Szukaj na tym blogu

wtorek, 9 czerwca 2020

Bardzo długo o tym, co mnie smuci i złości












Miałam już nie pisać o polityce, nie oglądać wiadomości. Miałam, ale normalnie się nie da. Bóg mi świadkiem, że tak uderzę w wysokie tony, staram się, jak mogę, udawać, że nie widzę, co widzę, ale się nie da. Zacznę od informacji z USA, których przyznam się bez bicia, nie śledziłam zbyt uważnie, bo mam dość krajowej kulawej kaczki i nie muszę się jeszcze denerwować kaczką amerykańską, na dodatek pomarańczową.

Ale trzeba być ślepym, żeby nie widzieć nagłówków na portalach informacyjnych o tym, że Ameryka płonie, że zamieszki po śmierci George Floyda, który zmarł po brutalnej interwencji policjanta, rozlewają się na cały kraj. Ślepa jestem umiarkowanie, więc zobaczyłam. Z większości przekazów medialnych wynikało, że Ameryka jest terroryzowana przez czarnoskórych wandali. Głos o tym, że są też pokojowe protesty, prawie się nie przebijał, bo gro wiadomości nastawione jest na sensację. I nawet nie ma w tym nic dziwnego, bo media żyją sensacją i uwielbiają straszyć ludzi, ale dobrze by było zachować, chociaż odrobinę profesjonalizmu. Tym bardziej, że większość ludzi na wiarę przyjmuje to, co słyszy w mediach. W takiej sytuacji ludzie są skłoni do potępiania protestujących. Nie różnię się bardzo od większości ludzi, ale jednak zanim się oburzę, to lubię sprawdzić czy mam na co. Dlatego zapytałam swoją koleżankę, od kilkudziesięciu lat żyjącą w USA, co się tam naprawdę dzieje. Star jest świetnie zorientowana w sprawach społecznych i politycznych, na dodatek jest logiczna do bólu i ma cechy dobrego dziennikarza śledczego. Dlatego na informacji od niej polegam jak na Zawiszy i potraktowałam ją jak osobistego korespondenta zza oceanu.

Jak się pytałam, to się dopytałam i wszystkie włosy na głowie stanęły mi dęba. Nie żebym nic nie wiedziała, ale że aż tak, to jednak nie sądziłam. Obraz "równości" obywateli w tej kolebce demokracji parlamentarnej, ma takie skazy, że przyzwoity człowiek nie powinien spać spokojnie. Od 1964 roku, kiedy w USA podpisano ustawę o prawach obywatelskich, minęło kilkadziesiąt lat, a dalej segregacja rasowa i różne odmiany rasistowskich zachowań są na porządku dziennym. Dalej są równi i równiejsi, więc białym wolno więcej niż czarnym. Jesteś czarny, jesteś przegrany, bo szansę na wybicie się mają jednostki, najlepiej jak są to jednak jednostki bogate. Słuszne pokojowe protesty są rozsadzane od środka tak, aby przeciętny człowiek widział zadymy, kradzieże, dewastację mienia. Takie zachowania też mają oczywiście miejsce, ale im jest ich więcej, tym rząd ma większą legitymację do wprowadzenia wojska, które na spółkę z policją ma zatrzymać ten bunt. Dlatego tam gdzie nie ma aktów wandalizmu, tam trzeba posłać takich, którzy pomogą zniszczyć parę sklepów, podpalą kilka samochodów i dostarczą cegły. I jak dodać do tego usłużne media, to przeciętny człowiek ucieszy się, że ktoś w jego interesie zaprowadzi porządek. Z tego co napisała koleżanka, najbardziej poruszyła mnie relacja dot. reakcji dzieci na podjeżdżający w okolicę placu zabaw policyjny radiowóz. Białe dzieci bawiły się dalej, czarne na głos syreny nieruchomiały i stały tak z rozłożonymi rękami. Gdy koleżanka zapytała matki jednego z tych dzieciaków, dlaczego one tak stoją, to dowiedziała się, że są tak uczone. Po co? Żeby miały wdrukowane takie zachowanie i jak trochę dorosną, nie robiły za tarczę strzelniczą dla jakiegoś policjanta.
Jak to pogodzić z opinią, że USA jest krajem, w którym wolności obywatelskie i równe prawa, są rzeczą nadrzędną? Propagandą. Inaczej się nie da. Czarny prezydent Barack Obama robił dobre wrażenie, niestety tylko wrażenie. Koleżanka na niego głosowała, ale jak powiedziała "sprawdzam" to niestety testu nie przeszedł pozytywnie. Nie zrobił nic z tego, co mógł zrobić, żeby po jego prezydenturze Ameryka była bardziej sprawiedliwym krajem.

