Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 29 listopada 2021

Ludzie, dajcie żyć odmieńcom

Ten post jest apelem, bo mam nadzieję, że słowo pisane zadziała skuteczniej niż mówione. Ponieważ, albowiem, gdyż znudziło się mi tłumaczenie, że jestem jaka jestem i nie zamierzam się zmieniać. Temat poruszony w tym wpisie nurtuje mnie od lat, ale uprzejmie donoszę, że nie potrzebuję pomocy. Mam nadzieję, że osoby z mojego otoczenia, które się o mnie martwią, wezmą pod uwagę, że piszę o problemie ogólnie, chociaż zwracam się także do nich, więc bez obrazy proszę.

A teraz do rzeczy. Z badań CBOS wynika, że wśród Polaków gwałtownie spada ilość osób wierzących i regularnie praktykujących. Ta informacja zelektryzowała moje dwie znajome, które bardzo różni podejście do wiary. Jedną statystyki bardzo ucieszyły. Druga popadła w przygnębienie. Obie zechciały podzielić się ze mną tą niezbyt cenną dla mnie wiadomością. I co ja na to? Jak zwykle zacznę od pieca, bo chcę być dobrze zrozumiana, a inaczej się nie da. No dobra, może się da, ale ja nie potrafię.

Czym różni się fanatyk religijny od fanatyka ateisty? NICZYM. To moje subiektywne zdanie oparte na doświadczeniu z osobami reprezentującymi obie opcje. Jedni i drudzy to mentalne bliźniaki żyjące w przekonaniu, że ich prawda najprawdziwsza. Dlatego często mają poczucie wyższości wobec tych, którzy mają inne zdanie i czują misję naprawiania wszystkich, którzy w ich mniemaniu błądzą. Osobiście źle znoszę jednych i drugich. 

Teoretycznie powinnam bardziej skłaniać się ku osobom religijnym, skoro też jestem wierząca, ale... jednak nie.  Ateiści w niczym mi nie przeszkadzają dopóki nie chcą mnie naprowadzać na właściwą ich zdaniem ścieżkę.

W tym miejscu muszę przyznać, że jestem coraz mniej religijna. Dojrzałam do tego, że religia to tylko sposób wyznawania wiary. Niestety, dla większości ludzi mieniących się osobami wierzącymi praktyki religijne wydają się być ważniejsze niż sama wiara. Nie rozumiem tego, bo rytuały nie powinny zastępować istoty wiary. Praktykowanie religijnych rytuałów w oderwaniu od przestrzegania przykazań Dekalogu  nie ma wg mnie z wiarą wiele wspólnego. A jednak tak się dzieje. Bardzo irytują mnie ludzie, którzy wciąż powołują się na Boga, żyjąc jednocześnie wbrew przykazaniom. Nie znoszę pobożnisiów, którzy czują się wielcy w swojej świętoszkowatości. Drugie przykazanie mówi wyraźnie: „Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno”, więc jakim prawem religijnie nastawieni fanatycy przy każdej okazji wycierają sobie gębę Bogiem? Mnie obcy jest wszelki fanatyzm oraz ortodoksja i nie zamierzam tego zmieniać. Dziwią mnie te wszystkie święte obrazy, bo dla mnie to folklor i rodzaj pogaństwa. Jak ci modlący się do świętych obrazów rozumieją słowa z Księgi Powtórzonego Prawa:5,6 - 21. Wiedzą, że coś takiego w ogóle jest?

Od jakiegoś czasu mam coraz większy problem z moją przynależnością do Kościoła. Z niesmakiem patrzę na tę instytucję i jej hierarchów. Katolicy zamykający oczy na ohydę w wykonaniu księży głośno krzyczą w obronie Kościoła, który podobno zmaga się teraz z bezprzykładnymi atakami. Naprawdę? Piętnowanie zła to atak na Kościół? Zamiast szukać wroga poza Kościołem proponuję lepiej się przyjrzeć kto w tej kwestii jest największym szkodnikiem. Kościół rzeczywiście upada, ale wyłącznie z winy tych, którzy nim zarządzają i większości tych, którzy do niego należą.

Ja należę i nie mam zamiaru składać aktu apostazji, więc część winy spada też na mnie. Według ateistów jestem głupia, ale to moja głupota, więc nic im do tego. Nie chcę rezygnować z tego co przez większość życia było dla mnie ważne. Uczestnictwo we mszy nie było dla mnie narzuconym obowiązkiem, ale potrzebą; czasem na modlitwę, refleksję, wyrażenie wdzięczności, więc nie chcę sobie tego odbierać. Przykro mi, że w Kościele jest coraz mniej Boga, a więcej interesów i rytuałów, ale nie mam na to większego wpływu. Ponieważ zawsze byłam bardziej wierząca aniżeli religijna, to jakoś sobie z tym rozdźwiękiem poradzę. Nigdy nie godziłam się, żeby o moim podejściu do wiary decydował ktoś inny niż ja. I dalej się nie godzę. Wybieram sobie kapłanów, których chcę słuchać, bo byle szmondak w czarnej albo purpurowej sukience nie będzie mi prawił morałów, skoro sam żyje niemoralnie. Według mnie wiarę wyraża się sercem, a nie przede wszystkim religijnymi rytuałami, i tego będę się trzymać. Od 42 lat żyję pod jednym dachem z bezwyznaniowcem i nie mam z tym najmniejszego problemu. On szanuje moją wiarę i przekonania. Ja szanuję jego prawo do realizowania się w swojej duchowości tak jak tego chce. I chociaż w uszach osób religijnych moje słowa mogą zabrzmieć jak herezja, to uważam, że po śmierci znajdzie się dla nas obojga jedno miejsce. I nie sądzę, żeby tym miejscem było piekło, bo wierzę, że zostaniemy rozliczeni nie z religijności, ale z miłości. Dlatego też, nie obrażam Boga myśleniem, że On mógłby przywiązywać większą wagę do ilości odmówionych różańców, aniżeli do moich starań, żeby żyć uczciwie i kochać bliźnich. 

Nie jest mi lekko, gdy słyszę co ludzie mówią o moim Kościele. Niestety zły osąd jest bardzo uzasadniony. Nie będę protestować, bo nie mogę zrezygnować z kierowania się sumieniem, które mówi mi, że dla dobra instytucji nie można godzić się ze złem. Nie bronię księży, którzy na obronę nie zasługują. Nie rozumiem tych krzyków o obrazę uczuć religijnych, bo moim zdaniem te pretensje są ekstremalnie bzdurne i pozbawione podstaw. Obrona uczuć religijnych przy jednoczesnym obrażaniu ludzi, którzy nie są religijni, to jakaś paranoja. Zwłaszcza, że znaczna część tych bardzo religijnych ludzi chętnie by odmówiła prawa do życia tym wszystkim, którzy się od nich różnią.  

Rozumiem złość ateistów, którzy muszą żyć w coraz bardziej wyznaniowym państwie. Jestem katoliczką, ale uważam, że państwo powinno być świeckie, żeby mogło jednakowo traktować wszystkich swoich obywateli. Kościół powinien skupić się na sprawach wiary zamiast zajmować się polityką i pomnażaniem majątku. Wiem że, historycznie rzecz biorąc, związki tronu i ołtarza zawsze były silnie ze sobą związane, ale najwyższy czas to zmienić. Przez wieki teologia ewoluowała, ale zaangażowanie KK w politykę i w gromadzenie dóbr materialnych pozostaje niezmienne.  Dla dobra Kościoła i państwa powinien wreszcie nastąpić definitywny rozdział.

Zaczęłam od pieca, ale już zmierzam do sedna. Moja sytuacja wygląda obecnie tak. Dla fanatycznych ateistów moja wiara to wiara w bajki, więc czują potrzebę, żeby mnie uświadomić jak bardzo jestem głupia i dla mojego dobra chcą mnie oświecać. Dla fanatycznie religijnych katolików jestem odszczepieńcem, który kala swoje gniazdo, więc za moje zaprzaństwo powinno się mnie potępić i wyrzucić ze wspólnoty wiernych czyli z Kościoła.

Z jednymi i drugimi jest mi nie po drodze. Dlatego bardzo proszę, żeby zostawić mnie w spokoju. Jestem niereformowalna, więc szkoda na mnie tracić energii. Godzę się z tym, że nigdzie nie jestem swoja. Inni też powinni się z tym pogodzić i przestać mnie na siłę zbawiać albo wyzwalać od bajek, w które wierzę. Nie nawracajcie mnie, nie zbawiajcie, dajcie żyć odmieńcom.

A tak na marginesie, to do łez bawi mnie latanie z kropidłem, żeby poświęcić wszystko co się da. Skoro to taka dobra praktyka, to może by tak za politykami latać z kropidłem i wyganiać z nich diabła? A jak się nie da wygonić, to chociaż natłuc kropidłem za to co robią? Co, głupi pomysł? Mnie się podoba. 

Temat posta niezbyt optymistyczny i męczący, więc dla równowagi coś zabawnego.  Każdemu kto przebrnął przez ten przydługi elaborat należy się rekompensata. Rysunki znalazłam w sieci.




 

 


 

 

 




 


I nadzisiaj to by było na tyle.

19 komentarzy:

  1. A tak! Dajcie! Wszak każdy z nas jest w pewien sposób odmieńcem, bo nie ma dwóch takich samych ludzi. Odmienności świadczą o wielobarwności życia, o tym, że dla każdego powinno sie znaleźć miejsce pod tym samym niebem, tak jak znajduje sie miejsce dla milionów kwiatów, trawek i ziaren piasku.Im wiecej odmienności, tym lepiej dla tej ziemi.Monokultura to jałowość, głód i pustka.
    Ale ja to wiem, Ty to wiesz a wielu nie chce wiedzieć, gdyż hołdują uśrednieniu wszystkiego, zunifikowaniu, upodobnieniu i sztywnych ram między jednym a drugim. Tak już jest i ich sie nie zmieni. Muszą chyba cos odczuc na własnej skórze - może wtedy jakieś nowe patrzenie zaświta w ich głowach a może nie.Bo są jak sztywno zaprogramowani i ani w tę ani wewtę.
    Ale nic to. Zdaje mi się, że my, kobiety w pewnym wieku, już sie tak bardzo tym nie przejmujemy i cudza opinia nie wywiera na nas ani wpływu ani wrażenia. Bo już wiemy, kim kim jesteśmy, co jest dla nas ważne a co nie.Z kim nam po drodze a z kim nie. Kto, mimo swych odmiennych poglądów pozostał Człowiekiem, a kto w nas Człowieka widzieć nie chce, tylko dlatego, że ośmielamy sie myśleć inaczej, wierzyć w coś innego czy nie wierzyć wcale.
    Ja Basiu nie jestem religijna ani wierząca w ten ogólnie przyjęty sposób też nie.Po prostu wierzę w dobro, w jego siłę i jego kiełkowanie wciąz i wciąz, nawet, gdy je ktoś zadepcze butem, nawet gdy wrzuci je na dno studni. Ono prędzej czy później tam też zacznie lśnić. I jeszcze czuję, że wszystko jest po coś. Nawet zło. Tak sobie myslę i nie przejmuję sie absolutnie tym, że to przez kogos może być odbierane jako naiwne, dziecinne czy śmieszne. Jestem jaka jestem i do tego daję prawo wszystkim innym. Ale dzisiaj takie czasy, że ludzie zdają sie szukać powodów do zwady, o byle co warczą na siebie. Pełni nadmiaru emocji, które gdzies muszą sie z nich ulać. Przy byle okazji. Byle jak, byle gdzie, byle oco. I to chyba własnie byle co ich dzieli a nie sprawy tak podstawowe jak wiara czy religia. Wspaniale, jesli jeszcze potrafia do czegos mieć dystans i smiać się z siebie, z czegokolwiek. Bo śmiech to odprężenie, to lekkość, której trzeba nam wszystkich, gdy tyle cieżarów dokoła przygniata i przygnębia.To ostatnie zdanie a propos tego, że dowcipy pod Twym postem sprawiły, że sie uśmiałam. I nadal sie uśmiecham!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, masz rację, że ludzie na własne życzenie dążą do unifikacji jakby wyszli spod jakiejś sztancy. Zupełnie tego nie rozumiem. Żyjemy w XXI wieku, a odżywają w nas jakieś plemienne zaszłości, gdzie każdy inny to wróg. Zgadzam się z Tobą, że potrzeba duchowości jest wpisana w nasze geny od zawsze. To, że ktoś neguje istnienie Boga osobowego nie znaczy, że jest pozbawiony duchowości. Ludzka duchowość wyraża się w różny sposób. Miłość do natury, do drugiego człowieka, to też wyraz duchowości. Ja nie czuję potrzeby, żeby kogoś przekonywać do mojej wiary. Uważam, że to bardzo intymna sprawa w co kto wierzy albo nie wierzy. Nie rozumiem też poczucia wyższości jakie prezentują ci bardzo wierzący. Jeżeli wiara jest łaską, to czym tu się popisywać? Przystawianie ludziom etykietek "wierzący", "niewierzący" jest bez sensu. Ja patrzę na człowieka. Jego rachunki z Bogiem lub ich brak nic nie powinny mnie obchodzić. Miałam szczęście znać Panią Bogumiłę, która była bardzo religijną osobą, ale zawsze widziałam w niej przede wszystkim bardzo dobrego człowieka. To od niej uczyłam się co to znaczy być człowiekiem wierzącym. Niech każdy będzie w takiej relacji ze światem, z Bogiem w jakiej chce. Nic mi do tego. Cieszę się, że zebrane rysunki wywołały Twój uśmiech. Lubię się śmiać i chętnie się uśmiechem dzielę.

