Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą doświadczenie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą doświadczenie. Pokaż wszystkie posty

środa, 1 kwietnia 2015

Doświadczenie wcale nie primaaprilisowe a bardzo szkoda, bo tak bym wolała




Zderzyłam się z sytuacją, która nie napawa optymizmem, więc skrzydełka mi opadły. Na szczęście tylko chwilowo, bo od dawna staram się byle kim nie przejmować. A kto to jest "byle kto"? Dla mnie to ktoś, kto wykorzystuje innych. I tyle w tym temacie, bo na byle kogo szkoda czasu. 

Kapelutek się upierze, dobro wróci, bo zawsze wraca, a niektórzy ludzie, mający talent wyłącznie do wykorzystywania innych i produkowania ekskrementów, i tak mają za swoje. W końcu muszą znosić siebie całe życie a to naprawdę surowa kara, więc bądźmy miłosierni.

A propos miłosierni. Jak się Wam podoba ten dialog? Mnie bardzo.
























obrazek złowiony w sieci

czwartek, 14 kwietnia 2011

Korzystam z doświadczeń, ale życie buduję na nadziei i bliskości z ludźmi

Lubię być z ludźmi i trudno mi wyobrazić sobie samotne życie, ale był taki czas kiedy się odseparowałam. Nie było mnie stać na nic innego, bo życie wywróciło mi się do góry nogami. Choroba, utrata pracy, utrata bliskich a wszystko to w dość krótkim czasie. Czułam się jak na ruchomych piaskach, więc kiedy znieruchomiałam, to przynajmniej wolniej się zapadałam. Poza tym, jeżeli zawiodą najbliżsi, to trudno oczekiwać czegoś dobrego od tych, do których było nam dalej.

Nie nadawałam się do niczego, więc też niczego nie chciałam od innych. Zamknęłam się w sobie i trawiłam poczucie bezsilności i krzywdy. Miałam pretensje do losu, do siebie i bardzo chciałam, żeby czas się cofnął. Niestety, życzeniowe myślenie nie ma siły sprawczej, więc czas się nie cofnął, biegł dalej i tylko ja tkwiłam w przeszłości. Z głową zwróconą do tyłu przeżywałam ponownie wszystkie żale i zdrapywałam strupy z gojących się ran. Bo co by nie mówić, to jednak czas bywa czasami naszym sprzymierzeńcem i zasnuwa cierpienia mgłą niepamięci. Jednak nawet czas nie ma z nami szans, gdy się uprzemy żyć bolesną przeszłością.

Bywam głupio uparta, ale nie do tego stopnia, żeby całkiem odrzucać racjonalne myślenie. W końcu pogodziłam się z tym co mnie spotkało i powoli zaczęłam układać się z życiem. Przełknęłam gorzką pigułę rozczarowania i byłam gotowa konfrontować się z rzeczywistością.

Nie było lekko i przyjemnie, ale byłam już na tyle dojrzała żeby wiedzieć, że najgorzej mają ci, którzy za wszelką cenę chcą mieć zawsze wygodne życie. Tak się nie da. Trzeba zaakceptować, że życie czasem boli. Akceptacja nie jest równoznaczna z poddaniem się, to raczej świadome przyjęcie tego co niesie życie i podjęcie racjonalnego działania w ramach posiadanych możliwości, bez nierealnych oczekiwań.

Bez względu na to co nas spotkało zawsze mamy wybór, jak wykorzystamy życiowe doświadczenia. Czy wyciągniemy wnioski i pójdziemy dalej czy zawiesimy się, jak przeładowany komputer, na tym co się w nas zapisało i z czym nic już nie możemy zrobić.

Ja pogodziłam się ze swoim życiem i teraz staram się żyć najlepiej jak umiem. Jak pisała Safona: „Wiem, że moje ręce nie dotkną nieba. Nie wszystko w życiu można zdobyć. Trzeba raczej wybierać.” Wybrałam życie, tu i teraz. Wróciłam do ludzi, bo byli i są dla mnie ważni. Korzystam z doświadczenia, ale życie buduję na nadziei i bliskości z ludźmi.

Jest taka modlitwa o pogodę ducha, w której jest dobry przepis na życie.
* * *
Użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym,
czego nie mogę zmienić.
Odwagi, abym zmieniał to,
co mogę zmienić.
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
Pozwól mi co dzień
Żyć tylko jednym dniem
i czerpać radość z chwili, która trwa;
i w trudnych doświadczeniach losu ujrzeć
drogę wiodącą do spokoju;
i przyjąć – jak Ty to uczyniłeś
- ten grzeszny świat takim,
Jakim on naprawdę jest,
a nie takim jak ja chciałbym go widzieć;
i ufać, że jeśli posłusznie poddam się Twojej woli,
to wszystko będzie jak należy.
Tak bym w tym życiu osiągnął umiarkowane szczęście,
a w życiu przyszłym, u twego boku, na wieki posiadł
szczęśliwość nieskończoną.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Tytułem wyjaśnienia...

Czytelnicy mojego bloga z pewnością zauważyli, że zdarza mi się tak formułować opinie, jakbym nie miała żadnych wątpliwości co do słuszności moich sądów. Jednak gdyby ktoś odniósł wrażenie, że mam się za najmądrzejszą z mądrych w kwestii podejścia do życia, to wyjaśniam, że nie uważam iż wiem wszystko najlepiej, nie pretenduję do roli autorytetu ani nie oczekuję, że inni będą mnie naśladować. Sprawa odbioru tego co piszę, zależy też od tego kto czyta moje słowa.

Mam świadomość, że czasami zbyt egocentrycznie odbieram rzeczywistość i wszystko filtruję przez siebie, ale taka już moja natura. Jednak nie robię tego w celu pouczania innych i nie startuję na wzór, który powinno się umieścić w Sevres. Jestem jaka jestem, ze swoimi wadami, słabościami, zaletami, i nie zamierzam z siebie rezygnować.

Pisząc posty, dzielę się swoimi doświadczeniami, bawię się w domorosłego filozofa i opisuję świat ze swojej perspektywy. To mój sposób na refleksję nad sobą i innymi ludźmi.

Lubię mówić własnymi słowami, ale często cytuję mądrzejszych, od których się uczę. Andrzej Poniedzielski, mój ulubiony smutas, tak ładnie napisał co czuję, że posłużę się jego słowami:
"To już ładnych tyle lat jak do życia się przymierzam
nie wiem nic
nie umiem żyć
a zamierzam, a zamierzam."

I to by było na tyle.

wtorek, 22 marca 2011

Bitwy naszego życia

Pierwszy dzień wiosny przywitałam z nadzieją. Żal mi że nie nacieszyłam się zimą, bo prawie całą przechorowałam, ale nie mogę już tego zmienić. Co mnie ominęło, jest już przeszłością i tak muszę na to patrzeć.

Paulo Coelho napisał: „Wszystkie bitwy naszego życia czegoś nas uczą, nawet te, które przegraliśmy.” Nie sposób się z nim nie zgodzić, bo każde doświadczenie, każda radość, każdy ból, dają nam szansę na kształtowanie siebie i bardziej dojrzałe życie.

Staram się o tym pamiętać, ale nie zawsze tak było. W przeszłości zamiast wyciągać wnioski z tego co mnie spotykało, skupiałam się na rozczarowaniu przegraną i wolałam unikać walki. Skutek był taki, że byłam coraz bardziej niezadowolona z siebie i tego jak żyłam.

A przecież każdy ma jakąś przeszłość, jedni lepszą inni gorszą. Ale, chociaż nasza przeszłość wpływa na to jacy jesteśmy, to nie powinniśmy szukać w niej usprawiedliwienia. To że raz coś się nie udało nie oznacza, że nie uda się nigdy.
Życie składa się z różnych problemów, ale jeżeli chcemy dostać to na czym nam zależy, to trzeba je rozwiązywać. Przegrana i wygrana, to dwa możliwe skutki naszych działań. A człowiek ma po to rozum, żeby z niego korzystać i zmieniać to co mu nie pasuje.

Poszłam więc po rozum do głowy i założyłam że będę żyła najlepiej jak umiem a niepowodzenia wpiszę w koszty. Dlatego teraz, kiedy życie mnie wkurza i kopie po kostkach, mu mówię: Kocham cię życie i co ty na to? Możesz się poprawić albo pęknąć ze złości. Wybór należy do ciebie, bo ja się nie dam.

Jak do tej pory, to gadam jak dziad do obrazu, bo życie jest jakie było, ale ja się nie zniechęcam. Wszyscy mają jakieś lekcje do odrobienia i nie ma sensu uciekać na wagary, bo życie to inny rodzaj szkoły, taki, w którym nie można wagarować.

Moja recepta na wyjście z przegranej bitwy jest prosta.
a) wyciągamy głowę z piasku, bo w takiej pozycji mamy
wystawione cztery litery i aż się prosimy, żeby życie nam dokopało.
b) podnosimy się na łokciu, bo to taki wysiłek, na który nawet ledwie żywy człowiek może się zdobyć jak musi.
c) następnie wstajemy na kolana a z tej perspektywy widzimy i swoją bezradność, i możliwość stanięcia na nogi.
d) chwytamy wszystko, co pomoże nam się podnieść i wstajemy.
e) kiedy już stanęliśmy na nogi, pazurami trzymamy się pionu, bo wiemy, że nie możemy sobie pozwolić na nic innego.
f) wyciągamy wnioski na przyszłość i cieszymy się, że chociaż nie wygraliśmy, to jednak próbowaliśmy zawalczyć o siebie.

Za radą Coelho nie wypieram się przegranych bitew i szukam sensu także w porażkach. Uważam że o zadowoleniu z życia decyduje nie to, co nas spotyka, ale jak na to patrzymy.