Podaję link do petycji, która jest sprzeciwem przeciwko niesprawiedliwości, której skutkiem była śmierć George Floyda.

Nawet jeżeli ta petycja niewiele zmieni, to ważne jest, żeby sprzeciwiać się ludzkiej krzywdzie. Nie godzę się, więc tę niezgodę wyrażam. Przynajmniej tyle.

Tym, co uważają, że ich ta sprawa z dalekiej Ameryki nie dotyczy dedykuję wiersz autorstwa Martina Niemöllera, luterańskiego pastora.

Kiedy naziści przyszli po komunistów, milczałem,
nie byłem komunistą.
Kiedy zamknęli socjaldemokratów, milczałem,
nie byłem socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem,
nie byłem związkowcem.
Kiedy przyszli po Żydów, milczałem,
nie byłem Żydem.
Kiedy przyszli po mnie, nie było już nikogo, kto mógłby zaprotestować.

Wracając na polskie podwórko, to u nas jeszcze nie strzelają, ale jak tak dalej pójdzie, to i na to przyjdzie czas. Szczególnie, że poziom buty - jaką prezentuje jedynie słuszna partia rządząca, która tylko dla kpiny z rozumu nosi nazwę prawo i sprawiedliwość - jest porażający. PiS powinno jeszcze dodać do swojej nazwy prawdomówność, honor, uczciwość i patriotyzm, to byłoby jeszcze lepiej i tak samo prawdziwie. Nie mam złudzeń co do polityki i polityków, ale to, co robi PiS, jest naprawdę już nie do przełknięcia.
Cztery dni temu widziałam na własne oczy, jak naczelny obywatel kraju, zwykły poseł Jarosław Kaczyński, podczas debaty nad odwołaniem ministra Szumowskiego, wyzwał od hołoty chamskiej opozycyjnych polityków.

Z czystego masochizmu postanowiłam sprawdzić, jak tę sytuację, nie do obrony, przedstawi telewizja niesłusznie zwana publiczną za to słusznie zwana TVpis albo Kurwizją. Jak ktoś jeszcze nie wie, to ja uprzejmie informuję, że w tej stacji telewizyjnej doszło do cudu. Czas zmienił swój bieg. Nie zmyślam. To, co było później, było wcześniej. Niejasne? Już tłumaczę, poseł Budka, który w czasie rzeczywistym protestował przeciwko zachowaniu Kaczyńskiego po tym, jak ten nazwał opozycję hołotą chamską, na skutek telewizyjnego cudu protestował zanim zanim jeszcze prezes wyzwał opozycję od hołoty chamskiej.

Doszło do jeszcze jednego cudu, ale o dużo mniejszym znaczeniu, mianowicie pierwszy raz w życiu zgodziłam się ze słońcem narodu Jarosławem. Kiedy usłyszałam, jak Kaczyński powiedział:"Takiej hołoty chamskiej to jeszcze nikt nie widział w tym Sejmie.", to przyznałam mu rację, ale myślałam, że dojrzał do samokrytyki i mówi o sobie i swoich towarzyszach. Jednak myliłam się. Na szczęście premier celnie zwany w sieci Mateuszkiem Kłamczuszkiem wszystko umie wyjaśnić. To wyjaśnił:"Czasami muszą paść takie męskie słowa." Tak sobie myślę, czy ja też mogłabym postawić sprawę po męsku i powiedzieć premierowi, niech spierdala, bo od jego rządów i kłamstw, szlag mnie trafia? No, nie wiem, ale chyba jednak nie, bo nie należę do elity.

Dlaczego tak mnie ta sytuacja oburza? No nie dlatego, że kocham przedstawicieli PO i reszty opozycji. Oburza mnie ta jawna pogarda dla ludzi, ta partyjna propaganda za publiczne pieniądze, to mieszanie w głowach ludziom, których sprowadza się do roli pożytecznych idiotów, ta demokratura zamiast demokracji, te ubeckie metody traktowania przeciwników politycznych i wszelkich innych przeciwników, wreszcie to chamstwo i kłamstwo na każdym kroku. Jeżeli teraz tak bez kamuflażu można pogardzać tymi nie naszymi i tymi, którzy tych nie naszych wybrali, to co będzie później? Do końca wprowadzą scenariusz skopiowany z Roku 1984 Orwella? Bo już zaczęli i dobrze im idzie. Boję się, że tak. A jako ten gorszy sort mam się czego bać.

Kiedy myślę, o tych 40% dalej popierających PiS, to chcę powiedzieć, że jak już ich ulubiona partia przejmie całkowicie władzę, to przestaną być potrzebni, a nie będzie się jak sprzeciwić. To, że każda rewolucja pożera własne dzieci, powiedział jeden z przywódców rewolucji francuskiej i miał w 100% rację. I chciałabym jeszcze w męskich słowach poprosić, żeby przestali się ciągle oburzać tymi ośmiorniczkami, które wpieprzali działacze z PO (80 zeta za porcję) i przyjrzeli swoim wybrańcom z PiS, którzy łopatami wpieprzają kawior w cenie 20 tys. za kilogram. I na dzisiaj to by było na tyle.

sobota, 6 czerwca 2020

Historia o tym, jak na spółkę z mężem krzywdzimy sąsiadkę










 
 





Był sobotni poranek, robiłam sobie w kuchni śniadanie.
- Patrz Andrzej, ten popierdolony rajdowiec wraca z zakupów i jeszcze kwiatki jej wiezie - przez otwarte okno doleciał do mnie głos sąsiadki z góry.
Zainteresowałam się, bo rajdowiec i jeszcze popierdolony, to musi być ciekawe. Wyjrzałam przez okno i spojrzałam na ulicę. I cóż ja widzę? Mój osobisty małżonek jedzie na rowerze, z torbą zakupów w bagażniku i wiązką kwiatków w ręce. Trochę się zdziwiłam oburzeniu sąsiadki, ale za chwilę sąsiadka doprecyzowała, o co jej chodzi.
- Ona se w domu siedzi, za to ten lata. I jeszcze cholera wie za co, te badyle jej przynosi. Ty masz dobrze, to nie szanujesz - podsumowała ze złością sąsiadka. Sąsiad Andrzej się nie odezwał. Ja też siedziałam cicho, bo uczono mnie, że nieładnie jest podsłuchiwać. A mój mąż, to nawet nie wiedział, jak bardzo zawinił sąsiadce. Przecież mógł poczekać w domu, aż baba wszystko zrobi i jeszcze piwo kupi, to nie, jak głupi pojechał na targ po zakupy.
Bożeszsz, jak moją sąsiadkę musiała boleć ta niesprawiedliwość, skoro tak na mojego spokojnego męża naskoczyła tym "rajdowcem popierdolonym". Jednak trudno się dziwić, miała kobita rację. Ona taka porządna tak się i męczy, i sprząta, i gotuje, i sama po sklepach lata, i jeszcze wiele rzeczy robi sama z tym "i", a tu ma na widoku taką, co się nie męczy, tylko z nią się męczą i jeszcze kwiatki jej dają. Noż, można się zdenerwować? Można. To się sąsiadka zdenerwowała. A mój mąż to rykoszetem trochę dostał, bo przecież to ja jestem wszystkiemu winna.
Gdybym gadała z sąsiadką, to bym jej powiedziała, że ma rację. Tylko, po co te nerwy? Rzeczywiście nie zasłużyłam na dobrego męża, a mam, bo jak mój mąż wziął sobie taką złą żonę, to musi się dostosować. Ona wzięła sobie takiego męża, to też musi się dostosować. Także przyznaję jej rację, ale nieśmiało zaznaczam, że ja jej męża nie wybierałam. I więcej sąsiadce powiem, wróć, powiedziałabym jakbym z nią gadała: jak sąsiadce źle i nie chce się sąsiadka dostosować, to niech sąsiadka coś zmieni. Czepianie się cudzych chłopów i świecenie obcym babom po oczach swoim męczeństwem, nic nie da. To nie działa. A jak sąsiadka jednak chce się męczyć, to niech się męczy, ale niech nie ma do mnie pretensji, że nie chcę się męczyć razem z nią. Bo ja uważam, że każdy w mniejszym, czy większym stopniu, ma to na co się godzi. A ja się nie godzę na rolę akuratnej żony, która w pocie czoła pracuje na to, żeby mąż, dzieci i dalsza rodzina brały ją za służącą zaś okolica podziwiała w niej męczennicę. Nie i już. Mój mąż to wie i szanuje. Wolę żyć po swojemu, nawet z opinią baby próżniaka, wystawioną przez panie idealne. No taki mam kaprys i nikt mi nie zabroni. I na dzisiaj to by było na tyle.

Jeszcze tylko pokażę moją idolkę, której foty znalazłam w internecie.













czwartek, 4 czerwca 2020

O tym jak poszłam na spacer i wróciłam bez kredytu











  
W ubiegłym tygodniu poszłam na spacer, wyjątkowo za dnia, bo odkąd kazali się maskować, to chodziłam głównie nocą. Jednak wiosna taka piękna, że aż żal tego nie widzieć. Łażąc po nocy wiele zobaczyć nie można, a jest co oglądać. Mieszkam w bardzo ładnej okolicy, gdzie jest mnóstwo drzew, pięknych rabat z kwiatami, kwitnących krzewów i mini ogródków przed blokami. Idąc tak noga za nogą doszłam do banku, który ma swoją placówkę w mojej dzielnicy. Banki są teraz tak ekspansywne, że zakładają placówki blisko domu klienta, żeby ten broń Boże się nie zniechęcił, że musi jechać do centrum. I choć wiele rzeczy można załatwić przez internet, to faktem jest, że na moim osiedlu mam kilka banków.

Kiedy zobaczyłam w witrynie duży baner, kuszący atrakcyjną promocją, pomyślałam, (czasami myślę, zdarza się też że logicznie), że skoro już jestem tak blisko, to wejdę i zapytam, czy rzeczywiście dają 2% na depozyty. Na dniach kończyła mi się lokata, więc byłam zainteresowana tematem. Weszłam zamaskowana, ale pracownica była za ochronną szybą, więc poprosiła, żebym zdjęła maseczkę i pozwoliła się zidentyfikować, czy ja to ja. Propozycję przyjęłam chętnie i z wyraźną ulgą. Pracownica przyjrzała mi się uważnie, potem jeszcze raz zerknęła na zdjęcie w dowodzie, ponownie spojrzała na mnie, ale jakoś tak bez przekonania 
- Trochę inaczej pani teraz wygląda - powiedziała uśmiechając się nieśmiało. No rzeczywiście, na zdjęciu nie jestem taka czerwona, nie mam wytrzeszczu, grzywka nie zakrywa mi okularów i włosy mam w jednym kolorze.
- Wie pani - usprawiedliwiałam się - przez tego wirusa to człowiek zarasta i krew go zalewa.
- No właśnie - pani przyznała mi rację.
I zaczęłyśmy miłą konwersację w temacie, jak najmniej można stracić, bo w bankach już od dawna się nie zyskuje. Stanęło na tym, że pani założyła mi konto oszczędnościowe z oprocentowaniem 2 %, ja złożyłam pierdyliard podpisów, obiecałam zasilić konto stosownym przelewem i już miałyśmy się w miłej atmosferze pożegnać, gdy pani zechciała uszczęśliwić mnie jeszcze bardziej.
- Tak pomyślałam, że może zechce pani wziąć jeszcze kredyt - pochwaliła się pani, że też myśli. Czyli obie jesteśmy myślące, ale do czego ten kredyt nie zajarzyłam. 
- Mamy teraz bardzo korzystne oprocentowanie, żal nie skorzystać - kontynuowała pani, znowu z uśmiechem.

Po odpoczynku i nie duszona maseczką miałam większą łączność z rozumem, ale i tak nie rozumiałam. Moje milczenie oraz wyraźny wysiłek umysłowy malujący się pewnie na mojej twarzy, pani wzięła za zachętę do rozwinięcia tematu i zaczęła temat rozwijać. Z tego co zrozumiałam, głupio bym zrobiła, gdybym nie skorzystała z promocyjnego oprocentowania kredytu, bo to przecież okazja. To może byłoby mniej śmieszne, gdybym chwilę wcześniej nie zakładała konta oszczędnościowego i nie zarzekała się, że nie chcę umowy o debet na koncie. Ale najwyraźniej nie udało mi się przekonać pani, że debetów nie biorę pod uwagę, bo nade wszystko cenię sobie święty spokój. Dlatego wydaję tylko tyle, na ile mnie stać. Ja może mało inteligentnie wyglądam, ale, jak już się pochwaliłam, czasami myślę, zdarza się, że logicznie. Po co miałabym brać kredyt ze znacznie wyższym oprocentowaniem niż to, które bank mi oferował za depozyt? Głupio się pytam, ale ja wiem dlaczego, pochwalę się po raz trzeci - bank lubi kredyty, bo na nich zarabia, lubi też kredytobiorców, którzy są wypłacalni. Ale ja nie mam żadnego interesu robić dobrze bankowi i nie zależy mi na tym, żeby bank mnie lubił.
- Nie, dziękuję - zaparłam się i kredytu nie wzięłam.

Mimo mojego uporu pani uśmiechnęła się do mnie radośnie po raz trzeci. Chociaż może pomyślała sobie, że tyle się nagadała, a stara baba kredytu nie wzięła, więc ona limitu nie wyrobi i szef będzie się czepiać. Ale nie wnikam. Więcej powiem, nawet jak tak pomyślała, to ją rozgrzeszam, bo też pracowałam kiedyś w banku i też miałam szefa rozliczającego mnie z efektów pracy z klientami. Niestety, jest wielu nie grzeszących głupotą podobną do mojej i w powiązaniu z nachalnością banków namawiających na łatwy pieniądz, rodzą się dramaty. Niejeden już zawisł na pętli kredytowej. Teraz po pandemii będzie jeszcze gorzej. Obym się myliła. Niby banki miały zagęścić sito i uważniej badać zdolność kredytową klienta, ale jakoś w to nie wierzę, a sprawdzać nie mam zamiaru. Z tego, co przeczytałam jakiś czas temu, pod koniec ubiegłego roku zadłużenie Polaków wynosiło ponad 78 miliardów złotych, co daje 27 tys. zł na osobę. W tym samym okresie na osobę przypadało tylko 7 tys. złotych oszczędności i mogę się założyć, że te oszczędności mają stare dziady, trzymające rezerwy na czarną godzinę. Od lat nie opłaca się trzymać pieniędzy na lokatach, ale jak się nie chce ryzykować albo zamrażać kapitału na dłużej, to nie ma innej opcji. Przynajmniej ja nie znalazłam. Pozostaje, więc patrzeć, jak przez palce przeciekają te zaoszczędzone pieniądze i cieszyć się, że Glapiński dobrze się bawi. Ja ze względu na wątrobę się nie patrzę, a ze względu na wrodzoną złośliwość się nie cieszę. I na dzisiaj to by było na tyle.

zdjęcie znalezione w sieci

wtorek, 2 czerwca 2020

Jak spędziłam deszczowy dzień i dlaczego świętowałam Dzień Dziecka


Prezent na Dzień Dziecka




































Czerwiec zaczął się zimną pogodą i tak trzyma. Wieje zimny wiatr i trochę pada. Dlatego zawinęłam się w kocyk, rozprostowałam kosteczki i zajęłam się najogólniej mówiąc relaksowaniem. Trochę poczytałam, zajrzałam na ulubionego bloga, gdzie wymieniłam poglądy z moimi ulubionymi kumami, wysłuchałam co i dlaczego obrzydza życie mojej ulubionej Ani i znowu wróciłam do czytania.
Po raz kolejny czytam "Opowiadania bizarne" Olgi Tokarczuk, ale nie szkodzi, bo pamięć mi szwankuje, więc nawet już raz czytane książki wciąż mają urok nowości. Poza tym, proza Tokarczuk ma drugie i czasami trzecie dno, więc zanim to rozkminię to się nie nudzę. Opowiadanie "Przetwory" wyrwało mnie z butów, bez sznurówek o których mowa w opowiadaniu. Za pierwszym razem jak je czytałam skupiłam się głównie na kolorycie i dziwności opisów codziennego życia. Za drugim razem na pierwszy plan wyszły relacje między ludźmi. Także, jak ktoś spragniony opowieści o dziwnej rzeczywistości i dziwakach, to polecam ten zbiorek. Jak na teksty Tokarczuk, to zamieszczone w tej książce są lżejsze w czytaniu i bardziej przesycone humorem.

A wracając do czerwca, to jak powszechnie wiadomo, 1 czerwca obchodzimy Dzień Dziecka. Obchodziłam i ja, bo mój osobisty chłop miał fantazję, żeby z okazji tego święta obdarować mnie kwiatami, a dokładniej jedną białą lilią.
- Z jakiej to okazji - spytałam.
- No, jest dzień dziecka - wyjaśnił chłop.
-Ale ja już dawno nie jestem dzieckiem- odpowiedziałam.
- No rzeczywiście, zapomniałem - zgodził się, ale nie na długo.
- No, jak to nie? Jesteś dzieckiem tyle że starym i w dodatku sierotą, więc należał ci się jakiś kwiatek - dodał po chwili.

No, przy takiej argumentacji nie sposób się nie zgodzić. Tak, jestem dzieckiem, chociaż starym. I sierotą też, od wielu zresztą lat. Mój mąż ma zawsze rację i niech mu będzie, bo on bardzo lubi mieć rację. Biała lilia pachnie obłędnie pięknie. My oboje powoli zbliżamy się do obłędu, bo życie coraz trudniejsze. A jak już się zbliżymy, to pięknie raczej nie będzie, więc tym bardziej trzeba się cieszyć dniem dzisiejszym.  Jeszcze tylko wkleję piosenkę z płyty "Malinowa", której słuchaliśmy razem wieczorkiem. I  dzisiaj to by było na tyle.