      Usuń
  2. Pozwolę sobie arcy krótko - masz Basiu RACJĘ.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Anabell. Tobie też wszystkiego dobrego życzę.

      Usuń
  3. Też nie będę się rozpisywać:)))zgadzam się z Tobą całkowicie.Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. No i znowu trafilas swoim postem w sam srodek moich przekonan! Nic dodac, nic ujac, mysle na ten temat dokladnie to samo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło wiedzieć, że jest więcej takich, którym nie przeszkadza odmienność drugiego człowieka.

      Usuń
  5. Basiu, genialnie napisane👌 Boje sie tych " fanatycznych ateistow i zawzietych, zazartych ateistek" rownie mocno jak wszelkich fanatykow religijnych, pieknie to opisalas. Nawracanie na ateizm szczegolnie mnie rozbawilo, potrafi byc ono bardzo krwiozercze :)) Basiu - podaj mi koniecznie nazwisko tego lekarza , wiesz gdzie 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kitty. Ciebie śmieszy nawracanie na ateizm, a ja tego doświadczam))) Obie koleżanki chcą dla mnie dobrze i nie rozumieją dlaczego ja taka oporna. D. się za mnie modli, bo uważa, że schodzę z właściwej ścieżki, błądzę, więc diabeł na mnie poluje. E. chce mnie wyzwolić z mojej głupoty, bo podobno ceni mój intelekt i nie może zrozumieć, dlaczego z niego nie korzystam i wciąż chodzę do kościoła. Na przypomnienie, że jeszcze nie tak dawno sama była religijna donosi, że owszem była, ale zmądrzała. A ja dalej taka głupia jak byłam. Dziwne, ale jakoś to mnie nie martwi.
      Nazwiska lekarza nie zapamiętałam. Wiem, że zgon został określony jako nagły, chociaż najpierw podawano, że zachorował i po kilku dniach umarł. Chciałam podać Ci link i sprawdziłam na forum, ale post został wycięty, więc już pozamiatane.

      Usuń
  6. Super notka, wpisalas sie w moje przemyslenia. Jak wiesz ja nigdy nie dokonalam aktu apostazji, bom zwyczajnie leniwa i uwazam, ze jest to dzialanie na pokaz podobnie jak dla wielu chrzest dzieci. Czyli de facto jestem katoliczka, niewierzaca, niepraktykujaca ale katoliczka. Mam meza zyda, ktory zostal wychowany bez zadnej wiary ale ozenil sie z zydowka ktora namowila go, ze skoro decyduja sie na posiadanie dzieci... bla... bla... bla. Nazwijmy rzeczy po imieniu, chlop chcial bzyknac no to sie dal na te opowiastki skusic:)))
    Ani ja ani on nie praktykujemy zadnej wiary, bo nie czujemy potrzeby, on bo z tego wyrosl i zona zydowka jest juz byla zona, a ja bo zwyczajnie z czasem stracilam wiare.
    Nikomu nic do tego.
    W naszej wsi na 1 800 mieszkancow jest piec kosciolow: katolicki, protestancki, ewangelicki, baptystow i jeszcze jakis ale nie pamietam. Stoja sobie te koscioly w kupie czyli po obu stronach glownej ulicy wsi tak 30-40 metrow jeden od drugiego. Nikomu to tez nie przeszkadza, kazdy idzie/jedzie w niedziele do tego, ktory jemu pasuje i nikt nas tez nie pyta dlaczego przy takim wyborze nie bywamy w zadnym.
    Faktem jest, ze tu zadne wyznanie nie rozprzestrzenia sie na zycie swieckie, dla przykladu procesja Bozego Ciala odbywa sie na terenie kosciola a nie idzie ulicami wsi. Podobnie bylo w NYC czyli procesja idzie dookola budynku po koscielnym dziedzicu bo to jest miejsce koscielne, ulice sa swieckie.
    No to jak juz wytlumaczylam jak to wyglada w moim malzenstwie i mojej wsi to teraz przejdzmy do moich przemyslen. Od czasu calego tego cyrku bardzo mnie uwiera, ze pozamykano ludziom wlasnie swiatynie roznego rodzaju.
    Uwazam, ze wiara obojetnie jaka jesli czlowiek wierzy jest mu potrzebna jako wsparcie psychiczne glownie w czasach takich jak obecne. I zamykanie swiatyn uwazam za napasc na duchowosc i spirytualizm czlowieka generalnie. Bo nie wazne, ze ja nie wierze, nie wazne, ze ja osobiscie nie przynaleze do zadnej grupy religijnej, ale sa ludzie, ktorym ta przynaleznosc jest potrzebna.
    No ale skoro sie ludzie godza na izolacje od wsparcia duchowego, skoro godza sie na swietowanie ponoc dla nich waznych swiat bez najblizszych to... niestety tacy ludzie w moich oczach nie zasluguja na wiele.
    Jestem matka, na szczescie nie mam biologicznych wnukow, ale NIE MA takiej sily na swiecie, ktora zabronilaby mi widzenia sie z moim jedynym synem.
    Nie ma i dlatego od samego poczatku mimo braku wiary wykorzystalam pretekst Wielkanocy do pierwszego spotkania z Juniorem. On sie troche wahal, bo "wiesz mamo przy twoim zdrowiu" a ja na to "no wlasnie przy moim zdrowiu mam szanse na smierc i jak ty bedziesz zyl ze swiadomoscia, ze odmowiles matce ostaniej okazji na wspolny obiad".
    To go przekonalo. Wszyscy byli zamknieci, ludzie z wlasnymi dziecmi, rodenstwem, starymi rodzicami swietowali przez Zoom albo Whatsapp a my przy jednym stole.
    Oczywiscie pisze tu o roku 2020. I tak juz zostalo, nie obchodze swiat, swieta sa dla mnie wtedy kiedy mam przy sobie najblizszych to jest dla mnie najcenniejsze i nie dam sobie tego odebrac do ostatniego oddechu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomnialam dodac, ze miejsca wsparcia duchowego ludziom pozamykali ale sklepy z alkoholem byly otwarte jako niezbedne. I to mowi za siebie, oczywiscie jak ktos nie boi sie myslec logicznie.

      Usuń
    2. Star, pamiętam jak pisałaś na temat zamykania kościołów. Szkoda, że nie wszyscy mają tak jak Ty, że szanują odrębność i prawa każdego człowieka. Ja też jestem przeciwna stawianiu praw jednych wyżej nad prawa innych. Jestem katoliczką, praktykującą, ale nie podoba mi się zmuszanie osób niewierzących, żeby wciąż miały do czynienia z symbolami i różnymi przejawami religijności. Boga trzeba nosić w sercu i nie ma potrzeby wpychać Go na siłę innym. Jeszcze bardziej mi się niepodoba mi się finansowanie KK z ich podatków ateistów, bo uważam to za nadużycie. Patrz, tyle lat się znamy, a nigdy nie było między nami jakiegoś zgrzytu, że Ty niewierząca, a ja religijna. Dajemy sobie przestrzeń i prawo własnych do wyborów. I tak powinno być. Obie jesteśmy jednakowo ważne i obie żyjemy uczciwie.
      Ja się nie dziwię, że sklepy z alkoholem były otwarte. Rządzący logicznie wprowadzają wszystko co może rządzonych pozbawić logiki myślenia. Poza tym, tego cyrku biez wodki nie razbieriosz.

      Usuń
    3. Basiu byl czas kiedy jeszcze zyla moja mama i ona mi zawsze przysylala koperte oplatkow na Boze Narodzenie (wiedziala jaki jest moj stosunek ale moze chciala mnie nawrocic). Boze Narodzenie to byla dla nas okazja na dobra wyzerke i bycie ze wszystkimi dzieckami (zauwaz roznych wyznan, bo dzieci Wspanialego sa bardziej religijne niz on). I tak pewnego roku Wspanialy zaproponowal wprowadzenie dzielenia sie oplatkiem jako symbolu nie wiary ale jednosci i milosci rodzinnej. Nie przypuszczalam, ze ten zwyczaj tak bardzo sie spodoba jego dzieciom. Ten pierwszy raz byl cos ok 12 a moze i 14 lat temu ale od tamtej pory juz od drzwi upominali sie o oplatek przed obiadem w kazde Boze Narodzenie. Natomiast w spotkania Wielkanocne, ktore czesto pokrywaly sie z zydowskim Passoverem ja gotowalam specjanie dla nich dania z przestrzeganiem wymogow passovera a nawet pieklam desery bez maki i tym podobne cuda.
      Oni wpierniczali kielbase:)) bo lubia ale jednoczesnie byli zachwyceni, ze ja szanuje ich wiare przygotowujac te ekstra passoverowe akcenty.
      Wszystko mozna jak sie chce widziec w drugim czlowieku takiego samego czlowieka jak my sami a nie patrzec z gory przez pryzmat... np. paszportu covidowego.
      Tym bardziej, ze ani posiadacze tych paszportow ani tzw. antyszczepy nie wiedza kto ma racje, bo nie ma na to dowodow. To sie okaze w praniu czyli za minimum kilka lat. A wojna i rzucanie obelg trwa dzis.

      Usuń
  7. Możemy apelować, ale ile takich apeli już było?
    Mamy chyba kolejne geny polskie - gen nietolerancji i pychy...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko, apeluję bo trza się jakoś bronić, a jak trza to trzeba.

      Usuń
  8. Abasiu, w zupełności się z Tobą zgadzam...Mogłabym to sama napisać o sobie :) Ja co prawda przez ta srandemie inaczej juz patrze na sam kosciół katolicki - przez to, że się zamkneli, że każa w tych maseczkach ( koscioły jako budynki w Polsce duze, wysokie i nie ma tam tłumów nigdy)a już, że przy parafiach powstały punkty szczeopień to już tylko "dołozyło do mojego pieca". Ale jeszcze na poczatku kwietnia 2020 sama robiłam stałe przelewy na konto ulubionych parafii jako tzw "taca"..:) bo ja zawsze wybierałam sobie kościół w zalezności od tego czy madry czy głupi ksiadz :))) potrafiłam wyjśc z kościoła jesli ksiadz na kazaniu mówił głupoty ))) - zdarzyło mi sie to kilka razy w zyciu - oczywiscie było to bardzo subiektywne. ... sąsiedzi się zawsze ze mnie i z mojej rodziny smiali, bo my uprawialismy "churching" :)Poza tym ja nie znam nikogo, który by nie wierzył ... kazdy coś wierzy - nawet niewierzacy wierzą w moc, energie czy co tam :))) Dobrze to oddaje obrazk , który zamiesciłaś - katalik modlacy się do swietego obrazka a ateista modlacy sie do pustego obrazka:))) ...Na świecie jesteśmy teraz swiadkami rozłamu w kosciele katolickim ( to sie dzieje wyraznie odkad mamy dwóch papieży ))). Dla mnie katolicyzm ( w którym zostałam wychowana) to na chwilę obecną bardziej tradycja w codziennym zyciu. Ot, świeta, niedziela to wiadomo - rodzinny obiad, pójście do kościoła, pozniej spacer choć kolejność może być oczywiście inna - i nie mam nic do osób, które "nie praktykują" tej tradycji, bo ( podkreślam) ja tak odbieram na dzisiaj religie w której zostałam wychowana.. a czy katolik, protestant, muzułmanin, buddysta czy Żyd - zawsze byłam ciekawa ich tradycji kultywowania religii jaką wyznają ale to wszystko. Wszystkie religie swiata mówią o tym, że nasze zycie cielesne jest tylko chwilą. Ale aby to wiedziec nie trzeba byc wyznawcą zadnej religii:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja od dziecka poważnie podchodziłam do religii i to była ważna część mojego życia, ale nikogo nie dyskryminowałam i nie nawracałam. W mojej szkole były dwie dziewczynki, których rodzice należeli do Świadków Jehowy. Dziewczynki były szykanowane przez inne dzieci, chociaż na religię chodziło się na plebanię. To w tym czasie pierwszy raz pomyślałam, że coś mi tu nie styka. Siostra zakonna mówiła, że najważniejsza jest miłość do Jezusa i naszych bliźnich, a moje koleżanki, które przygotowywały się do Komunii, dokuczały tym dwóm dziewczynkom. Mnie się też dostało, bo zdaniem jednaj takiej Małgosi, nie powinnam chodzić na religię, skoro bawię się z jehowymi. Potem jeszcze wiele razy doświadczyłam, że to co dla mnie było najbardziej ważne w kwestiach wiary i religii, dla innych, wyznających tę samą wiarę co ja, już nie. Do dziś nie rozumiem, jak można się uważać za osobę wierzącą i jednocześnie gardzić drugim człowiekiem. Kwintesencją tej koszmarnej hipokryzji są babcie okładające parasolkami i różańcem młodych ludzi, którzy śmieli protestować przeciwko Rydzykowi i wyzywające ich od pedałów. Nie znoszę ludzi, którzy w imię Boga krzywdzą innych, a z religijności robią sobie alibi. Różaniec na granicach i okrucieństwo bez granic wobec tych innych.
      W mojej parafii są normalni księża, więc nie muszę wychodzić w trakcie mszy, ale ci normalni są chyba w mniejszości. Mój ulubiony duchowny o. Adam Szustak powiedział kiedyś, że Kościół w takim stanie w jakim jest obecnie musi upaść, żeby odrodzić się na nowo jako prawdziwa wspólnota wiernych, którzy żyją zgodnie z Dekalogiem i Ewangelią. Religijność Polaków ocenił jako tradycyjną i odpustową skoncentrowaną na rytuałach. Jego zdaniem tacy katolicy stanowią ponad 85% ludzi deklarujących się jako wierzący. Smutne to, ale prawdziwe. Gdyby było inaczej, to nasze relacje międzyludzkie nie wyglądałyby tak jak teraz. Bardzo bym chciała, żeby Kościół zmienił się na lepsze, ale szczerze mówiąc nie sądzę, żebym tego dożyła. Wygląda na to, że wierząc w Boga pozostanę jednak odmieńcem i odszczepieńcem.

      Usuń
  9. Podpisuję się pod tym co piszesz. Na świecie byłoby piękniej, gdyby więcej osób podobnie myślało.

    OdpowiedzUsuń