Piątkowy ranek zapowiadał kiepską pogodę na weekend, ale przed południem niebo się rozjaśniło. Mam nadzieję, że wbrew prognozom nie będzie padało, bo Marta jutro wyjeżdża ze swoimi chłopakami nad jezioro.
Dzisiaj wieczorem Młodsi idą na miasto świętować imieniny Marty, więc będę opiekować się Niutkiem. Oczywiście będę się opiekować, jak pan dziadek mnie dopuści, bo z tym bywa różnie. Z miłych wiadomości - Niutek zrobił swojej mamie imieninową niespodziankę, bo wyrżnął mu się pierwszy ząbek.
A, ja wyrżnęłam się o szafkę kuchenną i teraz siedzę z kompresem na policzku, licząc na to, że dzięki okładom nie będę miała siniaka. Na niedzielę umówiłam się z koleżankami na Carnaval Sztuk Mistrzów i nie chciałabym wystąpić z magicznym limem pod okiem.
Poza tym muszę skończyć kiszenie ogórków, bo same się nie ukiszą a do kuchni nie ma jak wejść, wszędzie stoją słoiki. Ogórki kiszone i papryka, to jedyne przetwory jakie robię. Jako, że jestem baba próżniak, to na więcej mnie nie stać. Chętnie zrezygnowałabym również z tego przetwórstwa, ale nie mogę, bo niczyje ogórki nie smakują mi tak, jak moje. Nie wiem, dlaczego kiszone przeze mnie ogórki są takie pyszne, bo nie mam jakiegoś sekretnego przepisu. Ale fakt pozostaje faktem– moje ogórki są nie za słone, nie za kwaśne i bardzo jędrne. No, normalnie ogórkowy miracle. Skoro się już tak na zachwalałam, to najwyższa pora wziąć się za robotę.
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz