Szukaj na tym blogu

środa, 25 stycznia 2012

Sposoby na wzrost energii życiowej

Dzikajagoda
Opłacamy idiotów i pozwalamy im sobą rządzić, więc nie ma się co dziwić, że żyjemy w kraju absurdów. To moje wnioski po lekturze dzisiejszej prasy.

A ponieważ do życia w trudnych warunkach potrzeba energii przedstawiam 7 sposobów na doładowanie organizmu. Rady te mam od Marcina Kijaka.

Po pierwsze trzeba się ruszać, bo ruch wzmaga produkcję endorfin i pomaga pozbyć się toksyn z organizmu. Ja ruszam się umiarkowanie, bo mam parę fizycznych ograniczeń, które uniemożliwiają mi intensywny wysiłek, ale za to dużo spaceruję i robię coś jeszcze, ale to ostatnie to moje słodka tajemnica.

Po drugie trzeba pić dużo wody, bo woda oczyszcza organizm i usprawnia jego funkcjonowanie. Kawa, herbata i inne napoje nie zastąpią czystej wody. Trochę zdziwiła mnie informacja, że kawa i herbata wysuszają organizm, ale podobno tak właśnie jest.

Po trzecie i czwarte, trzeba pamiętać, żeby jeść w miarę regularnie i właściwie się odżywiać. O tym ostatnim trudno byłoby mi zapomnieć, bo mam duży ciąg na miskę. Zawsze lubiłam jeść, ale dopiero teraz przywiązuję wagę do tego, co jem. Wszystkim polecam wegetariańskie żarełko, bo jest smaczne i zdrowe. Niestety trzeba trochę zachodu, żeby obrobić te wszystkie badyle.

Po piąte należy obniżać poziom stresu. A więc zero wiadomości, co się dzieje w polityce. W serwisach informacyjnych oglądamy tylko pogodę a np. panów Macierewicza i Kaczyńskiego zostawiajmy Bożej Opatrzności i ich własnym joblom. Do tego ostatniego wciąż próbuję się zastosować , ale marnie mi idzie, bo lata przyzwyczajeń robią swoje. Szefa w pracy omijamy jak się da a na jego wredne ataki odpowiadamy stoickim spokojem, bo tylko wariat dyskutuje z drugim wariatem a naszym celem jest spokój i zdrowie psychiczne. Naszych wrogów traktujemy zgodnie z dewizą mojej koleżanki, która brzmi: „Bądź uroczy dla swoich wrogów, nic ich bardziej nie denerwuje.”

Po szóste, jak tylko wstaniemy szukamy motywacji do życia; w ładnej piosence, ciekawej lekturze, miłej rozmowie, ulubionym zajęciu, szczerym uśmiechu. Moim motywatorem na dziś jest moja własna rada udzielona samej sobie: Nie przejmuj się, że czas tak szybko leci, przecież nie musisz go gonić.

Motywatorem mogą być też ładne zdjęcia, więc wklejam kilka takich, które mi się spodobały.



Dzikajagoda









Dzikajagoda

niedziela, 22 stycznia 2012

NFZ pomaga lekarzom się wypalić a pacjentów robi w konia

Byłam dzisiaj z córką na spacerze i po drodze rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Opowiedziałam jej historię mojej znajomej i zahaczyłyśmy o temat wypalenia zawodowego, z którego córka pisała pracę magisterską. Niestety liczba ludzi, dla których praca staje się codzienną gehenną, rośnie lawinowo. A najłatwiej o wypalenie w trudnych zawodach np. lekarza czy pielęgniarki.

Znajoma jest anestezjologiem i ma dosyć swojej pracy. Jest wiecznie zestresowana i okropnie zmęczona, bo praca rozwala jej całe życie. Żyje w ciągłym stresie, bo w szpitalu, zamiast skupiać się na pacjentach, robi za pisarczyka i walczy o ekonomię leczenia. Okazuje się, że najbardziej liczy się papier i cięcie kosztów a pacjent, to kłopotliwy element szpitalnej układanki. Mówiła mi, że wciąż się obawia, czy oszczędności nie odbiją się na życiu i zdrowiu jej pacjentów, bo to ostatnie od dawna nie jest priorytetem w NFZ-cie. Jak coś pójdzie nie tak, to ona pierwsza może się przywitać z prokuratorem i przez resztę życia będzie walczyła z poczuciem winy. Opowiadała, jak bez wcześniejszego przeszkolenia była zmuszona intubować wcześniaka. Bo szkolenia teoretycznie powinny być, ale szpital nie ma na nie czasu i pieniędzy, więc lekarze muszą radzić sobie sami. W głowie się nie mieści, że ktoś ryzykuje ludzkim życiem, zmusza lekarzy do działań wbrew etyce, bo trzeba oszczędzać.A jednak tak jest.

