Szukaj na tym blogu

piątek, 14 sierpnia 2020

Władzia pierwsza feministka we wsi ratuje małżeństwa synów

Skoro spodobała się Wam historia Władzi, to napisałam ciąg dalszy.

 

 

 

 

 



Starszy syn Władzi ożenił się z piękną kobietą, o którą był bardzo zazdrosny. Pracę miał taką, że często całymi tygodniami był poza domem. Wtedy jego młoda żona zostawała sama z dziećmi. Telefonu w domu nie mieli, więc dozór telefoniczny odpadał, a sąsiadom nie dowierzał, bo większość z nich to byli młodzi mężczyźni. Dlatego, jak tylko spodziewał się dłuższego wyjazdu,  pakował żonę z dziećmi do pociągu i wysyłał ich do swojej matki. Skutek zapobiegliwości syna Władzi był taki, że większą część roku jego żona i dzieci spędzali na wsi. Władzia kochała wnuki i lubiła synową, więc chętnie gościła ich u siebie. Synowa Ania była bardzo miłą kobietą, więc łatwo było ją lubić. Miała też tę zaletę, że szybko zaprzyjaźniała się z ludźmi, niestety, płci obojga, co mogło być potencjalnie niebezpieczne. Władzia w roli stróża małżeńskiej cnoty synowej była bardzo liberalna, bo nie broniła Ani wiejskich potańcówek i grywania po domach. I tak, w każdą sobotę Ania kładła dzieci spać, a sama szła do remizy potańczyć. W zimie, gdy ludzie na wsi byli mniej umęczeni robotą, to w tygodniu spotykali się po domach i Ania grała tam na skrzypcach. Władzia nie żałowała synowej tej rozrywki, chociaż wiejskie baby ją pouczały, że nie przystoi, żeby młoda mężatka chodziła samopas.
- Dziecko, a co jej miała żałować, młoda ciągle z dziećmi, mąż daleko, to niech choć troche sie zasłodzi. A głupie baby niech sie wezmo za robote zamiast nieswojej spódnicy pilnować – opowiadała Władzia.

Taka sytuacja trwała do czasu, aż do wsi przyjechał młody nauczyciel, który bardzo chciał uczyć synową Władzi gry na skrzypcach.
- Ja zobaczyła, że Ania nic tylko by leciała do szkoły. Bo niby on ją uczy jakichś chwytów, co to ona nie umie i przez to nie może dobrze grać na tych swoich skrzypkach. No dobrze, pomyślała, niech się uczy jak taka chentna, nauki żałować nie bede. Ale za troche,  widze, że Anka jakaś za bardzo zadowolona. To pomyślała, że ten nauczyciel nie tylko na skrzypcach Anie tych chwytów uczy i zabroniła jej chodzić na te nauki. Ona nawet sie nie sprzeciwiała. Ale nauczyciel słuchać się mnie nie musiał i zaczoł wieczorami po opłotkach łazić.
Raz i drugi budze sie w nocy, a łóżko Anine puste. To nie było na co czekać. Poszła ja do szkoły dzwonić do Jurka. Akurat jego w pracy nie było, ale obiecali, że mu powiedzo, że do matki ma dzwonić. Jak zadzwonił, to chłopak woźnego dał znać i ja poleciała do szkoły rozmawiać.
- Jurek, ty przyjeżdżaj zaraz i zabierz kobite z dzieckami – mówie.
- A co się stało? – pyta on.
- Co miało sie stać? Nic sie nie stało, chce mieć spokój. Ja stara jestem wywczasu potrzebuje, a małe dzieci po łbie mi łażo - odpowiedziała ja.
- No, ale przecież jest Anka.
- Ty mi tu nie gadaj. Tobie sie tłumaczyć nie bede, masz w sobote przyjechać i rodzine zabrać – tak mu powiedziała i położyła słuchawke.
Jak wróciła ja ze szkoły, to Anka cała w nerwach była, aż było mi jej żal. Pomyślała, że niech troche sie pomartwi, to dobrze jej to zrobi na rozum. Ma dwoje dzieci i trzeciego jej nie trzeba. Jak co użyła, to niech sie cieszy, jak nie, to też zmartwienie nieduże i szybko jej przejdzie. Wieczorem Anka markotna i mnie sumienie gryzie, to wzieła  ja jo na rozmowe.
- Ania, powiedziała ja Jurkowi, żeby po was w sobote przyjechał. Pojedziecie do domu – mówie, ona tylko głowe spuściła.
- I co Jurek na to? – pyta.
- Jurek nie będzie mi w chałupie rządził – powiedziała jej i nic więcej my już nie gadały.
- W sobote Jurek przyjechał i od progu dalej mnie przepytywać, co Anka zrobiła, czy my sie pokłóciły i takie tam. Anka blada jak ściana, a ja ide w zaparte.
- Powiedziała już co mi przeszkadza, jak mu nie pasuje to nich se zmieni. Ja na darmo gadać nie bede. - mówie do niego.
- No i wzioł sie obraził, że matka jego rodzine z chałupy wygania. Ale ja tam wolała, żeby on był obrażony niż miałaby gadać, co tam widziała albo nie widziała. Bo tak po prawdzie, to ja nic na pewno nie widziała, to sumienie mam czyste. Ania na odchodnym mnie wycałowała i tak już zostało – skończyła opowiadać Władzia.  

Pomilczałyśmy chwilę i myślałam, że będziemy już szły spać, gdy Władzia coś sobie przypomniała.
- Noc jeszcze młoda, to powiem ci jeszcze o Staśku moim drugim synu, co tu ze mną mieszka na jednym podwórku.

Syna Władzi miałam okazję poznać i wiedziałam, że on prowadzi ciągłe wojny z żoną.
- Te moje syny to w ojca się wdały. Żony nie miały z nimi lekko - zaczęła opowieść Władzia.
- Anka potulniejsza i spokojna, to schodziła Jurkowi z drogi. Jadźka to pierwsza szukała przyczyny do zwady. Jak sie szuka to sie znajdzie, z chłopem to jeszcze prendzej. To Stasiek ciągle z łapami do niej wyskakiwał i dalej wyskakuje. Tu przez podwórek, to wszystko widze. Jadźki nie lubie, bo ona pyskata i robi na udry, ale żeby bić, to na to zgody nie ma. Kiedyś patrze, a Stasiek z Jadźko znowu na podwórku sie szarpio. Wyleciała ja z chałupy i krzycze, żeby jo zostawił. Ten nic tylko dalej  bije. To złapała ja tłuka do ubijania kartofli dla świń i zdzieliła Staśka tym tłukiem po krzyżu, aż sie przewrócił. Synowa sie wyrwała i uciekła na wieś. Ten wstaje i z gembo na mnie. 

- Co matka zgłupiała?! - krzyczy i coś tam na mnie klnie.
- Zgłupiała i bede cie tłuc jak ty jo - powiedziała ja, to wzioł i sie obraził. Pomyślała, niech sie obraża, poczekam aż mu przejdzie. Ja sie tam na głupich nie obrażam, bo to strata czasu. Ciągle by sie trza na kogoś obrażać, tyle tych głupich na świecie - zamyśliła się na chwilę Władzia. 
- Jak to jest, że lata mijajo, a ten świat ciągle taki dla bab wredny. Ja miała ciężko, moje synowe tak samo, a przecież ja nie chciała, żeby syny takie były. Pamiętaj dziecko, trza samemu sie bronić, trza stać za sobo, bo inaczej cie zjedzo. No dobrze, idźwa spać - skończyła markotnie Władzia.

Te historie opowiedziane wieczorową porą zapamiętałam ze szczegółami. Przegadałam z nią wiele godzin, siedząc na ławeczce przed jej chałupą. Poznałam historię jej życia i życia jej synów oraz dalszej rodziny. Wysłuchałam jej przemyśleń na temat tego, co w życiu ważne. I niezmiennie byłam pełna podziwu dla mądrości tej prostej kobiety. Była religijna, ale bez cienia dewocji, dlatego tam, gdzie inni potępiali, ona starała się zrozumieć. Nie bała się powiedzieć "nie", jak uważała, że tak trzeba. Miała siłę, żeby sprzeciwiać się wiejskiej społeczności. Kierowała się zawsze swoim rozumem i miała odwagę, żeby robić zawsze po swojemu. Pomagała tam, gdzie mogła pomóc.  Sama miała ciężkie życie ze swoim mężem Józkiem, dlatego miała dużo wyrozumiałości dla innych kobiet, nawet jeżeli te kobiety były jej synowymi. Bo Władzia nie przystawała do żadnych stereotypów, więc stereotypu złej teściowej tym bardziej.  Była też sprawiedliwa w ocenach i do wszystkich przykładała tę samą miarkę. Synów kochała, ale nie była ślepa na ich wady. I nawet dla nielubianej Jadźki domagała się sprawiedliwości.

I na dzisiaj to by było na tyle.

 

Rysunek złowiony w sieci, bo zdjęcia Babci Władzi nie mogłam zamieścić.

11 komentarzy:

  1. Sprawę tej zdrady-nie-zdrady załatwiła dobrze dla wszystkich stron.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, jak to bez formalnego wykształcenia można być "miszczynią" w dyplomacji.

      Usuń
  2. Mądra kobieta, sposobem myślenia przypomina moją babcię Stefanię.
    Niby prosty człowiek, ale mądrości życiowej i dobroci niejeden mógłby się uczyć lepiej, niż z mądrych ksiąg...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam zawsze mówię, że inni ludzie uczą nas lepiej niż książki, chociaż książki kocham.

      Usuń
  3. Bardzo mądra i zyczliwa ludziom Kobieta. I co za takt i dyskrecja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka była, chociaż miała silny charakter i nie chwaliła się tą swoją dobrocią.

      Usuń
  4. Bo życiowa mądrość wcale nie musi być uwarunkowana wysokim wykształceniem...
    Już czekam - z ogromną ciekawością - na Twoje następne wspomnienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś jeszcze napiszę, bo miałam szczęście spotkać ciekawych ludzi.

      Usuń
  5. Cudna kobieta z tej Wladzi, a wlasciwie cudny czlowiek. Sprawiedliwy, madry i dobry - i odwazny! Dobrze ze piszesz o niej i o ludziach takich jak pan Teofil, tyle sie mozna nauczyc od nich choc ich juz nie ma 😘

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnio mialam
    okazje byc na wsi nad jeziorem i poznalam tam stara zaprzyjazniona Kaszubke. Co za zyczliwy, cieply czlowiek. Przypomina mi troche te Wladzie. Nasluchalam sie tez niezwyklych historii , a jedna nawet zapisalam :)

    OdpowiedzUsuń