Kończy się ostatnia sobota lata, spędziłam ją z Moimi. Chociaż nie wydarzyło
się nic nadzwyczajnego, czułam się dzisiaj jakby Pan Bóg uchylił
mi lufcik do nieba. Wdzięczność wypełniła mi
serce, bo po raz kolejny dotarło do mnie, że mam wszystko, co w życiu najważniejsze, a reszta to pikuś, mały pikuś...
Szukaj na tym blogu
sobota, 20 września 2014
Jak płakać to tylko ze śmiechu...
czwartek, 18 września 2014
Przypadkowe spotkanie
Zobaczyłam
ją z daleka. Szła w kierunku swojego samochodu, wyprostowana,
usztywniona jakby jej ciało było związane niewidzialnymi
sznurkami, które nie dają się rozciągnąć i uniemożliwiają
płynność ruchów. Twarz miała bladą, niewidzące, smutne oczy, a
wokół ust grymas rozgoryczenia i złości. Poczułam w głowie lód,
jak zawsze kiedy dotyka mnie coś bolesnego, z czym sobie nie radzę.
Minęłyśmy się. Nie przystanęłam. Nie dlatego, że mi na niej zależy. Wciąż jest dla mnie ważna, to moja siostra, ale nie mam siły na mierzenie się z jej wyniosłością i złością. Czas, kiedy bardziej liczyłam się
z nią, aniżeli ze swoimi uczuciami, mam już dawno za sobą.
Minęło
wiele lat naszego oddalenia, więc jesteśmy już innymi ludźmi. Nie znam jej dzisiejszej. Zresztą... wcześniej też jej nie znałam, myślałam, że jest inna. Wydawało mi się że jest ode mnie lepsza,
mądrzejsza, bardziej odpowiedzialna. Nie
chciałam słuchać, gdy ktoś mi mówił, że ona mnie wykorzystuje. Wolałam myśleć, że jesteśmy sobie równie bliskie. Kiedy czymś mnie zraniła wypierałam żal, a pretensje
chowałam głęboko, bo relacje z nią były dla mnie ważniejsze niż moje uczucia. Ale życie bardzo boleśnie zweryfikowało to, co nas
łączyło. Okazało się, że pomyliłam się co do niej. Byłam tylko użyteczna, gdy przestałam być, stałam się dla niej nieważna. Zerwałam kontakt i odgrodziłam się murem milczenia, bo
nie umiałam zrozumieć jej zachowania, nie umiałam wybaczyć tego, jak mnie potraktowała. Na
jakiś czas nawet znienawidziłam ją za to, że tak mnie
rozczarowała. Ale złość się już dawno wypaliła, a jej miejsce
zastąpił smutek. Często o niej myślę, ciągle jest mi bliska,
dobrzej jej życzę, jednak nie widzę szans na naprawienie naszych relacji. Jej na tym najwyraźniej nie zależy, ja nie będę zabiegać, więc pozostanie dla mnie bliską daleką.
autor zdjęć Unijsta
środa, 17 września 2014
Coś nie wyszło, ale jest dobrze... mimo wszystko
Od
tygodnia cieszyłam się na spotkanie z psiapsiółkami. Miałyśmy pojechać nad Zalew
Zemborzycki, żeby pogadać, zjeść rybkę, pospacerować nad
wodą, ale... nic z tych planów nie wyszło, bo znowu nawaliłam.
Cóż, głupio mi, tym bardziej, że spotkanie odwołałam w ostatniej chwili i kolejny raz. Zostaje mi tylko liczyć na życzliwość i wyrozumiałość
dziewczyn. Niestety moje siły często
stoją w opozycji do moich dobrych chęci. A dzisiaj musiałam wybierać, czy skończyć robotę czy zrezygnować z popołudniowego wyjścia. Żeby zrobić obie rzeczy brakowało mi siły i czasu, bo ruszałam się jak mucha w mazi. Trudno mi przyzwyczaić się do coraz większych ograniczeń, więc się wkurzam.
Ale przecież nie tędy droga. Dojrzali ludzie potrafią znaleźć równowagę
pomiędzy życiowymi planami a rzeczywistymi możliwościami.
Obrażanie się na rzeczywistość jest po prostu głupie a ja jestem
za stara, żeby reagować jak dziecko. Dobrze o tym wiem, ale
dojrzałość idzie pod rękę z pokorą, a tej ciągle mi brakuje. I tak trudno pogodzić się z tym, że w głowie pełno planów, a
nogi nie chcą chodzić, i to wcale nie jest przenośnia, to jest
upierdliwy fakt. Cóż, może jutro będzie lepiej. A dziś... łóżeczko,
kocyk, herbatka, książka i jest dobrze, mimo wszystko jest dobrze.
A
propos książki, czytam teraz Kosidowskiego „Opowieści
ewangelistów” i powiem wam, że to lektura lepsza od niejednego
kryminału. To moja druga przymiarka do prozy Kosidowskiego, ale tym
razem bardziej świadoma, więc i przyjemność z czytania większa. Przeszkadza mi tylko drobny druk, bo oczy bardziej się męczą. Ale poza tym,
polecam.
ilustracje znalezione w sieci
Jesienne porządki w szafie i w głowie
Na dworze piękna pogoda, ale jesień
zbliża się wielkimi krokami, więc wzięłam się za porządkowanie
szaf. Letnie rzeczy zapakowałam w plastikowe worki i upchnęłam na
górnych półkach szafy i w pawlaczach. Okazało się, że
niektórych letnich rzeczy ani razu nie ubrałam, więc dojrzałam do
tego, żeby przewietrzyć moje szafy. Muszę pozbyć się niektórych
ubrań, bo mam ich stanowczo za wiele. Jednak przekładając ciuchy,
złapałam się na tym, że jest mi ciężko cokolwiek wyrzucić, bo
włączył mi się syndrom dziada od Przydasiów. Cóż, ciągle
jeszcze mocno we mnie siedzą czasy, gdy o rzeczy było trudno, więc
niczego się nie wyrzucało. Pamiętam szafę, stojącą w sieni
mojego rodzinnego domu, wypełnioną po brzegi starymi ubraniami,
strych zapchany jakimiś pudłami, sprzętami, komórkę pełną
starych mebli, garnków i butów. Wszystkie te rzeczy miały się
jeszcze przydać. I rzeczywiście się przydały.
Stare ubrania przerabiałam na modne ciuchy, ucząc się szycia i zaradności. Stare meble wykorzystaliśmy kiedy urządzaliśmy ze Ślubnym nasze pierwsze wspólne mieszkanie. Wystarczył pomysł i trochę pracy, żeby ze starych szafek, półek, etażerek zrobić oryginalne umeblowanie kuchni i dziecinnego pokoju. Biało - zielone meble w niczym nie przypominały gratów wyciągniętych z przydomowego składziku.
Ale, po pierwsze primo, teraz są inne czasy, po drugie primo, życie trzeba upraszczać, a po trzecie primo, nie mam miejsca na kolejną szafę, piwnica zapchana, komórki brak. Wniosek - rzeczy zniszczone i byle jakie najwyższa pora zanieść na śmietnik, bo tam ich miejsce, a te, które są w dobrym stanie trzeba sprzedać.
Porządkowanie szaf, to dobry wstęp do zrobienia porządków w naszej codzienności. Każdemu przyda się mała rewolucja, żeby zrobić miejsce na nowe życie, nowe myśli, nowe rzeczy. A do jesiennych porządków natchnął mnie zamieszczony poniżej demotyw. Szczególnie zdanie: "Przecież nie znalazłaś siebie na śmietniku - masz być zawsze piękna!"
Subskrybuj:
Posty (Atom)