Za to w telewizji mamy leczenie na najwyższym światowym poziomie. Oczywiście w szpitalu w Leśnej Górze. Tam pacjent jest najważniejszy, lekarze dostępni a badania od ręki. Tyle, że wszystko, co tam można obejrzeć, jest gigantyczną górą absurdalnych historyjek. Moja znajoma chętnie przeniosłaby się do takiego szpitala, gdyby istniał naprawdę, bo może wtedy nie czułaby się tak bardzo zagubiona i zmęczona w swojej pracy.

Patrząc na sprawę z punktu widzenia pacjenta, należałoby życzyć lekarzom, żeby NFZ nie przysparzał im dodatkowych ciężarów, każąc im wybierać pomiędzy pacjentem a ekonomią. Ale zdaje się, że to marzenie ściętej głowy, bo NFZ jest dobry tylko do ściągania składek. Pacjent jest dla NFZ zbędnym balastem, który psuje statystyki i mnoży koszty. To co robi NFZ, bierze wszystkich na przetrzymanie, bo przecież nie będzie się podporządkowywał niedorzecznym oczekiwaniom pacjentów, że jak zapłacili składkę, to coś im się należy.


sobota, 21 stycznia 2012

Jestem babcią i chwalę się moim skarbem

Dzisiaj Dzień Babci, moje święto, bo prawie 11 miesięcy temu dołączyłam do szacownego grona babć. 

Mówiąc szczerze, nie spodziewałam się, że babciowanie tak mi się spodoba. Nie mogę powiedzieć, żebym bardzo chciała zostać babcią, ale jak już Daniel się urodził, zupełnie straciłam głowę.

Mały jest cudnie pogodny a fizycznie przypomina kilka osób z rodziny. Śmiejemy się, że jest wymieszany jak jajecznica i jednego dnia wygląda jak jego dziadek w dzieciństwie, innego jest bardziej podobny do swojego taty, a jeszcze innego przypomina swojego pradziadka. Oczywiście, jak wszystkie babcie, jestem święcie przekonana, że mój wnusio jest bardzo wyjątkowy i bardzo ładny. Taki już przywilej babć, więc co sobie będę żałować, pochwalę się moim skarbem. Może córka mnie nie zadusi, że udostępniam w sieci zdjęcia jej dziecka. Na zdjęciu w białej czapeczce Niutek jest podobny do mojego taty a na tym w czapce króliczka jest wypisz wymaluj jak jego tata.





























Jak przystało na prawdziwą babcię, powinnam donieść jakie to rewelacyjne rzeczy potrafi mój wnuk, więc donoszę, że właśnie uczy się chodzić (zaliczył pierwsze rany bojowe i rozbił sobie wargę) i próbuje opanować trudną sztukę mówienia. Zaczął nietypowo, bo jego pierwszym świadomie wypowiedzianym słowem było "a kuku". A teraz robi za czerwonoarmiejca, bo z wielkim zadowoleniem podnosi rączki do góry i krzyczy huurraaa. Co prawda jego "hurra" przypomina charczenie szczeniaczka, ale bardzo się stara, więc może już niedługo uda mu się poprawnie wymówić ten bojowy okrzyk. Ponieważ jest wyjątkowo duży na swój wiek, trudno mu utrzymać pupę w pionie i prowadzany za ręce chodzi jak rachityczny staruszek, ale i tak jest cudny. Powinnam już kończyć klikanie, bo po pierwsze ten wpis już jest i tak o wiele za długi a po drugie muszę się przygotować do wizyty wnuka.

piątek, 20 stycznia 2012

Wypuściłabym szczura, ale nie mam dostępu do jego klatki

Mój komputer wczoraj ciężko dyszał, antywirus alarmował, bo ktoś koniecznie chciał się do niego dobrać. Podejrzewam, kto jest tym „ktosiem” i bardzo mu współczuję. Ma człowiek paskudny charakter albo bardzo nudne życie, a najpewniej jedno i drugie. Dziwię się tylko, że chce mu się marnować tyle energii i zdrowia żeby mi szkodzić. Lepiej by zrobił skupiając swoją uwagę na czymś pozytywnym, bo nienawiść i złość najbardziej szkodzą temu, od kogo wychodzą. 

Z drugiej strony, wybaczenie prawdziwych czy wyimaginowanych win przynosi ulgę i sprzyja zdrowiu. Jak widać, bardziej się kalkuluje przejść obojętnie wobec nawet najbardziej nielubianej osoby aniżeli tracić twarz i zdrowie starając się jej obrzydzić życie. Jednak, jak widać, nie każdy to potrafi, bo nie każdemu wystarcza rozumu.

Na drugim biegunie jest altruizm. Zawsze interesowała mnie ta kwestia, bo altruizm jest pięknym uczuciem i w dodatku pomaga żyć nie tylko altruiście, ale też wszystkim dokoła. Camus powiedział, że:”Altruista to człowiek, który myśli o innych nie zapominając o sobie.” Z kolei Nitzsche, myśliciel znany z obrazoburczych twierdzeń, uważał, że altruizm jest egoizmem słabych. A nawet gdyby, miał rację, to ja wolę słabego altruistę aniżeli silnego egoistę. Tym bardziej, że w końcowym rozrachunku egoista zwykle przegrywa, bo sądząc ludzi według siebie nikomu nie ufa i nikogo nie lubi.

Polecam przeczytanie fajnego artykułu zatytułowanego: „Szczur altruista". Po przeczytaniu tego tekstu pomyślałam, że natura bywa czasami mądrzejsza od filozofów.


czwartek, 19 stycznia 2012

Każdy ma jakiś talent

graphicarea
Każdego ranka poświęcam pół godzinki na to, co można w skrócie nazwać rozwojem osobistym. 

Robię w tym celu różne rzeczy; czytam, ćwiczę, medytuję, słucham wykładów. Dziś wysłuchałam wykładu eksperta w dziedzinie rozwoju osobistego Krzysztofa, Litwińskiego. Wykład był poświęcony talentom.

Definicja talentu wg Gallupa, którą posługiwał się wykładowca, brzmi następująco: Talent, to każdy powtarzalny wzorzec: myślenia, odczuwania, zachowania, który może znaleźć praktyczne zastosowanie.

Powszechnie panująca opinia na temat talentów jest taka, że jest to jakaś ponadprzeciętna umiejętność, najczęściej w dziedzinie artystycznej. Tak jednak nie jest, bo talenty mogą dotyczyć bardzo różnych sfer naszego życia. Trzeba je tylko w sobie odnaleźć.

Kiedyś też uważałam, że nie mam żadnego talentu i jestem baaardzo przeciętnym egzemplarzem człowieka. Dzisiaj już tak nie myślę, bo wiem, że mam wiele talentów. Spokojnie, nie popadam w megalomanię, nie sądzę, żebym była geniuszem i nie rozglądam się za jakimś cokolikiem, na którym mogłabym sobie stanąć, jak wzór cnót. Dostrzegłam po prostu swoje możliwości i staram się je wykorzystywać. A to kilka przykładów.

Mam talent manualny, więc wykorzystywałam go robiąc różne rzeczy; szyłam, robiłam na drutach i szydełku, malowałam, robiłam dekoracje. Jednak kiedyś nie uważałam, że to jest coś, nad czym warto się zatrzymać. Pamiętam, że gdy wylądowałam na bezrobociu, zajęłam się produkcją stroików. Znajoma miała otworzyć kwiaciarnię i potrzebowała kogoś, kto robiłby stroiki ze sztucznych kwiatów. Bardzo to lubiłam, chociaż nie sądziłam, że to jakiś talent.

Mam łatwość nawiązywania kontaktów i ta umiejętność pomogła mi znaleźć nową pracę. Świetnie czułam się w roli marketingowca i szybko awansowałam na kierownicze stanowisko, ale też do głowy by mi nie przyszło, że mam do tego talent. Uważałam raczej, że moje umiejętności nie są niczym ważnym i nie starałam się za bardzo, żeby je rozwijać.

Potem moje życie się skomplikowało i musiałam zaczynać wszystko od nowa. Mimo trudności jakoś sobie poradziłam, bo umiem się szybko przystosowyważ do zmieniającej się sytuacji. Jednak do głowy by mi nie przyszło, że radzenie sobie z przeciwnościami losu, to też jakiś talent.

Od jakiegoś czasu wykorzystuję moją dużą wyobraźnię i zamiłowanie do pisania, ale wcześniej tego nie robiłam, bo przecież nie miałam talentu. Dlaczego to się zmieniło? Powód jest prosty, teraz jestem na tyle świadoma siebie, że pozwalam sobie na robienie tego, co lubię i nie obawiam się negatywnej oceny. Znam swoje miejsce w szeregu, nie aspiruję do bycia literatką, po prostu wykorzystuję to, czym obdarzył mnie los i zarabiam pieniądze.

Dlatego, robię co mogę, żeby rozwijać swoje talenty i ćwiczyć się w byciu zadowolonym czlowiekiem. Każdemu polecam takie podejście do siebie, bo dzieki niemu można mieć lepsze życie i trochę satysfakcji.