Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 13 lutego 2012

O tym jak czerpię z innych, pozostając sobą

Michel Quoist, francuski ksiądz, napisał takie słowa: „Czerp z innych, ale nie kopiuj ich. Bądź sobą.” 

Chciałoby się rzec święte słowa, ale… No właśnie. Ale jak jest z ich zastosowaniem? Raczej nijak, bo ludzie strasznie się unifikują. A żeby być sobą trzeba pokonać swoje kompleksy i mieć odwagę być osobnym.

Zastanawiałam się, na ile jestem sobą a na ile, w obawie przed społeczną oceną, wzoruję się na innych. Po dłuższej chwili zastanowienia stwierdziłam, że, od dłuższego już czasu, jestem przede wszystkim sobą. Kiedyś rzeczywiście bardzo się starałam, żeby pasować do ogółu. A teraz? Teraz staram się pasować do siebie. I co może wydać się dziwne, teraz czuję się o wiele lepiej niż wtedy, gdy walczyłam o to, żeby być bardziej idealna. Lubię siebie w obecnym wydaniu, chociażby dlatego, że nikomu już nie muszę udowadniać, że, taka, jaka jestem, jestem wystarczająco dobra. Śmieję się, że jeszcze trochę i się w sobie zakocham, popadając w narcyzm.

Co się tyczy czerpania z innych, to robię to. W każdym człowieku szukam czegoś, czego mogłabym się od niego nauczyć. Jednak wszystko, czego się uczę, przepuszczam przez siebie. Absorbuję. Cudze doświadczenia i myśli, przetrawiam. Dopiero przetrawione i związane z moim odbiorem świata stają się częścią mnie samej. Nie kopiuję, bo nie chcę byś czyjąś podróbką. Chcę być najlepszą wersją siebie samej, dlatego wciąż się uczę. Również tego, jak o siebie dbać. 

Uważam, że człowiek, który właściwie troszczy się o siebie jest również dobry dla innych. To nie przypadek, że ludzie, którzy potrafią dbać o siebie są też największym wsparciem dla innych. Egoistą nie jest ten, kto myśli o sobie. Egoistą jest ten, komu się wydaje, że trzeba myśleć tylko o sobie, często kosztem innych. W efekcie końcowym patologiczny egoista  przegrywa. Zostaje sam i jest zdany wyłącznie na siebie. A oceniając innych według siebie, wie, że nie może spodziewać się żadnej pomocy. Zaś zdrowy egoizm pozwala dbać o siebie i bliźnich w tym samym stopniu. I co nie bez znaczenia, nie podważa wiary w innych ludzi.

Dzisiaj właśnie wykazałam się zdrowym egoizmem i nie dałam się wmanewrować w cudze oczekiwania względem mojej osoby. Powoli odzwyczajam moje znajome, że w każdej sytuacji mogę robić za ścianę płaczu. Daję tyle uwagi na ile mnie stać i ani grama więcej.




sobota, 11 lutego 2012

Warto pamiętać, że stereotypy nie zawsze są zgodne z prawdą

Przeczytałam dzisiaj świetny felieton Joanny Szczepkowskiej o Ksantypie.

Potocznie Ksantypa kojarzona jest wyłącznie z sekutnicą, która zatruwała życie Sokratesowi. Niewiele osób docieka, jak rzeczywiście wyglądało życie Ksantypy i kim była dla starego filozofa. Jest etykietka, więc się jej używa, bez większego zastanowienia i analizy.

Łatwo przyklejamy ludziom łatki, nie znając ich naprawdę. W stosunkach damsko-męskich pełno jest stereotypów. Więc jak kobieta domaga się swoich praw, to bywa kojarzona właśnie z Ksantypą. Bo przecież kobieta powinna być miła, łagodna i podporządkowana mężowi. Z kolei, jeżeli trafi się facet, który dba o dobre stosunki z żoną, jest ciepły i rodzinny, to podejrzewa się go, że to ciepła klucha albo jakiś inny rodzaj pierdoły.

Ale życie jest bogatsze i nie daje się wtłoczyć w ciasno przykrojone ramy. Czasami pierdołą jest właśnie wiecznie wrzeszczący facet, który tylko do żony i dzieci jest mocny w gębie. A żmiją bywa "taka mala”, która bezradnie przewraca oczkami i dopiero po czasie okazuje się, jakie atrakcje przygotowała swojemu naiwnemu mężowi. Wśród atrakcji bywają: rogi jak u łosia, dzieci znajomego, puszczanie z torbami itp.

Czasami razem z mężem dziwujemy się ogromnie, jak my ze sobą wytrzymujemy. Ale nasze zdziwienia dotyczą spraw mniej istotnych, bo w tym, co naprawdę ważne, mamy jasność. Mogę się wkurzać na męża za drobne sprawy dnia codziennego, ale muszę znać miarę, bo mój chłop to nie hetka pętelka i nie da sobą pomiatać. On też czasem wywraca oczy do nieba, irytując się na moje gadanie, ale pilnuje się z tym, jak się do mnie odnosi. Stanowimy zgodny tandem i w tym co ważne stoimy za sobą murem. Nie walczymy ze sobą o drobiazgi, bo szkoda nam marnować życia na pierdoły. Od dawna już nie robię wojny o skarpety a on przyzwyczaił się, że jestem jaka jestem. Jednak bilans małżeńskich stosunków wychodzi nam na plus. I oby tak dalej.

czwartek, 9 lutego 2012

O białym bereciku Palikota i programie „ku czci”

Dzisiaj odbył się pogrzeb Wisławy Szymborskiej. Noblistkę pożegnali przyjaciele, literaci i zwykli czytelnicy. Na pogrzebie nie zabrakło też wielu notabli. Wśród żałobników był też obecny pierwszy polski skandalista Janusz Palikot. I o tym doniósł w krótkiej notce Politykier.pl. Okazało się, że Palikot nie musi nic mówić, żeby mówiono o nim. Nawet na pogrzebie świetnej poetki. Może rzeczywiście biały berecik, w który Palikot odział swoją zwichrowaną główkę, stosowniejszy byłby do komunii albo na majówkę aniżeli na pogrzeb, ale ja bym nie robiła z tego afery. Pani Wisława Szymborska miała świetne poczucie humoru, nie była człowiekiem małostkowym, więc na pewno nie poczułaby się obrażona, jak co niektórzy.


Wieczorem obejrzałam program pt. „Niepojęty przypadek” poświęcony zmarłej Poetce. Dowiedziałam się z niego paru ciekawych rzeczy o pani Szymborskiej, ale zastanawiam się, czy Jej, tam w górze, spodobałby się ten program. Nie lubiła zbytniego patosu, była bardzo oszczędna w okazywaniu emocji a w tym wspominkowym programie wszystko było trochę koturnowo-cukierkowe. Zresztą może się czepiam, bo niby jak miałoby być skoro program był „ku czci”.

Na koniec wiersz, który właśnie odkrywam i staram się zrozumieć, „co poeta miał na myśli”.

Zdumienie

Czemu w zanadto jednej osobie?
Tej a nie innej? I co tu robię?
W dzień co jest wtorkiem? W domu nie gnieździe?
W skórze nie łusce? Z twarzą nie liściem?
Dlaczego tylko raz osobiście?
Właśnie na ziemi? Przy małej gwieździe?
Po tylu erach nieobecności?
Za wszystkie czasy i wszystkie glony?
Za jamochłony i nieboskłony?
Akurat teraz? Do krwi i kości?
Sama u siebie z sobą? Czemu
nie obok ani sto mil...


środa, 8 lutego 2012

O tym, jak się nie dałam wymówkozie i jak się skutecznie reklamuje pewna pizzeria

















Dzisiejszy dzień spędziłam bardzo pracowicie, chociaż z rana miałam początki wymówkozy. Bo gardło mnie bolało i miałam gile do brody a przez zatkane uszy mało co do mnie docierało. Jednak, kiedy zrobiłam inhalacje, trochę mnie odetkało, więc jeden argument, żeby się lenić sam mi odpadł. Przemogłam się więc i potem było już z górki. To jednak prawda, że: „Aby skończyć pracę musisz ją cały czas rozpoczynać”.

Moja druga prawda na dziś, to to, że nie można za dużo brać sobie na głowę. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy, więc trzeba mądrze wybierać, co człowiek robi i czym się przejmuje. Dlatego ze stoickim spokojem przyjęłam fakt, że przez następne kilka miesięcy, nie będę mogła popchnąć jednej sprawy, której mam już po dziurki od nosa.
Cóż, staram się, żeby moje powiedzonko –poszłam po rozum do głowy, ale go nie zastałam – było jak najmniej aktualne.

Z miłych wiadomości, to mój wnuk skończył wczoraj jedenaście miesięcy. Z tej okazji i urodzin jego ojca zrobiliśmy sobie wieczorem małą imprezkę. Było też trochę śmiechu, jak chcieliśmy zamówić pizzę. Na kolana powaliła nas wiadomość, że zamówiona pizza może być dostarczona następnego dnia po godzinie 12, bo pizzeria tak się rozreklamowała, że nie nadąża z zamówieniami. No po prostu szczyt skutecznej reklamy.

Na koniec link do mojej ulubionej malachitowej łąki .Gdyby ktoś chciał się przed zbliżającymi się Walentynkami wprowadzić w romantyczny nastrój. I jeszcze jedno zdjęcie pięknego malachitu.


wtorek, 7 lutego 2012

Masz babo placek. Kryśce się nie kojarzy

Przeczytałam dziś taką informację: „ Kilka dni po śmierci Wisławy Szymborskiej posłanka PiS Krystyna Pawłowicz w Programie 1 publicznego Polskiego Radia powiedziała: "Wisława Szymborska kojarzy mi się z Noblem, ale nie kojarzy mi się z Polską". Posłanka m.in. narzekała na brak wierzby w wierszach noblistki. "Szymborska nie wyrażała moich myśli i uczuć" - skarżyła się. „

 

No, wygląda na to, że jak nie ma w wierszu „Oj dana, dana Polsko Ojczyzno kochana”, to wiersz jest do bani a poeta nie Polak. Pani Krystynie bardziej może przypadłby do gustu wiersz Władysława Bełzy o małym Polaku. Jest prosty, jak umysł posłanki i nie przekracza granic jej percepcji intelektualnej.

 

 

Przy tym wierszu rzeczywiście nie trzeba główkować a panią Krystynę myślenie zdaje się męczyć. I chociaż posłanka życia jeszcze za Polskę nie oddała, to rozum chyba tak.

Po chwili namysłu powzięłam uzasadnioną wątpliwość, czy wierszyk Bełzy aby na pewno, będzie dla posłanki wystarczająco dobry, bo brak w nim rzeczonej płaczącej wierzby. Jednak mi chce się płakać (nawet bez wierzby) nad elokwencją naszej, polskiej niewątpliwie, parlamentarzystki.