Uf. Nareszcie koniec. Od jutra cisza wyborcza, w niedzielę głosowanie a od poniedziałku znowu nikt z szanownych i nie szanownych wybranych nie będzie się interesował obywatelem, czyli m.in. mną. Cieszę się, jak nie wiem co, bo od mnogości zapewnień i troski o mój los, aż mi łeb pękał.
Dzisiaj zobaczyłam na mieście plakat takiej treści: Tusk = Palikot w rządzie.
Jakie to szczęście, że ktoś zadbał o to, żeby mnie przestrzec, z jakim zagrożeniem powinnam się liczyć, gdybym zgłupiała i zagłosowała na Tuska albo, jeszcze gorzej, na Palikota. Ale prawdę powiedziawszy, to spot wyborczy pokazujący, kto na pewno pójdzie głosować, bardziej napędził mi strachu.
Może ja głupia jestem, a zdaniem niektórych nie ma co do tego wątpliwości(dlatego bez żenady próbują mi robić wodę z mózgu), ale osobiście nie chciałabym, żeby ktoś uczył mnie rozumu waląc parasolką po głowie albo różańcem po plecach.
Jak już powiedziałam, i będę się tego trzymać, wolę polityka, który udaje idiotę niż idiotę, który udaje męża stanu i opatrzności w jednej osobie. Prawdę powiedziawszy, to nie miałabym na kogo głosować, gdyby nie, prof. Maria Szyszkowska, która startuje do Sejmu jako kandydat bezpartyjny.
A miłe wiadomości na dziś są takie; Niutek skończył siedem miesięcy, przyjaciółka mojej Marty urodziła córeczkę Natalię i obie czują się dobrze, dowiedziałam się, że od poniedziałku mam robótkę za kaskę. Żyć nie umierać.
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz