Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje – zapewnia ludowa mądrość. Jednak w moim przypadku porzekadło się nie sprawdza. Wprost przeciwnie, nic nie zyskuję oprócz sińców pod oczami i ziewaczki, a z tych dobrodziejstw bez żalu mogę zrezygnować. Nie zależy mi specjalnie na wyglądzie ziewającej pandy.
Zadowolona czy nie, dzisiaj wstałam przed piątą. Poranną pobudkę zawdzięczam sąsiadowi, który bladym świtem tłukł się na klatce schodowej niczym Belzebub przy kotłach. Wstałam, bo z doświadczenia wiem, że nie warto przewracać się z boku na bok, sen raz spłoszony szybko nie wraca. Rozłożyłam na balkonie leżak i zaczęłam czytać „W łóżku z...” Przy trzecim opowiadaniu ziewałam jak hipopotam i znowu się przekonałam, że tzw literatura kobieca, jednak mnie nudzi. Sama piszę opowiadanka w stylu „ Kocha nie kocha? Stefan czy Zocha?”, ale robię to dla chleba. Dla przyjemności piszę sobie coś zupełnie innego, coś, co nikomu oprócz mnie nie musi się podobać. Ważne, że ja się dobrze bawię układając literki.
Wracając do książki, to jest w niej taki fragment: „Dla kaprysu ścięła kiedyś czubek papryczki chili i potarła nim między udami. Gdy mrowienie przeszło w pieczenie, gdy zalała ją fala podniecenia, wepchnęła do środka całą papryczkę, przeciągnęła nią po delikatnym mostku krocza i wsunęła do odbytu, tworząc ognisty szlak, którym wędrowała przez całą noc.”
Po przeczytaniu opisu erotycznych fascynacji bohaterki też się podnieciłam (i to bez pomocy papryczki chili), bo bardzo chciałam zrozumieć, co fajnego jest w takim nadziewaniu.
Żeby złapać kontakt z rozumem sięgnęłam do skarbnicy wiedzy - internetu. Oto co przeczytałam: „W czerwonych małych papryczkach znajduje się również groźna trucizna, kapsaicyna. Ale w tak niewielkich ilościach, że zamiast utrupić smakosza na miejscu wywołuje w jego jamie ustnej piekielne pieczenie. I nie jest to jedyny skutek. Owo pieczenie poprawia w tajemniczy sposób nastrój. Dzieje się tak, dlatego, że w odpowiedzi na ból, nawet tak nieznaczny, organizm produkuje endorfiny - hormony, które mają za zadanie uśmierzyć ból, a przy okazji powodują poprawę humoru. Uczucie to zna każdy, kto od czasu do czasu lubi zjeść ostro. Wiec jak gorący romans nie wypali, wystarczy kupić sobie jakieś ostre meksykańskie danie, a już sercu, duszy zrobi się lżej. W jamie ustnej rozszaleje się przez moment piekło, ale popiecze, popiecze i humor nam poprawi jak czarodziejska różdżka.” autor: Luizjanna
I wszystko jasne. Zamiast polować na ostatnie egzemplarze normalnych facetów, romansować z jakimś seksistą albo metroseksualnym 'mencizną”, bohaterka postawiła na samowystarczalność. Natarła się papryką, zapewniając sobie szczyt doznań erotyczno-kulinarnych, bez ryzyka i nawet zdrowo, a ja się tu dziwuję, jak ta wiejska baba w sex shopie.
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz