Szukaj na tym blogu

sobota, 18 czerwca 2011

O pogodzie i tym co "po" a co niestety nie

Kończy się dzień i wreszcie jest czym oddychać. Nie lubię narzekać na pogodę, ale ostatnio zanadto daje mi się we znaki. Kiepsko znoszę upały a przez dzisiejszą burzę nie skończyłam roboty i muszę jutro wcześniej wstać. Mąż się ze mnie śmieje, że jak tylko zagrzmi, to wszystko wyłączam, ale zżyłam się z moim laptopem i nie chcę ryzykować, że trafi go szlag.

Jedyny pożytek z dzisiejszej burzy, to trochę wolnego czasu. Oderwana przez naturę od komputera zajęłam się czytaniem. Sięgnęłam po raz kolejny do tekstów Jana Wołka. Od lat jestem fanką jego talentu a właściwie talentów, bo ma ich wiele. Poeta, pieśniarz, kompozytor, malarz ….., jednym słowem Sztuk-Mistrz. Podoba mi się sposób w jaki objaśnia świat i komentuje polską rzeczywistość. Lubię jego poczucie humoru, zabarwione ironią i rozjaśnione poetycką nutą.

Poczytałam na wyrywki powieść „Po” i naszły mnie jakieś mało optymistyczne refleksje. Ostatnio tak mam. Coraz częściej dopada mnie myśl: już po, kochana pani, już po.... Niestety, jest też sprawa, która powinna należeć już do przeszłości a wciąż zajmuje mi czas. Nie lubię sytuacji, w których jestem świadkiem szmacenia się ludzi, bo muszę wtedy chronić się przed pogardą. Poza tym, boję się, żebym walcząc, nie upodobniła się broń Boże do swoich wrogów. To wcale nie jest takie niemożliwe, bo bagno wciąga. A jeszcze, jak się ma do czynienia z osobnikami typu mop, tj. niby trzymających pion a szmata na końcu, to chcąc ich zdemaskować samemu można stracić przyzwoitą postawę.

W tym miejscu przypomniała mi się piosenka pt. „Defekt” do tekstu Jana Wołka, więc ją przytaczam, bo pasuje jak ulał. Na tym kończę, bo czas spać.

* * *
Oto nasza wyspa skarbów
Jedne plecy, dziesięć garbów
Mogę z ludźmi twardy dialog
To dekalog

Brak jednego przykazania
Spal nim siądziesz do czytania
Lecz nie doszło do spalenia
Bo z kamienia

Czynem jednak świadczy człowiek
Że mu nie są normy w głowie
No i gdyby się kto pytał
To nie czytał

Żyje prawda pośród ludzi
Wobec której wszystkie marne
Łatwiej białe jest pobrudzić
Niż wybielić to, co czarne
Więc codzienni i normalni
Próbujemy być moralni
W normach pralni

By z przyrody żyć porządkiem
Standard zbiera się z wyjątkiem
Pośród tych co niegodziwi
Są uczciwi

Gdy krygeny masz z przeceny
Na takiego nie ma ceny
Żadna go nie skusi kiesa
Boski desant

Taki jest jak palec boży
No i czasem da się złożyć
Z palców bożych większa cząstka
Boża piąstka

Żyje prawda pośród ludzi
Wobec której wszystkie marne
Łatwiej białe jest pobrudzić
Niż wybielić to, co czarne
Więc codzienni i normalni
Próbujemy być moralni
W normach pralni

czwartek, 16 czerwca 2011

Każdy zasługuje na własną drogę

Wczoraj byłam na imieninach i świetnie się bawiłam. Jolka zawsze dowitaminizowuje mój nastrój, bo ma bardzo pogodny stosunek do życia. Jak zwykle wyszłam ostatnia, ponieważ nie mogłyśmy się nagadać. Kiedy się poznałyśmy, jakieś pięć lat temu, Jola rzadko mówiła coś o sobie, najczęściej robiła za słuchawkę. Teraz otwiera się coraz bardziej i widzę jak wiele mamy wspólnego. Odnaleźć w drugim człowieku podobny odbiór świata, to duża frajda.

Przez te pięć lat znajomości Jola znacznie zmieniła podejście do różnych spraw. Podobno, to pod moim wpływem się zepsuła i przestała być grzeczną dziewczynką. Niech jej będzie, że to ja jestem tym złym duchem, ale mam inne zdanie. Uważam, że zmiana wynika głównie z tego, że wreszcie pozwoliła sobie na dobrze pojęty egoizm i odkryła, że taka jaka jest, jest wystarczająco dobra. Nie musi nikogo zadowalać, żeby dobrze się czuć wśród ludzi. Nie musi oczekiwań innych stawiać przed swoimi. Teraz coraz częściej robi co chce i dobrze się z tym czuje.

Po czterdziestce zaczęła robić, to na co wcześniej brakowało jej czasu i odwagi. Uczy się pływać, bo już nie boi się, że coś się nie uda i ktoś ją wyśmieje. Wyjeżdża w góry i nie ma wyrzutów sumienia, że nie zajmuje się w tym czasie rodziną. Jeździ na rowerze, dużo czyta, poznaje nowych ludzi, pracuje w wolontariacie i przymierza się do nauki angielskiego. Szuka nowych dróg i nie kursuje już wyłącznie na linii „praca, dom, rodzina”.

Trzymam kciuki, żeby psuła się tak dalej, bo jak mówi powiedzenie: Grzeczne dziewczynki chodzą tam gdzie muszą a niegrzeczne tam gdzie chcą. Każdy zasługuje na swoją drogę, Jolcia też. Dobrze że wreszcie to odkryła. Lepiej późno niż wcale.

środa, 15 czerwca 2011

Wizyta u koleżanki, która zamierza o siebie zadbać

Odwiedziłam koleżankę, z którą znamy się jeszcze ze szkoły. Na wiele lat straciłyśmy kontakt, ponieważ na początku lat dziewięćdziesiątych wyjechała na Śląsk. Kilka miesięcy temu wróciła na stare śmieci, bo po rozwodzie postanowiła zrobić reset i zacząć wszystko od nowa w rodzinnym mieście. Kupiła małe mieszkanie, znalazła zatrudnienie w firmie kuzyna, a teraz przyzwyczaja się do życia singielki i odświeża stare znajomości. Okazało się, że znowu mieszkamy blisko siebie, prawie po sąsiedzku. Kupiłam wino, prezent na nowe mieszkanie i byłam gotowa na babskie pogaduchy. Nie przewidziałam tylko, że koleżanka po dwóch kieliszkach wina całkiem straci humor i spotkanie będzie przypominało stypę. W roli „drogiego zmarłego” wystąpił eksmąż koleżanki, a „nieodżałowaną zmarłą” była miniona młodość, koleżanki i moja.

Po dwóch godzinach miałam dosyć. Owszem młodości mi żal, ale nie do tego stopnia, żeby do końca życia nad nią płakać. A skoro mąż koleżanki był taką świnią, jak opowiadała, to tym bardziej nie zasługiwał na lamenty. Dlatego usiłowałam zmienić temat, ale koleżanka okopała się na pozycjach i wciąż biadoliła nad swoim parszywym losem. Starałam się wykazać empatią, bo rozumiem, że przykrych przeżyć nie da się szybko wymazać z pamięci a człowiek czasami musi się wyżalić, jednak szło mi coraz gorzej. Nic na to nie poradzę, że nie lubię patrzeć, jak ktoś na własne życzenie komplikuje sobie życie. Po co zrywać strupy i patrzeć ile jeszcze wypłynie krwi?

Kiedy wreszcie udało mi się zmusić koleżankę do rozmowy o przyszłości, ta podjęła temat w taki sposób, że szczęka opadła mi na kolana.
- Jak już urządzę mieszkanie, to zajmę się załatwianiem nagrobka – powiedziała.
- Dla rodziców?
- Nie. Rodzicom pomnik postawiliśmy po śmierci ojca. Muszę coś znaleźć dla siebie, najlepiej tu na Lipowej, blisko domu.
- A co z trumną? Będziesz trzymała w domu czy w garażu?
- No coś ty? Po co mi trumna?
- Jak to po co? Jak już się przygotowujesz, to trzeba o wszystkim pomyśleć. Jeżeli cię przeżyję, to o wianek możesz być spokojna, zorganizuję.
- Żartujesz sobie a ja poważnie myślę o przyszłości. Muszę przecież wreszcie o siebie zadbać.

Organizowanie sobie grobu, jako wyraz troski o siebie i swoją przyszłość. Wymiękłam. Koleżanka mnie przeskoczyła, bo ja organizuję sobie pochówek, ale tylko w snach, gdy rozum śpi. Na jawie planuję jak żyć, a nie jakim kamieniem przykryć się na wieki i na którym cmentarzu spocząć. Widocznie nie jestem zapobiegliwa, ale nie zamierzam tego zmieniać. Amen.

niedziela, 12 czerwca 2011

Bąk idiota

Bzzzzzzzzzzzzz bzzzzzzzzz bzzzzzzz – natrętny dźwięk wkręcał mi się w uszy. Wciskałam głowę w poduszkę, ale sen przepłoszony bzyczeniem opuścił mnie na dobre. Z niechęcią otworzyłam oczy i zobaczyłam jak wielki bąk obija się o szybę, wydając przy tym irytujące odgłosy.

Zaczęłam go obserwować. Bąk uderzał w szybę, ześlizgiwał się i z powrotem atakował dokładnie w tym samym miejscu. Idiota – pomyślałam ze złością. A co miałam pomyśleć? Nie pierwszy raz widziałam owada, który usiłował się wydostać i natrafiał na szybę, ale żaden nie walił owadzim łbem ciągle w to samo miejsce.

Zazwyczaj owady atakując przeszkodę za każdym razem trochę zmieniają kierunek i w końcu trafiają na otwartą przestrzeń. Jednak ten poruszał się wyłącznie pionowo, góra – dół. Najwyraźniej uparł się, żeby rozwalić sobie łeb w tym konkretnym punkcie i wreszcie mu się udało - padł na parapet do góry brzuchem i niemrawo przebierał odnóżami. Wzięłam gazetę i pomogłam mu wydostać się na świat.

Potem wróciłam do łóżka i zaczęłam się zastanawiać, ileż to razy zachowywałam się jak ten bąk. Bez trudu przypomniałam sobie, jak często, nie zmieniając sposobu działania, liczyłam na odmienny efekt. Cóż. Basia idiotka to ja. I co z tego, że mózg mam większy niż bąk? Wielkość mózgu nie ma znaczenia, jak się go nie używa.

Nie jestem odosobniona w takim postępowaniu. Wystarczy się trochę rozejrzeć, żeby zobaczyć, jak wiele osób powtarza wciąż te same czynności a oczekuje innych rezultatów. Einstein takie zachowanie nazywał obłędem, ale nie trzeba być geniuszem, żeby wyciągnąć podobne wnioski.

Dlaczego w takim razie, wskakując w stare koleiny dziwimy się, że droga ciągle taka sama? A jaka ma być skoro wytyczają ją wyżłobione latami ślady naszych stóp? Mamy w głowie schematy i chętnie się nimi posługujemy, nie lubimy ich zmieniać, wolimy utarte szlaki. Nie wyciągamy wniosków z doświadczeń, łudząc się, że może tym razem, bez zmiany z naszej strony, życie odmieni się samo i wpisze się idealnie w nasz schemat.

Posługiwanie się życiowymi schematami, jak wszystko ma dwie strony. Schematy przyczyniły się do rozwoju człowieka - umożliwiały szybkie podejmowanie decyzji, regulowały społeczne funkcjonowanie jednostki, dawały poczucie bezpieczeństwa, ale nie modyfikowane mogą wpływać destrukcyjnie na nasz rozwój.

Dlatego nie lećmy na autopilocie życiowych schematów, włączmy mózg i róbmy z niego użytek. Nasze życie się nie zmieni, jeżeli będziemy uporczywie trzymać się jednego sposobu działania, bez wyciągania wniosków, czy przynosi on oczekiwany efekt. Nie bądźmy jak ten bąk, bo możemy się nie doczekać kogoś, kto pomoże nam wydostać się na wolność.

czwartek, 9 czerwca 2011

Moje niebo z widokiem na raj

Okna mojego pokoju wychodzą na wschód, więc w pogodne dni budzi mnie słońce. Nie pomagają zaciągnięte żaluzje. Złote światło przenika przez każdą szparkę, wciska się w pomiędzy plastikowe pióra i dociera do moich oczu płosząc sen. Chcę czy nie wcześnie zaczynam dzień. Nie myślałam, że zostanę kiedyś rannym ptaszkiem, bo poranne wstawanie przez wiele lat było moją zmorą. Teraz to się zmieniło i ja się zmieniłam. Lubię początek dnia. Odsłaniam okno, poprawiam poduszki, kładę się wygodnie i obserwując niebo, myślę o dniu który się zaczyna. Nowy dzień, to nowa szansa, nowy początek, nowe życie. Trzeba z tego korzystać.

Fajnie że niczego już nie muszę a jeszcze wiele mogę. Dlatego nie łykam życia tylko je smakuję. Uczę się żyć w międzyczasie, bo, to chyba jedyny sposób żeby nie dać się przytłoczyć codzienności i czerpać radość z istnienia. Ostatnio sporo się u mnie działo, ale udało mi się uniknąć nerwówki i nadmiernego spięcia. Nie wszystko poszło po mojej myśli, nie wszystko wyszło perfekt, co nieco trzeba poprawić, ale i tak jest dobrze. Cieszę się tym co mam i śpiewam sobie piosenkę, która pasuje do mojego nastroju.

* * *
Na tablicy ogłoszeń pod hasłem lokale
Przeczytałem przedwczoraj ogłoszenie ciekawe
Na tablicy ogłoszeń fioletowym flamastrem
Ktoś nabazgrał słów kilka dziwna była ich treść

Niebo do wynajęcia niebo z widokiem na raj
Tam gdzie spokój jest święty niebo święci są pańscy
Szklanką ciepłej herbaty poczęstuje cie Pan

Pomyślałem to świetnie takie niebo na ziemi
Grzechów nikt nie przelicza
Nikt nie szpera w szufladzie
Pomyślałem to świetne i spojrzałem na adres
Lecz deszcz rozmył litery i już nie wiem gdzie jest

Niebo..

Gdy wróciłem do domu gdzie się błękit z betonem
Splata w Babel wysoki sięgający do chmur
Zaparzyłem herbatę w swym pokoju nad światem
Myśląc nic nie straciłem pewnie tak jest i tam

W niebie do wynajęcia
W niebie z widokiem na raj

Niebo...

tekst R. Kasprzycki