Szukaj na tym blogu

wtorek, 12 lipca 2011

Historia pewnego ołówka - Paulo Coelho

Poniżej zamieszczam tekst, który przepisałam ze zbiorku "Być jak płynąca rzeka". Podoba mi się przesłanie tej historyjki. W ogóle, to bardzo lubię twórczość Coelho, bliskie jest mi jego spojrzenie na świat.

Historia pewnego ołówka - Paulo Coelho

Chłopiec patrzył, jak babcia pisze list. W pewnej chwili zapytał:
-Piszesz o tym, co ci się przydarzyło? A może o mnie?
Babcia przerwała pisanie, uśmiechnęła się i odpowiedziała:
-To prawda, piszę o tobie, ale ważniejsze od tego, co piszę, jest ołówek, którym piszę. Chcę ci go dać, gdy dorośniesz.
Chłopiec z zaciekawieniem spojrzał na ołówek, ale nie zauważył w nim nic szczególnego.
- Przecież on niczym się nie różni od innych ołówków, które widziałem!
- Wszystko zależy od tego jak na niego spojrzysz. Wiąże się z nim pięć ważnych cech i jeśli je będziesz odpowiednio pielęgnował, zawsze będziesz żył w zgodzie ze światem.

Pierwsza cecha: możesz dokonać wielkich rzeczy, ale nigdy nie zapominaj, że istnieje dłoń, która kieruje twoimi krokami. Ta dłoń to Bóg i to On prowadzi cię zgodnie ze swoją wolą.

Druga cecha: czasem muszę przerwać pisanie i użyć temperówki. Ołówek trochę z tego powodu ucierpi, ale potem będzie miał ostrzejszą końcówkę. Dlatego naucz się znosić cierpienie, bo dzięki niemu wyrośniesz na dobrego człowieka.

Trzecia cecha: używając ołówka, zawsze możemy poprawić błąd za pomocą gumki. Zapamiętaj, że poprawianie nie jest niczym złym, przeciwnie, jest bardzo ważne, bo gwarantuje uczciwe postępowanie.

Czwarta cecha: w ołówku nieważna jest drewniana otoczka, ale grafit w środku. Dlatego zawsze wsłuchuj się się w to, co dzieje się w tobie.

Wreszcie piąta cecha: ołówek zawsze pozostawia ślad. Pamiętaj, że wszystko co uczynisz w życiu, zostawi jakiś ślad. Dlatego miej świadomość tego co robisz.

poniedziałek, 11 lipca 2011

O tym, jak się otwierają drzwi do szczęścia

„Drzwi do szczęścia otwierają się na zewnątrz” - przynajmniej zdaniem Kierkegaard,a autora tych słów. A według mnie, szczęście ma drzwi wahadłowe. Nie śmiałabym prostować filozofa, ale staram się myśleć samodzielnie.

I myślę, że szczęście najczęściej znajdujemy skupiając się na świecie, który jest wokół nas, ale skoro jesteśmy częścią świata, szczęście jest też w nas. Dlatego lubię być w łączności ze swoim wnętrzem. Kiedy świat zawodzi - mam siebie. Przez wiele lat życia gromadziłam uczucia, doświadczenia, umiejętności, wspomnienia, zachwyty, obrazy, piosenki, wiersze …....... Mam duży kapitał, mogę do niego sięgnąć, mogę się nim podzielić.

Dzielę się chętnie, bo obdarowywanie innych, to duża przyjemność, ale także robienie w sobie miejsca na przyjmowanie podarunków. Oddaję część siebie i mam miejsce na przyjęcie tego, co mogę dostać tylko od drugiego człowieka.

Biedni są ludzie, którzy mają coraz więcej, tylko dlatego, że wszystko zatrzymują dla siebie, z nikim się nie dzielą. Zapatrzenie wyłącznie w siebie, to bardzo trudna droga na życie. Pozornie taki zapobiegliwy egocentryk robi wszystko dla swojego dobra, ale w rzeczywistości skazuje się na izolację a co za tym idzie osamotnienie. Przy pierwszym niepowodzeniu przekona się, że jest mniej samowystarczalny niż mu się wydawało. Poza tym, skupienie się wyłącznie na sobie zamyka perspektywę i gorzej znosi się trudy życia.

Dlatego filozofowie, psycholodzy radzą, żeby patrzeć w siebie, ale żyć także dla świata, bo tylko wtedy mamy szansę na pełnię. Z Kierkegaard,em zgadzałam się połowicznie, ale Mello napisał dokładnie, to co myślę.

* * *
" Dlaczego wszyscy tutaj są tak szczęśliwi, a ja nie?
- Dlatego, że nauczyli się widzieć dobro i piękno wszędzie - odrzekł Mistrz.
- Dlaczego więc ja nie widzę wszędzie dobra i piękna?
- Dlatego, że nie możesz widzieć na zewnątrz siebie tego, czego nie widzisz w sobie."


Dość tych wywodów o szczęściu, bo właśnie skończyła się licytacja a ja zapewniłam sobie mały powód do radości. W ramach prezentu urodzinowego kupiłam sobie na Allegro rzeźbę kota. Będę właścicielką dwóch kotów, więc mój osobisty (którego mam na punkcie paru punktów z życia) będzie miał towarzystwo z Indonezji.

piątek, 8 lipca 2011

O spacerku na zakupy i słowotwórczych zapędach pana z warzywniaka

Czwartek przyniósł trochę słońca, więc wybrałam się na spacer połączony z zakupami.Zaczęłam od sklepu z artykułami dla dzieci.

Chciałam kupić Niutkowi dobry gryzak. Biedak ledwie skończył okres kolek i pierdów a już wszedł w „rozkoszny” czas ząbkowania. Na wstępie przeżyłam lekki szok, bo patrząc na ceny gryzaków, które składają się przecież z niewielkiej ilości sztucznego tworzywa, trudno się nie zdziwić. Gryzak za 20 – 30 zł to normalka, ale były i droższe.

Co zrobić, miłość jest cenna. Producenci artykułów dziecięcych chcą to wykorzystać, bo czemu nie, skoro chętni się znajdą. Dzisiaj ja byłam pierwsza chętna. Niutek skończył 4 miesiące, więc z tej okazji dostał dwa gryzaki, na zęby przednie i boczne. I pomyśleć, że kiedyś dzieciom wystarczało gryzienie czegokolwiek, bez podziału na kły i siekacze. Dostał też grzechotkę, której nie mogłam się oprzeć. Kurcze, chyba zaczynam już dziecinnieć. Na dodatek mam kłopoty poznawcze, bo byłam przekonana, że kupiłam grzechotkę w kształcie kwiatka(pomarańczowe płatki, zielony środek) a okazało się, że to grzechotka „Lew”.

Kolejnym punktem na trasie mojej marszruty był sklep z artykułami plastycznymi. Potrzebowałam cieniutkich pędzelków i farby do malowania na szkle. Za tydzień Marta ma urodziny i chcę jej dać własnoręcznie przygotowany prezent.

Mam dużo frajdy z tych malunków, więc ciągle coś ozdabiam albo przerabiam i bardzo mnie to relaksuje. Tak mi przyszło teraz do głowy, że ludzie, parający się różnymi twórczymi działaniami, są często niespokojni, sfrustrowani, przeżywają tzw twórcze męki a to wydaje mi się trochę dziwne. Wyrażanie siebie poprzez sztukę (przez duże czy małe „S”), wydaje mi się przyjemnym zajęciem, no, ale ja nie jestem artystką, więc nie mam ochoty obciąć sobie ucha, tylko coś tam sobie maziam i jestem z tego powodu cała szczęśliwa.

W drodze powrotnej zaszłam jeszcze do szmateksu, bo poluję na ciekawe tkaniny a tam za grosze można kupić prawdziwe satyny, jedwabie. Mam zamiar uszyć kilka ozdobnych poduszek. Jakiś czas temu narysowałam, jak mają wyglądać, i nawet zaczęłam szyć, ale z braku czasu i materiałów utknęłam w środku roboty. Teraz mam zamiar to dokończyć.

Zakupowy maraton skończyłam w warzywniaku. Kupiłam kapustę, którą sprzedawca nazywał „piękna biała głowa”. W ogóle ten pan ma fantazję, bo u niego cebula jest zawsze złocista, na buraki mówi ćwiklaczki a ziemniaki to pyreczki. Kiedyś powalił mnie na kolana, zachwalając ogórki, jako piękne baldaski. Do tej pory jakoś inaczej kojarzyło mi się słowo „baldaski”, ale jak pan lubi ciekawe słownictwo, to niech mu będzie.

A tak a'propos warzywniaka, przypomniała mi się świetna „Ballada jarzynowa” z Kabaretu Starszych Panów.
* * *
1. W tym sklepiku, gdzie świeże jarzyny
Sprzedawały dwie młode dziewczyny
Jedna klęła i czosnek lubiła
A ta druga pachnąca i miła
Więc tę pierwszą odłóżmy na bok
a o drugiej niech toczy się tok.


2. Dwóch ich weszło do sklepu w zapusty
Jeden sok pił na kaca z kapusty
A jak wypił to zniknął za progiem
więc na drogę powiedzmy mu "z Bogiem"
A ten drugi w tę drugą wbił wzrok
będzie kochał okrągły ją rok


3, I stali oboje nad ladą -
Ona z twarzą jak seler pobladłą
On z marchwianym wypiekiem na licu
I pachniało szczypioru donicą
Aż powiedział jej wszystko co czuł
w takich słowach: "Buraków bym z pół..."


4. Wykradła klucz do tej komórki
Gdzie śpiewały kiszone ogórki
majeranku mrok wonie rozniecał,
pomidory tętniły jak serca
Tam szczęśliwa z nim była co noc
I warzywa niszczyła w nim moc


5. Lecz gdy płynie ta miłość w jarzynie
Czas przypomnieć o drugiej dziewczynie
tej co gryzie ten czosnek co raz to
A ją gryzie o szczęście ich zazdrość
To zalewa się łzami to klnie -
Aż do świństwa ta zazdrość ją pchnie


6. I na twarzy się nawet nie zmarszczy
gdy zaprosi oboje na barszczyk
W barszczu będą trujące dwa grzyby
I otruje niechcący ich niby.
Zwłaszcza drugi trujący był grzyb,
Ale typ z tej dziewczyny, oj typ!


7. Odtąd w mroku sklepowej komórki
płaczą po nich jesienne ogórki
żal dogłębny kapustę przewierca
pomidory pękają jak serca.
Więc przechodniu w sklepiku tym kup
Bukiet jarzyn i rzuć im na grób!

środa, 6 lipca 2011

Czwarta nad ranem zdarza się również po miłym dniu

Kolejny deszczowy dzień właśnie się kończy. Miałam pójść wcześniej spać, bo poprzedniej nocy niewiele spałam a w dzień dużo łaziłam. Jak wracałam ze spotkania z Jolcią oczy same mi się zamykały, ale już mi przeszło. Na nic wciskanie głowy w poduszkę,sen się oddalił w nieznanym kierunku i muszę cierpliwie poczekać aż wróci.

Czekając czytałam książkę Coelho „Być jak płynąca rzeka”, którą nabyłam w drodze kupna, po bardzo okazyjnej cenie, bo w księgarniach też wyprzedaże. Większość zawartych w książce tekstów znam, ale fajnie jest do nich wrócić. I jeszcze ten zapach drukarskiej farby, który zwiększa przyjemność czytania. Zbiorek kończy się tekstem „Zbliża się burza”. Oto cytat.

* * *
Przeżyłem burzę wiele razy w życiu. Zwykle ulewa łapałaa mnie z znienacka. Dlatego bardzo szybko nauczyłem się patrzeć w dal i zrozumiałem, że muszą pamiętać o kilku rzeczach – nie mam wpływu na to, co się stanie, więc muszę nauczyć się cierpliwości i szanować gwałtowne wybuchy natury. Nie zawsze jest tak, jak bym chciał, ale trzeba się do tego przyzwyczaić.

No właśnie, trzeba się przyzwyczaić, że sen nie zawsze przychodzi, że zdarza się czwarta nad ranem.
Na koniec, ulubiony blues mojego męża śpiewany przez „Stare dobre małżeństwo”.

* * *
Czwarta nad ranem
Może sen przyjdzie
Może mnie odwiedzisz

Czwarta nad ranem
Może sen przyjdzie
Może mnie odwiedzisz

Czemu cię nie ma na odległość ręki?
Czemu mówimy do siebie listami?
Gdy ci to śpiewam - u mnie pełnia lata
Gdy to usłyszysz - będzie środek zimy

Czemu się budzę o czwartej nad ranem
I włosy twoje próbuję ugłaskać
Lecz nigdzie nie ma twoich włosów
Jest tylko blada nocna lampka
Łysa śpiewaczka

Śpiewamy bluesa, bo czwarta nad ranem
Tak cicho, żeby nie zbudzić sąsiadów
Czajnik z gwizdkiem świruje na gazie
Myślałby kto, że rodem z Manhattanu

Czwarta nad ranem...

Herbata czarna myśli rozjaśnia
A list twój sam się czyta
Że można go śpiewać
Za oknem mruczą bluesa
Topole z Krupniczej

I jeszcze strażak wszedł na solo
Ten z Mariackiej Wieży
Jego trąbka jak księżyc
Biegnie nad topolą
Nigdzie się jej nie spieszy

Już piąta
Może sen przyjdzie
Może mnie odwiedzisz

Dwa zdarzenia z przedstawicielami rodzaju męskiego

Dzisiaj przydarzyły mi się dwie sytuacje w których główną rolę grali przedstawiciele rodzaju męskiego. Mały i przejrzały.

Sytuacja nom ber one. Wsiadłam do autobusu i zajęłam miejsce naprzeciwko pani, która była w towarzystwie 3-4 letniego chłopczyka. Dzieciak zainteresował się moim bagażem tj. kolorową roletą w liście, którą kupiłam dla córki. Przyglądał się uważnie, przekręcając główkę z boku na bok, jak to robią ptaki, zerkał, to na roletę to na mnie i widać było, że intensywnie myśli. W końcu nie wytrzymał.
- Pani chodzi do psedskola? - powiedział na głos, ni to pytając ni utwierdzając się we wnioskach, do których samodzielnie doszedł.
- Pani jest już duża, to do przedszkola raczej nie chodzi – odpowiedziała z uśmiechem babcia (sądząc po wieku).
Mały spojrzał na roletę, zrobił minę „coś mi się tu nie zgadza”, bo odpowiedź najwyraźniej nie pasowała mu do jego oceny sytuacji.
- To do starsaków chodzi – oświadczył z przekonaniem graniczącym z pewnością. Bo przecież jest jasne, jak słońce, że jak się nosi kolorowe, dziwne rzeczy, to na pewno na zajęcia plastyczne w przedszkolu. A babka się nie zna.

Sytuacja druga miała miejsce w markecie dwie godziny później i była mniej sympatyczna. Stałam w kolejce do kasy, gdy zobaczyłam mężczyznę, który rozglądał się dość nerwowo. Pomyślałam, że może chce podejść do kasy obok a mój wózek zagradza mu dojście, więc przyciągnęłam wózek bliżej siebie.
Proszę, może pan przejść – powiedziałam przekonana, że ułatwiam facetowi sprawę, ale on tylko zapuścił żurawia lustrując kasjerkę.
- Nie chcę, to stara baba – burknął i potoczył się dalej.

Zdębiałam bardziej niż dąb Bartek. Ta stara baba mogła mieć góra 40 lat. A dziwnie wybredny klient był o co najmniej 20 lat starszy i wyglądał na stetryczałego dziada.

Mam nadzieję, że sympatyczny maluch z autobusu nie wyrośnie na zgryźliwego pierdołę, który uważa, że wystarczy nosić portki i już jest się tym ważniejszym, mądrzejszym, a nawet ładniejszym i bardziej pożądanym w kontaktach społecznych. Czyżby faceci swoim postępowaniem udowadniali tezę Ezopa że: „Im mniejszy rozum, tym większa zarozumiałość”? Jakby co, to ja tylko pytam. Bez obrazy proszę.