Sobota, więc minął kolejny tydzień. U mnie znowu powtórka z rozrywki, rano z trudem udało mi się usiąść na łóżku. Na szczęście w dyżurnej przychodni trafiłam na ludzi, którzy wiedzą co to bezinteresowna życzliwość i dobra praca. Przez telefon załatwiłam potrzebne recepty i skierowanie na zastrzyki w domu pacjenta. Jestem ogromnie wdzięczna, bo wcale nie musiało tak być. Mogłam być potraktowana tak, jak pacjentka, której historię opisałam jednym z poprzednich postów.
Do czego nie mam szczęścia to nie mam, ale do dobrych ludzi szczęście mam. Wielu ich spotkałam w swoim życiu. I wcale nie jest tak, że ci dobrzy zawsze wyglądają na dobrych. Czasami są szorstcy, czasami bardzo wymagający a nawet krytyczni, ale najistotniejsze, że mają serce a nie tylko mięsień. Kiedy spotykam takich ludzi od razu lżej mi się oddycha, życie nabiera urody, przybywa nadziei.
W swoim życiu spotkałam też takie ludzkie egzemplarze, którym najwięcej zadowolenia przynosiło obrzydzanie życia innym. W młodości się ich bałam i schodziłam im z drogi. Teraz też ich omijam, ale robię to z innego powodu. Unikam ich nie dlatego, że czuję się słabsza, wiem że potrafię się bronić, ale wolę ich ignorować, bo to wygodniejsze i zdrowsze.
Tyle, że to nie jest takie łatwe, bo niektórych trudno ominąć. Poza tym, często korci mnie, żeby odpłacić pięknym za nadobne. Nie jest to trudne, bo mam cięty jęzor a że jestem zodiakalną lwicą, to potrafię pokazać pazury. Jedną taką, która przez 20 lat sądziła, że jestem za głupia, żeby się jej postawić, tak wyprowadziłam z błędu, że teraz żyć beze mnie nie może. A przecież powiedziałam tylko, co o niej myślałam przez te wszystkie lata. To nie moja wina, że taka z niej kołtunka.
Stanowczo wygodniej jest omijać śmieci a szukać tego co wartościowe. Mam koleżankę, która stanowi niedościgły dla mnie wzór. Ania nigdy nie mówi źle o innych. I to wcale nie jest udawane. Staram się brać z niej przykład – mówić dobrze, albo wcale. Jednak samokrytycznie muszę stwierdzić, że wychodzi różnie i trochę się staczam z wytyczonej drogi. Ot tak , jak w wierszu Jonasza Kofty.
***
Staczać się trzeba powoli
Kiedy codzienność zmęczy ci oczy
A skrzydeł nie masz, by odfrunąć
Narasta w tobie chęć, by się stoczyć
Wypoczynkowo obsunąć
Nie ma powodu się niepokoić
Gdy sens tej zasady uchwycicie
Staczać się trzeba powoli
Żeby starczyło na całe życie
Być wzorem dla samego siebie
Modelem opiewanym w pieśniach
Bardzo chwalebne, ale sam nie wiesz
Kiedy sam siebie zaczniesz przedrzeźniać
Życie to nie jest jeszcze życiorys
Życie powstaje w brudnopisie
Tylko staczać się trzeba powoli
Żeby starczyło na całe życie
Kiedy już wlazłeś pod górę
Nerwy ci drgają napiętą struną
Czas spuścić z tonu, trochę się stoczyć
Wypoczynkowo obsunąć
Pora balladkę w morał ustroić
Więc - chociaż bywa rozmaicie
Staczać się trzeba powoli
Żeby starczyło na całe życie
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz