Szukaj na tym blogu

sobota, 2 lipca 2011

Deszczowy początek lipca

Padało, mżyło, lało. Deszczowy cały piątek, ale lipcowy deszcz ma swój urok, więc byłam daleka od narzekania na pogodę. Gdyby mój felerny organizm lepiej znosił ciśnieniową huśtawkę, to odpowiadałaby mi każda pogoda. Niestety, ja lubię każdy rodzaj pogody a organizm nie, więc ziewam jak hipopotam a serce robi fikołki, rozpychając się w klatce z piersiami.

Nie podoba mi się to, więc próbuję olewać fanaberie ciała. Tak często, jak tylko się da. Na swój użytek zmodyfikowałam powiedzenie o dobrych chęciach i mdłym ciele - duchem nie będzie rządziło ciało, choćby bardzo tego chciało. Jednak, pod wieczór, mój duch zaczął wymiękać i musiałam zmienić plany. Zamiast na imieniny poszłam do łóżka. Dramat to nie jest, ale trochę żal. Jakbym się uparła uderzyć w dramatyczne tony, to zawsze mogę powtórzyć za Słowackim: „Duchowi memu dała w pysk i poszła” ta wstrętna pogoda, oczywiście.

Na pocieszenie miałam wieczorną wizytę Niutka. Tyle że mały był dzisiaj kapryśny, chciał spać, ale nie mógł usnąć. Jak zawsze zaczęłam mu śpiewać, tym razem była to piosenka „Czerwonych Gitar” Długo nie pośpiewałam, bo Niutek skręcał się w precel, przebierał nogami i ani myślał usnąć. Nie wiem tylko, co go bardziej irytowało, nieznana piosenka, jakość wykonania, czy pogoda. Ja stawiam na pogodę, chociaż zdania są podzielone. Kiedyś córka powiedziała, że nikt nie usypia małego tak dobrze jak ja, na co ślubas zapodał, że wnuk szybko usypia, żeby nie słuchać moich kołysanek. Myślał by kto, niech sobie dziadek zazdrośnik gada, a ja będę śpiewać i już.

* * *
Ciągle pada!
Asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby,
Mokre niebo się opuszcza coraz niżej,
żeby przejrzeć się w marszczonej deszczem wodzie. A ja?
A ja chodzę desperacko i na przekór wszystkim moknę,
Patrzę w niebo, chwytam w usta deszczu krople,
patrzą na mnie rozpłaszczone twarze w oknie, to nic.

Ciągle pada! Ludzie biegną, bo się bardzo boją deszczu,
Stoją w bramie, ledwie się w tej bramie mieszcząc,
ludzie skaczą przez kałuże na swej drodze. A ja?
A ja chodzę, nie przejmując się ulewą ani spiesząc,
Czując jak mi krople deszczu usta pieszczą,
ze złożonym parasolem idę pieszo, o tak!

Ciągle pada, alejkami już strumienie wody płyną,
Jakaś para się okryła peleryną,
przyglądając się jak mokną bzy w ogrodzie. A ja?
A ja chodzę w strugach wody, ale z czołem podniesionym,
Żadna siła mnie nie zmusza i nie goni,
idę niby zwiastun burzy z kwiatkiem w dłoni, o tak.

Ciągle pada, nagle ogniem otworzyły się niebiosa,
Potem zaczął deszcz ulewny siać z ukosa,
liście klonu się zatrzęsły w wielkiej trwodze. A ja?
A ja chodzę i niestraszna mi wichura ni ulewa,
Ani piorun, który trafił obok drzewa,
słucham wiatru, który wciąż inaczej śpiewa.

Ciągle pada, nagle ogniem otworzyły się niebiosa...
który wciąż inaczej śpiewa. A ja?
A ja chodzę desperacko i na przekór...
patrzą na mnie rozpłaszczone twarze w oknie, to nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz