Święta, święta i po
świętach... A teraz trzeba sobie radzić z codziennością. No, to
będę sobie radzić. I postaram się to robić ze stoickim spokojem,
bo zmęczona jestem i nie mam siły na walkę z wiatrakami.
Co
poza tym? Uczę się od najlepszych, jak nie dorabiać żmii nóg i
nie uszczęśliwiać na siłę siebie i bliźnich mych kochanych...
*
* *
Mistrz
Zen Su radzi: „Nie nadawaj wszystkiemu
osobistego znaczenia. Kiedy widzisz niebo – jest ono po prostu
niebieskie. Kiedy widzisz drzewo – jest ono po prostu zielone.
Kiedy widzisz ścianę – jest ona po prostu biała. Nie dorabiaj
żmii nóg. To bardzo ważne słowa. Uwierz, że żmija jest w pełni
wystarczająca w tej postaci, w jakiej występuje. Po co chcesz
przykładać do żmii swoją miarkę? „Żmijo, nie masz nóg, więc
dorobiłem ci nogi i teraz musisz chodzić, a skoro masz nogi, to
potrzebujesz jeszcze skarpet i butów”. Jeśli nie potrafisz
przyjąć, że żmija jest wystarczająca taka jaka jest, to znaczy,
że nie potrafisz też uwierzyć w siebie. Skoro nie możesz ufać
swoim oczom, uszom, węchowi, językowi, ciału, umysłowi – to
znaczy, że nie możesz ufać niczemu. Twoje intencje są dobre –
chcesz pomóc tej żmii, chcesz dać jej nogi, skarpety i obuwie i
nadać jej styl. Ale twoje dobre intencje tylko przeszkadzają
wszystkiemu, co jest wokół ciebie. Przestań.”
obrazek złowiony w sieci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz