Wygląda na to, że szykuje się nam kolejna „wojna krzyżowa”. Palikot chce usunąć krzyż z Sejmu, Episkopat się oburza a Kościół rozumiany jako wspólnota wiernych traci.
Każdy, kto był w ubiegłą niedzielę w kościele słyszał w czytaniach ewangelię wg Św. Mateusza, w której Jezus tak odpowiada na pytania faryzeuszy: "Oddajcie więc cesarzowi to, co jest cesarskie, a Bogu to, co boskie".
Ja byłam i wysłuchałam kazania głoszonego przez proboszcza mojej parafii. Kazanie było mądre, pozbawione politykierstwa i agresji. Bardzo różne od tego, co mówili biskupi po weekendowych obradach episkopatu.
Nie oznacza to, że mój proboszcz zgadzał się z tymi, którzy wojują z krzyżem. Nie, nie zgadzał się, ale w jego słowach nie było nienawiści, buty, lekceważenia inaczej myślących.
To, co było w tym kazaniu, to namowa, aby Bóg był obecny przede wszystkim w życiu i czynach tych, którzy uważają się za wierzących. Walczyć o symbole jest łatwiej aniżeli o prawdziwie praktykować wiarę.
Niestety hierarchowie kościelni postępują jak faryzeusze, gorliwie przestrzegają praktyk religijnych, pilnują symboli, a zapominają o tym, co najistotniejsze - o miłowaniu, nawet nieprzyjaciół.
Tak po ludzku można ich nawet zrozumieć, nikt nie lubi, gdy mu się odbiera przywileje, czy w jakikolwiek sposób ogranicza, nieprzyjaciół też trudno kochać, ale kapłani powinni się wznosić ponad ludzkie ambicje i wady.
Skoro Kościół hierarchiczny chce mieć posłuch nie powinien wiernych gorszyć. Idę o zakład, że mniej byłoby agresji w stosunku do Kościoła i księży, gdyby z tamtej strony mniej było arogancji, interesowności i złych emocji.
Nie mnie dyskutować o roli Kościoła w życiu publicznym, ale sposób, w jaki inni dyskutują bardzo mi się nie podoba. Mogę darować Palikotowi, jego walkę o usunięcie krzyża, napastliwą retorykę, w końcu szedł do wyborów z hasłem państwa świeckiego, ale trudniej mi zaakceptować to, że osoby duchowne zamiast nauczać antagonizują. Idą na wojnę za symbol, jednocześnie niszcząc, swoimi zachowaniami, wiarę, szczególnie wśród mniej fanatycznych wyznawców i młodzieży. Kiedyś już o tym pisałam pisałam i zdania nie zmieniłam.
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Szukaj na tym blogu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz