autor: Mariat
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz