Sześć lat temu znany neurochirurg, który konsultował mnie przed planowaną operacją, powiedział do innego lekarza: Jacek, teraz nie ma co się w tym grzebać, jeszcze ze dwa lata pochodzi a jak ruszymy, to może nie zejść ze stołu.
Stałam z boku, spoglądając; to na kliszę w szaroczarne plamy to na lekarzy, którzy omawiali mój „przypadek”. Czułam lód w głowie i mróz na plecach. O czym oni gadają? Jak to „jeszcze ze dwa lata pochodzi”?
Po wyjściu ze szpitala nie wiedziałam, w którą stronę do domu a przez następne dni nie mogłam się uwolnić od obrazu siebie na wózku inwalidzkim. Paraliżował mnie strach przed kalectwem, ale po pierwszym szoku zaczęłam oswajać sytuację. Robiłam samej sobie pogadanki, w stylu: Co się kobito przejmujesz tym, co będzie za dwa lata. Może będziesz miała szczęście i zanim siądziesz na wózku trafi ci się jakiś szybki zawał i problem sam się rozwiąże.
I co? Okazało się, że chyba tam na górze jednak słuchają o co prosimy i czasami lepiej sobie za wiele nie życzyć, bo życzenia mogą się spełnić. Co prawda, wciąż jeszcze chodzę na własnych nogach, (z małymi przerwami, ale jednak) za to mam; serce z dziurką, jakiś lewo-prawy przeciek i niedomykające się zastawki. Moje serce podobno jest wadliwe od dzieciństwa, ale akurat teraz dało o sobie znać i muszę podjąć decyzję, jak mu pomóc.
Kardiolog, u którego dzisiaj byłam, przedstawił program naprawczy, ale decyzję skalpel czy piguły muszę podjąć sama. Nie znam się na sercowych problemach, więc weszłam na jakieś forum o zdrowiu i od razu... poczułam się bardziej chora. Dotychczas żyłam w nieświadomości, że mam zastawkę mitralną i trójdzielną, i wcale nie było mi z tym źle. Mogło tak zostać.
Na dzisiaj mam dosyć, więc wrzuciłam do piekarnika pizzę, nalałam kufelek zimnego piwa, i będę się pocieszać. A co, należy mi się. Pan doktor zalecił mi oszczędny tryb życia i zero stresów, więc się stosuję.
* * *
Ptaku mojego serca
nie smuć się
nakarmię cię ziarnem radości
rozbłyśniesz
ptaku mojego serca
nie płacz
nakarmię cię ziarnem tkliwości
fruniesz
ptaku mojego serca
z opuszczonymi skrzydłami
nie szarp się
nakarmię cię ziarnem śmierci
zaśniesz
wiersz Haliny Poświatowskiej
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Szukaj na tym blogu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz