Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jesień. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jesień. Pokaż wszystkie posty

piątek, 22 października 2021

Jesienny spacer nad rzekę

Późnym, jesiennym popołudniem wybrałam się na spacer nad Bystrzycę. Z tą rzeką jestem związana całe życie, bo mój rodzinny dom stał u zbiegu Bystrzycy i wpływającej do niej Czerniejówki. Teraz też mieszkam blisko i mam ogromny sentyment do tej rzeki. W dzieciństwie pisałam różne wierszyki i kilka z nich poświęciłam Bystrzycy. "Tfurczość" jedenastolatki nie była imponująca, ale, jak widać, zamiłowanie do grafomanii mi nie przeszło.

sobota, 26 listopada 2011

Sobotni poranek i zdjęcia kolorowej jesieni

Sobotni poranek. Za oknem wiatr gonił szaro białe chmury, przez które przebijało się trochę słońca. Korony drzew chwiały się w lewo, w prawo, zupełnie jak kumy, które oglądają się na boki, żeby zobaczyć, co która robi. A ja leżałam pod ciepłym kocykiem, obserwowałam niebo i myślałam sobie o różnych rzeczach. Fajne zajęcie i wcale nie nudne.

Przed moimi oczami wyświetlał się film ” Chmury w stu odsłonach” a w głowie płynęły myśli, jedna za drugą. Nie skupiałam się na nich, przeciekały jak woda przez sito a ja je obserwowałam. Nagle, uświadomiłam sobie, że to, co się dzieje w moim umyśle, porównałam do wody przeciekającej przez sito i zaczęłam się śmiać.

No tak pani Basiu, masz pani głowę jak przetak, co wpadnie to wyleci – powiedziałam na głos.
- Co mówisz? – spytał mąż, który zainteresował się, co mnie tak rozbawiło a nie dosłyszał, co powiedziałam.
- Prawię sobie komplementy.
- Uhm. To nie przeszkadzaj sobie – skwitował ze zrozumieniem.
No to się nie będę krępować, w końcu trochę autoironii nie zaszkodzi.

Ponieważ na dworze wszystko jest poszarzałe zapragnęłam trochę koloru. Ładny i kolorowy kawałek świata znalazłam na zdjęciach autorstwa „nikoly”. Wklejam je, żeby innym też rozjaśniły listopadowe szarości. 

Kamienny anioł, który schronił się pod drzewem i stamtąd przygląda się światu. 
                                                                                                                                                                             
Samotna brzoza pochylona nad drogą. 
















Brzozowa droga, którą chciałoby się pójść do szczęśliwego końca.                                                                                                                                                     
Złociste plamy, którymi słońce wita się z ziemią.  









Tą drogą można by pójść, żeby zobaczyć, gdzie jeszcze nas nie ma.
Na tej drodze przewodnikiem jest słońce.
Można pojechać na rowerze alejkami magicznego parku.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Jesienią łatwiej o zadumę

















Znowu byłam sama na niedzielnym spacerze. Tym razem mąż nie miał czasu, bo przygotowywał się do jutrzejszego egzaminu. Pogoda była ładna a widoki jeszcze ładniejsze.

Cieszę się, że mieszkam w pięknej okolicy. Kilka kroków od domu i już jestem wśród drzew, nad rzeką, która wije się malowniczo tworząc niewielkie rozlewiska. Po rzece pływają dzikie kaczki, wśród traw uwijają się wrony, sroki, kawki, małe wróbelki. Żałowałam, że nie wzięłam aparatu fotograficznego, żeby zatrzymać na dłużej trochę piękna, które natura tak hojnie daje oczom.

Jesienne pejzaże odkładają się na duszy i łatwiej o zadumę nad przemijaniem, więc idąc po zwiędłych liściach, przyglądając się nagim gałęziom, myślałam o tym co nieuchronne, przed czym nie ma ucieczki. Jednak w listopadowym entourage’u odchodzenie staje się jakieś takie naturalne i łatwiejsze do przyjęcia.

W drodze powrotnej przypominałam sobie wiersze, które od zawsze traktuję jak plasterki z opatrunkiem na obolałą duszę. Chociaż nie tylko, bo z poezję lubię na każdą okazję, także tę radosną. Poniżej wpisuję kilka wierszy, które traktują o jesieni i oddają moje dzisiejsze emocje.

* * *
Jesienna zaduma J. Harasymowicz

Nic nie mam
Zdmuchnęła mnie ta jesień całkiem
Nawet nie wiem
Jak tam sprawy z lasem,
Rano wstaję, poemat chwalę
Biorę się za słowa, jak za chleb
Rzeczywiście, tak jak księżyc
Ludzie znają mnie tylko z jednej
Jesiennej strony
Nic nie mam
Tylko z daszkiem nieba zamyślony kaszkiet
Nie zważam
Na mody byle jakie
Piszę wyłącznie, piszę wyłącznie
Uczuć starym drapakiem
Rzeczywiście tak jak księżyc
Ludzie znają mnie tylko z jednej
Jesiennej strony

* * *
Tyle smutku... Sergiusz Jesienin

Tyle jest smutku w naszym wzroku,
Zbyt gorzko przyznać, zbyt boleśnie,
Że tylko i miedziany spokój
Pozostał nam w tym późnym wrześniu.

Inny odebrał mi spłoszenie
I dreszcz, i ciepło twego ciała ...
W sercu, jesiennym nieskończenie,
Cisza się deszczem rozszemrała.

To nic. Przywyknę. Jak pociecha
Zrodziła się ta prawda prosta,
Że nic mnie w życiu już nie czeka,
Tylko ten deszcz i żółty rozkład.

A przecie byłem też zrodzony
Do świeższych barw, do czystych dźwięków...
Jak mało widzę dróg schodzonych,
Jak wiele popełnionych błędów.

Życie... ból... szczęście - mija wszystko...
Śmieszny fatalizm doczesności.
Ogród, jak nieme cmentarzysko,
Usiały brzóz odarte kości.

I my zamrzemy, przeszumimy
Na podobieństwo drzew ogrodu.
Próżno więc pragnąć pośród zimy
Kwiatów, co giną z przyjściem chłodu.

* * *

Jesień - Maria Jasnorzewska Pawlikowska

Już jesień
rodzi się w moich oczach .
Króluje
przez kilka miesięcy
i odchodzi
Jestem jak jesień
złota ,
szczera
ciepła
zimna .
Kocham jesień
Kiedyś przysypie mnie
liśćmi
Jestem jesienią...
Widzę , że przemijam

* * *

Listopady - Władysław Broniewski

Cale życie zrywam się i padam,
jakbym w piersi miał wiatr na uwięzi,
i chwytają mnie złe listopady
czarnymi palcami gałęzi.

Ja upiłem się tym tchem, tym szumem,
niepokojem, który serce zatruł
to dlatego śpiewać już nie umiem,
tylko wołam wołaniem wiatru,
to dlatego codziennie się tułam
po wieczornych, po czarnych ulicach
i prowadzi mnie wilgotny trotuar
w mgłę wilgotną, która bólem nasyca.
Acetylen słów płonie na wargach,
płonie we mnie bolesna maligna,
chodzę błędny, jak ludzie w letargu,
zewsząd, zewsząd niepokój mnie wygnał.
Nie ma wyjścia, nie ma wyjścia, nie ma wyjścia,
muszę chodzić coraz dalej, coraz dłużej.
Jestem wiatr szeleszczący w liściach,
jestem liść zagubiony w wichurze.
Tylko w oczach mgła i oczy bolą,
tylko serce bije coraz częściej.
Jak błękitny płomień alkoholu,
płoniesz we mnie moje nieszczęście.
Muszę chodzić, muszę męczyć się wiecznie,
w mgle za włosy mnie wloką wieczory,
lecą za mną, nieprzytomne, pospieszne,
moje słowa, moje upiory.
Muszę wiecznie zrywać się i padać,
jakbym w piersi miał wiatr na uwięzi.
Pochwyciły straconą radość
nagie gałęzie.
Przelatują, wieją przeze mnie
listopady chwil, których nie ma...
To - tylko liście jesienne.
To - pachnie ziemia.

czwartek, 3 listopada 2011

Moje towarzystwo – melancholia i optymizm

Listopadowe smutki oblepiły mnie jak jesienna mgła. Rozglądam się dokoła, wokół snują się duchy przeszłości a przyszłości nie widać. Gdzie się podział mój wypracowany i ciężko wyćwiczony optymizm? Odleciał w ciepłe kraje? Nie. Siadł sobie w kącie i siedzi, czekając aż go zauważę.

Patrzę na niego kątem oka i mam mu za złe, że sam z siebie nie ratuje mnie przed czarnymi myślami. Strzelam focha. A co nie mogę? Nie jestem sama, mam jeszcze melancholię.

Melancholia, to bardzo ciekawa kobita. Chodzi powłóczystym krokiem, zamotana w szare chmury i pławi się w nostalgii za tym, co minione. Od czasu do czasu zatopi się w cierpkich wspomnieniach i zrosi oczy smutkiem. Z drugiej strony, uśmiecha się łagodnie z wyrozumiałością i układa wszystkie przeżycia w refleksje.

Nie mogę powiedzieć, że bardzo lubię tę moją melancholię, ale dzięki niej łatwiej przychodzi mi strawić świadomość przemijania i codzienne rozczarowania. Poza tym, ona nie jest wymagająca, łatwo się z nią zakolegować.

Co innego optymizm, ten jest jak stary kawaler, wciąż potrzebuje uwagi i nowych podniet. Wystarczy, że na chwilę o nim zapomnę a on już marnieje i więdnie. Ostatnio trochę go zaniedbałam i zrobił się jakiś mizerniutki, anemiczny, widać, że jesień mu szkodzi.

I co ja mam z nim zrobić? Jak go nie zasilę odrobiną radości, to całkiem go szlag trafi. A szkoda by było. No trudno, trzeba nad nim popracować. Na początek wezmę go za fifrak i wyprowadzę na świeże powietrze. Niech się dotleni i skupi na czymś pożytecznym. Ja będę mu towarzyszyć. Melancholia niech się zajmie sobą sama, bo ja nie mam czasu.

czwartek, 22 września 2011

Jesień idzie, nie ma na to rady

Dzisiaj jest ostatni dzień kalendarzowego lata. Szkoda, że to już. Lato żegna się w dobrym stylu - jest słonecznie i ciepło. Zaraz po przebudzeniu rozłożyłam na balkonie leżak i zaległam pod kocykiem goniąc resztki snu. Starzeję się, więc budzę się coraz wcześniej i nie dosypiam. Całe życie byłam śpiochem, ciągle brakowało mi snu a ranne wstawanie było moją zmorą. Teraz budzę się skoro świt i szkoda mi czasu na sen. Jednak jedno się nie zmieniło - wciąż czuję się niedospana.

Lubię poranki. Kiedy dzień jeszcze młody łatwiej o nadzieję, że coś miłego się zdarzy, że wszystko, co zaplanowane, uda się przeprowadzić. Wieczorem jest o jedną kartkę w kalendarzu mniej za to więcej zmęczenia i świadomości, że nie wszystko da się zrobić a czasu ubywa.

I tak, witamy się z panią Melancholią, która uczy nas pogody ducha, łagodności dla siebie i bliźnich. Jednak czasami jesteśmy opornymi uczniami, nie odrabiamy lekcji, awanturujemy się, nie chcemy akceptować rzeczywistości i praw natury, a wtedy panią Melancholię zastępuje Chandra.

Melancholia i Chandra są siostrami, ich ojcem jest Smutek, ale Melancholia jest tą lepszą siostrą, która po ojcu odziedziczyła jego najlepsze cechy. Chandra wzięła to co gorsze, więc jest trudna do zniesienia, wszystko jej się nie podoba, wszystko ma za złe, w niczym nie widzi sensu. Dlatego niczego nas nie uczy, za to ćwiczy nas okropnie. Noce z panią Chandrą dłużą się, nie dają odpoczynku, zabierają resztki nadziei, że jeszcze spotka nas coś dobrego.

Dlatego nie lubię Chandry i obchodzę ją z daleka. Robię wszystko, żeby do mnie nie przylazła. Chandra lubi rozgoryczenie,pretensje, lenistwo, złość, wygórowane oczekiwania, wrednych ludzi, więc unikam jej i tego co lubi. Z Melancholią jestem pogodzona i staram się być pojętną uczennicą. Zabieram ją nawet na jesienne spacery. Chodzimy sobie w jesiennej mgle i kontemplujemy piękno natury. Melancholia potrafi być miła jeżeli uda się ją zrozumieć i często się do niej uśmiecha.

Na koniec jesiennego smędzenia wierszyk Andrzeja Waligórskiego jednego z moich ulubionych oswajaczy życia. Jesień idzie i nie ma na to rady, ale moją zasadą jest bycie najbardziej szczęśliwą jak się da. A reszta? Cóż, jak powiedział Hamlet:"Reszta jest milczeniem."

***
Jesień idzie

Raz staruszek, spacerując w lesie,
Ujrzał listek przywiędły i blady
I pomyślał: - Znowu idzie jesień,
Jesień idzie, nie ma na to rady!
I podreptał do chaty po dróżce,
I oznajmił, stanąwszy przed chatą,
Swojej żonie, tak samo staruszce:
- Jesień idzie, nie ma rady na to!
A staruszka zmartwiła się szczerze,
Zamachnęła rękami obiema:
- Musisz zacząć chodzić w pulowerze.
Jesień idzie, rady na to nie ma!
Może zrobić się chłodno już jutro
Lub pojutrze, a może za tydzień
Trzeba będzie wyjąć z kufra futro,
Nie ma rady. Jesień, jesień idzie!
A był sierpień. Pogoda prześliczna.
Wszystko w złocie trwało i w zieleni,
Prócz staruszków nikt chyba nie myślał
O mającej nastąpić jesieni.
Ale cóż, oni żyli najdłużej.
Mieli swoje staruszkowie zasady
I wiedzieli, że prędzej czy później
Jesień przyjdzie. Nie ma na to rady.