Szukaj na tym blogu

niedziela, 16 listopada 2014

Dziś będzie sentymentalnie





















W listopadzie 1976 roku zaczęła się historia mojego związku z Arturem. Kiedy się poznaliśmy nie byłam nim zainteresowana, bo był ktoś inny. Nie było też żadnych motyli i gromów z jasnego nieba. Jednak, dla Artura ja byłam ta jedyna (dziwny jakiś), więc się uparł i dopiął swego. Chodził, chodził i w końcu wychodził. Właśnie minęło 38 lat odkąd  idziemy razem przez życie. Nie zawsze było tak spokojnie i pięknie, jak w wierszu naszego ulubionego Marka Grechuty:

Odkąd tylko jesteś ze mną
noszę w sobie radosne odkrycie
przyszła do mnie zupełnie inna
nowa pora mojego życia
najspokojniej, najpiękniej na świecie
płynę rzeką mych marzeń przy tobie
przez jesienie, lata i wiosny
i przez zimy zawiane drogi

Mijam wyspy i lądy nadziei
wszystko wkoło zaś jakby mówiło
że niedługo już może za chwilę
dosięgniemy to co się śniło
ty przynosisz mi myśli płomienne
patrzą na mnie uważnie twe oczy
każdą chwilę mi w porę przepowiesz
żadna chwila mnie źle nie zaskoczy

Jesteś latem w zimowe ochłody
jesteś wiosną w jesienne półmroki
pierwszym słońca po deszczu promieniem
pierwszym nieba po burzy obłokiem
i zostaniesz tak w tej podróży
mego świata najmilszą ozdobą
na te cztery pory niepewne
piątą porą na każdy rok z tobą

Ale zawsze była miłość, która prostowała nasze wyboiste drogi, trudne charaktery, codzienne rozczarowania i biedy. Nasze życie to nie historia z harlekina, ale on wciąż patrzy na mnie tak jak kiedyś, trzyma za rękę, troszczy się o to co ważne. Chociaż ja zapomniałam o dzisiejszej okazji i na dodatek od rana byłam warcząca, to dostałam mały upominek. Wzruszyłam się, że pamiętał, że wciąż mu na mnie zależy, że mogę być go pewna, że dzięki niemu wciąż czuję się kobieca.












I to by było na tyle sentymentów... Podzieliłam się z Wami swoją radością a teraz pora na prozę życia. Trzeba pomieszać w garach, bo obiad sam się nie zrobi.  Miłej niedzieli dla Wszystkich.


 
Posłuchajcie sobie pięknej piosenki.

obrazek złowiony w sieci

sobota, 15 listopada 2014

Rozmowa z Mistrzem

- Czas robi swoje. A Ty, człowieku
- Też robię swoje Panie Lec.Wykorzystuję czas,  żeby się         
    nauczyć,  jak podołać wyzwaniom, które stawia przede  
    mną życie.  Tylko tyle i aż tyle.
   
    

obraz złowiony w sieci

piątek, 14 listopada 2014

Mam postulat tzn. propozycję, wniosek, życzenie, żądanie

Nie kupujmy
marzeń
jak mebli,
nie bądźmy
zanadto
przebiegli,
nie wstydźmy się własnej nagości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Nie paktujmy
z panem Bogiem,
z panem diabłem,
nie mówmy,
że jest głupie,
to co nagłe,
zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo "ja", "ja", "ja"...
Nie kupujmy
nieba
na kredyt,
nie planujmy
szczęścia
ni biedy,
nie grajmy w dwa życia jak w kości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Niech przyjdzie
zbyt nagle
zdyszana,
niech nie da
dotrwać
do rana,
niech przyjdzie nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie: "Gore... gore, gore, gore..."
Zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa, na trzy,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo, jedno słowo: "my", "my", "my"...
Niech przyjdzie
znienacka
zdyszana,
niech nie da
doczekać
do rana,
niech przyjdzie
nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie:
"Gore, gore, gore, gore! 


Nie kupujmy
marzeń
jak mebli,
nie bądźmy
zanadto
przebiegli,
nie wstydźmy się własnej nagości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Nie paktujmy
z panem Bogiem,
z panem diabłem,
nie mówmy,
że jest głupie,
to co nagłe,
zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo "ja", "ja", "ja"...
Nie kupujmy
nieba
na kredyt,
nie planujmy
szczęścia
ni biedy,
nie grajmy w dwa życia jak w kości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Niech przyjdzie
zbyt nagle
zdyszana,
niech nie da
dotrwać
do rana,
niech przyjdzie nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie: "Gore... gore, gore, gore..."
Zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa, na trzy,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo, jedno słowo: "my", "my", "my"...
Niech przyjdzie
znienacka
zdyszana,
niech nie da
doczekać
do rana,
niech przyjdzie
nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie:
"Gore, gore, gore, gore!..." tekst poezja-spiewana.pl

Dajmy się zaskoczyć miłości - jak pisze Agnieszka Osiecka. Szczególnie wtedy, gdy już niewiele się spodziewamy... po życiu, po tych, co są obok i po nas samych. Jak to zrobić? 

Na początek trzeba szerzej otworzyć serce, żeby mogło objąć nas i tych, których chcemy do niego zaprosić. Zauważcie, że serce to jakby dwa rozpostarte skrzydła, ja wierzę, że anielskie.


 
obrazy złowione w sieci

Nie kupujmy
marzeń
jak mebli,
nie bądźmy
zanadto
przebiegli,
nie wstydźmy się własnej nagości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Nie paktujmy
z panem Bogiem,
z panem diabłem,
nie mówmy,
że jest głupie,
to co nagłe,
zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo "ja", "ja", "ja"...
Nie kupujmy
nieba
na kredyt,
nie planujmy
szczęścia
ni biedy,
nie grajmy w dwa życia jak w kości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Niech przyjdzie
zbyt nagle
zdyszana,
niech nie da
dotrwać
do rana,
niech przyjdzie nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie: "Gore... gore, gore, gore..."
Zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa, na trzy,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo, jedno słowo: "my", "my", "my"...
Niech przyjdzie
znienacka
zdyszana,
niech nie da
doczekać
do rana,
niech przyjdzie
nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie:
"Gore, gore, gore, gore!tekst poezja-spiewana.pl
Nie kupujmy
marzeń
jak mebli,
nie bądźmy
zanadto
przebiegli,
nie wstydźmy się własnej nagości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Nie paktujmy
z panem Bogiem,
z panem diabłem,
nie mówmy,
że jest głupie,
to co nagłe,
zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo "ja", "ja", "ja"...
Nie kupujmy
nieba
na kredyt,
nie planujmy
szczęścia
ni biedy,
nie grajmy w dwa życia jak w kości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Niech przyjdzie
zbyt nagle
zdyszana,
niech nie da
dotrwać
do rana,
niech przyjdzie nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie: "Gore... gore, gore, gore..."
Zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa, na trzy,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo, jedno słowo: "my", "my", "my"...
Niech przyjdzie
znienacka
zdyszana,
niech nie da
doczekać
do rana,
niech przyjdzie
nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie:
"Gore, gore, gore, gore!tekst poezja-spiewana.pl
Nie kupujmy
marzeń
jak mebli,
nie bądźmy
zanadto
przebiegli,
nie wstydźmy się własnej nagości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Nie paktujmy
z panem Bogiem,
z panem diabłem,
nie mówmy,
że jest głupie,
to co nagłe,
zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo "ja", "ja", "ja"...
Nie kupujmy
nieba
na kredyt,
nie planujmy
szczęścia
ni biedy,
nie grajmy w dwa życia jak w kości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Niech przyjdzie
zbyt nagle
zdyszana,
niech nie da
dotrwać
do rana,
niech przyjdzie nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie: "Gore... gore, gore, gore..."
Zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa, na trzy,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo, jedno słowo: "my", "my", "my"...
Niech przyjdzie
znienacka
zdyszana,
niech nie da
doczekać
do rana,
niech przyjdzie
nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie:
"Gore, gore, gore, gore!tekst poezja-spiewana.pl

wtorek, 11 listopada 2014

Świętowałam...



Obchodziłam Dzień Niepodległości, w przenośni i dosłownie, bo tak się nałaziłam, że nogi wchodzą mi pod pachy. Ponad trzy godziny spędziłam z wnukiem na głównych uroczystościach pod pomnikiem Piłsudskiego na Placu Litewskim. Przemowy włodarzy miasta i delegacje z wieńcami uznałam za stratę czasu, więc pominęliśmy ten punkt programu.

Moim zdaniem jeden wieniec od wdzięcznych Obywateli w zupełności by wystarczył , bo szacunek i pamięć nie ma żadnego związku z ilością badyli złożonych pro forma. Drętwe przemowy „ku czci” też można by ograniczyć na korzyść rozmów z ludźmi przybyłymi na uroczystości. Żeby ułatwić nawiązanie kontaktu pomiędzy rządzącymi a rządzonymi, zaproszonymi honorowymi gośćmi a zwykłymi mieszkańcami, można by zatrudnić osoby działające w charakterze animatorów. W ogóle powinno być mniej pompy a więcej porozumienia, wspólnej zabawy i radości.

Ale, że było jak zawsze, darowaliśmy sobie celebrę i skupiliśmy się na atrakcjach przeznaczonych dla dzieci tj. oglądaniu wozów straży pożarnej, pojazdów straży granicznej, wojskowych wozów bojowych, prezentacja broni. Daniel okazał się być początkującym pacyfistą, bo broń prezentowana przez żołnierzy nie interesowała go wcale. Podobała mu się orkiestra wojskowa i koniecznie chciał obejrzeć z bliska każdy instrument. Podczas defilady piał z zachwytu nad konikami i chorągwiami a na żołnierzy nie zwracał uwagi. Wyjątek stanowiła husaria, na widok której krzyknął zachwycony: „Babciu, babciuuu pats, zielazne … aniołki na konikach i jakie kaski majom...” Najwyraźniej skupił się wyłącznie na srebrnych skrzydłach, bo nie zauważył, że jeden aniołek miał wąsy. Komentarz Daniela zirytował stojącego obok pana, który westchnąwszy głęboko popatrzył na mnie jak na dewotkę, która ciąga dziecko po kościelnych kruchtach, pokazuje mu badziewne aniołki zamiast zaszczepiać w chłopaku męskie zainteresowania. Panu się nie podobało, ale ja się cieszę, że małego najbardziej interesowały szczegóły techniczne samochodów a w karabinach, pistoletach i bagnetach nie widział nic interesującego. Tym bardziej, że Daniel ma bardzo wojowniczą naturę, więc chyba lepiej żeby nie bawił się w wojnę.

A tak na marginesie, kiedy córka zastanawiała się jak nazwać syna, sądziła, że jej dziecko będzie delikatne i zbyt wrażliwe, więc trzeba mu pomóc nadając mocne imię. Zdecydowała się na Daniela, bo hebrajskie znaczenie tego imienia brzmi: sędzią moim jest tylko Bóg. I stało się - choć trudno przesądzić co zadziałało bardziej: geny po dziadkach czy magia imienia - mały Danielek ma mocny charakter i zachowuje się tak, jakby był pierwszy po Bogu. A że jest przy tym czarujący, to niełatwo mu się oprzeć.



 





























Bardzo lubię te nasze spacery i pogaduchy, piosenki śpiewane na całe gardło i śmichy-chichy przy byle okazji... i dzisiaj wszystko to miałam. Cóż, nie da się ukryć, że ten mały otwiera mi lufcik do nieba... Szczególnie kiedy mówi konspiracyjnym szeptem:”Ty kookam babcie. Uhm.”


Jak do tych słodkości dodać jeszcze to, że uczciłam historycznie ważną rocznicę, pokazałam wnukowi kawałek świata i pobyłam klika godzin na świeżym powietrzu, to dzień 11 listopada był bardzo udany.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Patrzę...
















 
Autoportret subiektywny Macieja „Ossian” Kozakiewicza

„Urodziłem się w.... roku. Była zima więc mróz skrzypiał za oknem i było biało. Kiedy nassałem się mleka zacząłem raczkować i podglądać świat przez okno na pierwszym piętrze, był kolorowy. Chodziłem do szkoły, dorastałem w kinie, w bibliotece, w kościele, w domach ciotek i przypadkowych znajomych. Przybywało mi wagi. Rodzice, jak wszyscy rodzice byli zajęci zarabianiem pieniędzy więc spotykaliśmy się w niedziele, przy rosole. Pozostawiony sobie i światu zacząłem buntować się przeciw pozorom. Chciałem za wszelką cenę zerwać z ludzi i świata maskę, ale do dziś nie udało mi się. W piętnastym roku życia nauczyłem się pływać i płynę do dzisiaj. Topiłem się dopiero siedem razy i mam jeszcze wszystko przed sobą ... A więc piłem, jadłem, spałem, kłamałem... Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby nauczyć się angielskiego Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby zrozumieć teksty Stonesów i Doorsów Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby przeczytać Miltona, Plath, Cortazara, Marqueza, Eco, Freuda Gdzieś Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby kupić sobie maszynę do pisania i zacząć pisać donosy na świat Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby powiedzieć rodzicom co o tym wszystkim myślę Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby przestać wierzyć w Boga Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby zacząć wierzyć w Boga Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby kochać Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby nienawidzić Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby zobojętnieć Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby pomarszczyć sobie serce, rozum nawet twarz Lecz nigdy nie znalazłem czasu żeby dowiedzieć się po co... „

A ja, drepcząc swoją drogą, natrafiłam na obrazy, które wyszły spod ręki tego artysty i posłodziłam sobie nimi dzisiejszy dzień. Dziękuję za magię i przyjemność patrzenia.