Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wiatr. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wiatr. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 30 stycznia 2012

O tym co mi przeszło a co nie ...

Wymówkoza mi przeszła, ale marne samopoczucie jednak zostało, więc prawie cały dzień zajmowałam się tym, co można robić na leżąco. Dużo pisałam i trochę się uczyłam. Wieczorem przyszli do nas na obiadokolację Młodsi, więc musiałam się wykopać spod koca i trochę się pokręcić po kuchni. Jak co dzień wyściskałam wnuka a jak Młodsi poszli obejrzałam wspólnie z mężem jakąś komedię, w której grał Tom Hanks. Jak zwykle dzień szybko mi zleciał a teraz już pora szykować się do spania. 

Na dobranoc skończę czytać mitologię Fenicjan. W tej mitologii przeczytałam o niejakiej Lilit, demonicy kojarzonej z nocnym, silnym wiatrem.


Na dworze mocno wieje, jest ciemno i mroźnie, a na balkonie u sąsiadów coś się tłucze. Gdybym żyła w starożytnej Fenicji, to może uwierzyłabym, że to demonica Lilit, która zamieszkała obok i wypatruje okazji, żeby zapolować na samotnego mężczyznę. Z tego, co wiem, to w moim bloku jest jeden samotny mężczyzna, ale łatwiej chyba przestraszyć nim aniżeli jego, więc nawet demonica by go nie chciała.

Już kiedyś pisałam, że lubię słuchać wiatru, ale ten zimowy jest mniej ciekawy niż letni albo jesienny. W wietrze zimowym najwięcej jest świstu i głuchych odgłosów. Co innego w lecie, kiedy wiatr gubi się w liściach drzew i roślin. Najbogatszy dźwiękowo jest wiatr jesienny. Gdybym była muzykiem, napisałabym suitę o tym jak wieje wiatr w różnych porach roku. 

 


poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Każde drzewo szumi inaczej

Palmą, która jest katolickim symbolem odrodzenia życia, nie powitałam tej niedzieli, ale trochę świętowałam. Skończyłam też czytać książkę i napisałam obiecaną recenzję. Książka przypomniała mi sytuację, w której doświadczyłam radości życia. Niedziela Palmowa to radosny dzień, więc postanowiłam opisać to doświadczenie.

Kiedyś rzadko byłam „tu i teraz”, bo ciągle zajmowało mnie analizowanie przeszłości, planowanie przyszłości i poprawianie siebie. Jednak mimo usilnych starań wciąż nie czułam, że żyję tak jakbym chciała. Aż raz, mimo nadchodzącej burzy, wyszłam na spacer, żeby się wyciszyć. Był późny sierpniowy wieczór, silny wiatr gonił po niebie czarne chmury i szarpał gałęziami drzew. Szybko zmęczyłam się marszem, więc stanęłam na chwilę, żeby zaczerpnąć tchu. Nade mną kołysały się gałązki brzozy a listki szeleściły odgłosem tysiąca kropel. Spojrzałam w niebo, ale deszcz nie padał. Poszłam dalej, ale znów musiałam odpocząć. Tym razem zatrzymałam się koło lipy. Usłyszałam zupełnie inne odgłosy, listki uderzały o siebie, wydając metaliczne dźwięki, jakby drzewo było roślinnym werblem. Czułam na skórze uderzenia wiatru, który niósł ze sobą wilgoć, padającego już gdzieś deszczu. Słuchałam, jak w porywach coraz silniejszego wiatru narasta szum, będący mieszaniną różnych dźwięków; szelestu liści, postukiwania gałęzi uderzających o siebie, skrzypienia starych konarów, świstu i pojękiwania wiatru. Patrzyłam, jak wszystko wokół poddaje się wiatrowi, jak natura zmaga się z chaosem, który sama tworzy. Miałam ochotę podnieść do góry ręce, żeby wiatr i mnie ukołysał. Nagle ogarnęło mnie uczucie spokoju i wewnętrznego stopienia się z tym, co mnie otaczało. Zniknął mój wewnętrzny chaos, poczułam się szczęśliwa. W tamtej chwili nie miałam żadnych wątpliwości, że jestem częścią czegoś pięknego, skomplikowanego i ogromnie wielkiego. Dzięki temu że zwróciłam uwagę na szum drzew, doświadczyłam na sobie cudu istnienia. Potem nie mogłam zrozumieć, jak to możliwe, że przez wiele lat, dość długiego już życia, nie zauważyłam, że każde drzewo inaczej szumi. Przypomniały mi się takie słowa A. Einsteina: „Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko.”

sobota, 5 marca 2011

Nadzieja na pogodę i niepogodę

Nie lubię narzekać na pogodę, ale dzisiejsze wiatry dały mi się we znaki. Cały dzień głowę miałam jak bania, ziewałam jak hipopotam i nie mogłam się na niczym skupić. Miałam przygotować na poniedziałek szkice, ale nie zrobiłam nic, bo w głowie karuzela i totalna niemoc. Zostaje mi tylko darować sobie winy i mieć nadzieję, że jutro będzie lepiej. Nadzieja jest dobra w małych i dużych sprawach, więc nie ma co na niej oszczędzać. Dla zmęczonych i zniechęconych na osłodę życia piękny wiersz o nadziei.

Nadzieja – Czesław Miłosz


Nadzieja bywa, jeżeli ktoś wierzy,
że ziemia nie jest snem, lecz żywym ciałem,
I że wzrok, dotyk ani słuch nie kłamie.
A wszystkie rzeczy, które tutaj znałem,
Są niby ogród, kiedy stoisz w bramie.

Wejść tam nie można. Ale jest na pewno.
Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli,
Jeszcze kwiat nowy i gwiazdę niejedną
W ogrodzie świata byśmy zobaczyli.

Niektórzy mówią, że nas oko łudzi
I że nic nie ma, tylko się wydaje,
Ale ci właśnie nie mają nadziei.
Myślą, że kiedy człowiek się odwróci,
Cały świat za nim zaraz być przestaje,
Jakby porwały go ręce złodziei.

sobota, 5 lutego 2011

Deszcz pada, wiatr wieje a mimo to może być przyjemnie.




















Sobota, dla ciężko pracujących ludzi wyczekiwany dzień odpoczynku. Dla mnie tylko kolejny dzień tygodnia. Jestem sama, bo mąż ma jakieś szkolenie. W domu cicho. Pierwsze dni lutego a pogoda marcowa. Zagapiłam się w okno i obserwowałam pędzące z wiatrem chmury, słuchałam szumu wiatru. Strasznie dziś wieje i siąpi deszcz. Lubię taki stan zatopienia w sobie i chmurach, przy akompaniamencie wiatru. Przychodzą mi wtedy do głowy różne myśli. Już o tym pisałam w tekście "Wiatr".
Większość ludzi nie lubi takiej pogody, bo ich przygnębia. Mawia się, że wieje jakby ktoś się powiesił. I co z tego, że wieje albo pada? To tylko zjawisko atmosferyczne. Zgoda, ten stan aury może źle oddziaływać na nasz organizm(na mój źle), ale to żaden powód żeby marnować dzień. Człowiek może być szczęśliwy nie tylko w słońcu.
Przypomniała mi się taka sytuacja. W jesienny dzień wybrałam się na spacer, chociaż pogoda nie zachęcała do wyjścia na dwór. Było pochmurno, siąpił drobny deszcz i wiało. Wiatr był słabszy niż dzisiaj, ale momentami trochę dmuchało.
Szłam sobie osiedlowymi alejkami i przyglądałam się drzewom. Cieszyłam się rześkim powietrzem, pięknymi kolorami i przyjemnością płynąca z możliwości swobodnego ruchu, stawiania kroków i przemieszczania się w przestrzeni. Kiedy się trochę zmęczyłam, usiadłam sobie na ławce. Zajęłam się obserwowaniem tego co wokół: różnokolorowych liści opadających na trawnik, psiaka który wypuszczony z domu biegał jak oszalały po mokrej trawie a na pysku miał wypisane samo szczęście, ludzi śpieszących się do domów, drzew kołyszących się w rytm wiatru, drobnych kropelek deszczu na mojej kurtce.
Wtedy z jednego z bloków wybiegła dziewczynka. Miała może z pięć lat, cała była w różnych odcieniach różu a spod czapki wystawały jasne włoski. Wystawiała buzię do nieba i łapała na twarz mikroskopijne kropelki deszczu, mrużąc przy tym oczy. Wyglądała na bardzo zadowoloną z tego co robiła.
Za chwilę z klatki wyszła jakaś kobieta, być może jej babcia, i zajęła się małą. Od razu włożyła jej kaptur, naciągając go prawie na nos. Wzięła małą za rękę i pokrzykując, że zmokną, pociągnęła ją za sobą. Dziewczynka szybko przebierała nóżkami a spod kaptura widziała tylko rozmoknięte liście i kałuże na chodniku.
Pomyślałam, że ta zapobiegliwa pani zabrała właśnie małej przyjemność cieszenia się deszczem. Po co taka troskliwość na wyrost? To, co kapało z zachmurzonego nieba niczym dziecku nie groziło. Trzeba by długo czekać żeby przemoknąć.
Kiedy obie mnie mijały, kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Pewnie uważała, że nie jestem specjalnie normalna, bo normalni ludzie nie siedzą w deszczu na osiedlowej ławce. Być może. Ale w moich normach mieści się takie zachowanie, może jestem normalna inaczej.

autor:misiolinka

Żal mi małej, bo jak będzie otoczona taką troską, to może wyrosnąć na człowieka, który unika wszystkiego, co może być chociażby potencjalnie uciążliwe. Takiego, który nie umie się cieszyć i byle co go przygnębia. A mając takie podejście do życia, straci wiele przyjemności.