Zanim zaczne to chce serdecznie podziekowac autorce bloga za udostepnienie mi jej "kawalka podlogi" dla mojego "wystepu". Obiecuje szanowac Twoje podworko i bede bardzo grzeczna, no dobra, na ile sie da 😜 a teraz pozwol, ze przejde do meritum mojej tu obecnosci.
Jaskolko, kaplanko nauk wszelakich.
Mozesz wierzyc lub nie, ale nie bylam na Twoim blogu od wiosny. Nie mialam potrzeby, nie jestem zainteresowana, bo od "tamtego czasu" dla mnie nie istniejesz. Pamietasz jak calkiem niedawno na jakims blogu staralas sie mnie sprowokowac w komentarzach ale ja Ci napisalam, ze ja NIE widze Twoich komentarzy na co Ty zareagowalas slowami "no jak mozesz nie widziec?" a ja w odpowiedzi powtorzylam "po prostu NIE widze". Wscieklo Cie to, prawda?
Jednak po otrzymaniu sygnalow jak to swietnie polerujesz mi dupe na blogowisku najpierw mialam tego nie ruszac kierujac sie madroscia mojej babci (bez dyplomu) "gowno nieruszane nie smierdzi".
Ale jak sygnaly nadchodzily nawet od osob, u ktorych Ty ciagle jestes gosciem to juz mnie zaciekawilo. Jedna z tych osob napisala "Star, ja sie zwyczajnie boje bo Jaskolka czasem komentuje u mnie. Jestem mila, ale sie boje, ze kiedys cos napisze i spotka mnie to co robi z Toba. Ja jestem za slaba zeby uniesc tyle podlosci"
Poszlam wiec i poczytalam.
Najpierw chce Ci podziekowac za poswiecenie mi tyle uwagi i prace jaka wlozylas w ten spektakl zlosliwosci i zawisci. Naprawde Gratuluje!!
Czegos takiego nie widzialam w zyciu, no ale widocznie za malo przebywam w swiecie pt. "my inteligencja" i niech tak zostanie, bo inteligencja Twojego pokroju sie akurat brzydze.
Dla mnie blogowisko jak wszystko inne w zyciu jest jak rzeka, wiecznie plynac po drodze cos nowego przynosi, cos starego zostawia przy brzegu i to jest naturalne. W czasie mojego blogowania poznalam wiele osob, z niektorymi drogi nam sie rozeszly z roznych powodow, ale jakims cudem obie strony potrafia sie zachowac z klasa. Nikt nikogo nie opluwa, nie kopie po kostkach, po prostu mijamy sie milczaco co jest wyrazem szacunku dla przeszlosci, ktora nas kiedys laczyla.
To sie nazywa klasa.
Na to nie ma dyplomow, tego nie ucza w szkolach, to sie ma albo sie nie ma.
Nie ukrywam, z ciekawoscia czytalam o Twoich zmaganiach z pisaniem doktoratu, bo to zawsze ciezka praca, do ostatniej chwili trzymalas napiecie i juz bylam sklonna uwierzyc, ze masz doktorat w dziedzinie blizej nieokreslonej, bo niby bylo tam cos o smierci, o narodzinach, o religiach, o nauczaniu... itp. itd. czyli generalnie jestes doktorem wszech nauk a nawet wszechswiata.