Szukaj na tym blogu

niedziela, 15 maja 2011

Mam dość

Końcówka tygodnia dała mi się we znaki, więc cieszę się, że jutro niedziela. Muszę złapać oddech, bo na razie to ledwie zipię a mój ciężko wypracowany optymizm chwilowo się oddalił. Ja też chętnie bym się od siebie oddaliła, bo mam siebie dosyć. W piątek potwierdziło się, że do moich licznych braków, mogę dodać sobie jeszcze wadę serca - jakieś prawo-lewe przecieki liczone w bąbelkach, w perspektywie skrzepliny, udary i cholera wie co jeszcze. Muszę się jakoś pozbierać i zacząć ignorować swój organizm, niech radzi sobie sam. Ja ma dość. Mogę łykać leki, które bezpłatnie dostałam od przemiłej lekarki (w aptece 280 zł za pudełko), ale nic więcej nie chcę w tej sprawie wiedzieć ani robić. Za miesiąc może pomyślę co dalej. Teraz muszę odpocząć, nacieszyć się wiosną, wnukiem i wszystkim co dobre w moim życiu. Spróbuję wziąć przykład z mojej ulubionej poetki.

* * *

" Jak się czuję "

Kiedy ktoś zapyta jak się czuję.
Grzecznie mu odpowiem, że dobrze, dziękuję.
To że mam artretyzm to jeszcze nie wszystko.
Astma, serce mi dokucza i mówię z zadyszką.
Puls słaby, krew moja w cholesterol bogata.
Lecz dobrze się czuję jak na moje lata.

Bez laseczki teraz chodzić już nie mogę.
Choć zawsze wybieram najłatwiejszą drogę.
W nocy przez bezsenność bardzo się morduję
ale przyjdzie ranek. znów dobrze się czuję.
Mam zawroty głowy, pamięć figle płata.
Lecz dobrze się czuję jak na swoje lata.

Z wierszyka mojego ten sens się wywodzi.
Że kiedy starość i niemoc przychodzi.
To lepiej się zgodzić ze strzykaniem kości
I nie opowiadać o swojej starości.
Zaciskając zęby z tym losem się pogódź.
I wszystkich wokół chorobami nie nudź.

Powiadają starość okresem jest złotym.
Kiedy spać się kładę zawsze myślę o tym.
"Uszy" mam w pudełku,
"Zęby" w wodzie studzę,
"Oczy" na stoliczku zanim się obudzę.
Jeszcze przed zaśnięciem ta myśl mnie nurtuje.
Czy to wszystkie części które się wyjmuje??

Za czasów młodości (mówię bez przesady)
Łatwe były biegi, skłony i przysiady.
W średnim wieku jeszcze tyle sił zostało.
Żeby bez zmęczenia przetańczyć noc całą
A teraz na starość czasy się zmieniły.
Spacerkiem do sklepu, z powrotem bez siły.

Dobra rada dla wszystkich którzy się starzeją.
Niech zacisną zęby i z życia się śmieją.
Kiedy wstaną rano "części" pozbierają.
Niech rubrykę zgonów w prasie przeczytają..
Jeśli ich nazwiska tam nie figurują.
To znaczy ze zdrowi i dobrze się czują.

W.Szymborska

Tak mogę się nudzić....

Środę spędziłam bardzo miło. Rano trochę popracowałam, ale resztę czasu poświęciłam uprzyjmnianiu sobie życia. W południe miałam zamówioną wizytę u pana Andrzeja, który od 15 lat robi co może, żeby dodać mi urody. Nie ma chłop lekko, bo urody i włosów mam coraz mniej. Ubywanie urody ma ścisły związek z przybywaniem lat i z tym jestem pogodzona, ale wypadanie włosów mnie wkurza, bo powodem są leki, za które muszę jeszcze płacić. O wątrobie, która po lekach i na widok aptecznych rachunków staje mi w poprzek, gadać nie będę, bo miało być o miłych rzeczach. Wracając do tematu, kiedy moja głowa była już wystrzyżona i wyczesana, przejęłam od córki wnuka a ona zajęła moje miejsce.

Poszliśmy z Niutkiem na spacer. Na widok drzew małemu oczy wychodziły z orbit i aż wzdychał z przejęcia. Kiedy już się zmęczył podziwianiem świata przypomniał sobie, że coś by zjadł. Włączył syrenę, więc napoiłam go koperkiem, bo jego osobista mleczarnia była jeszcze u fryzjera. Małemu dużo do szczęścia nie było trzeba i jak tylko napełnił żołądek smacznie zasnął. A ja siedziałam sobie na ławce w wiosennym słońcu, patrzyłam jak mały uśmiecha się przez sen i cieszyłam się chwilą. Gdy córka wróciła poszłyśmy powoli w stronę domu.

Po drodze zajrzałam do banku, żeby sprawdzić jak stoję z kasą. Nie znoszę debetów, więc pilnuję żeby wydawać tylko to co mam na koncie. I tu spotkała mnie miła niespodzianka. Okazało się że są już pieniądze za ostatnie zlecenie i to większe niż się spodziewałam. Od razu znalazłam sposób na wykorzystanie nadwyżki. Postanowiłam kupić żelazko, bo moje działało ostatnio według nieznanych mi zasad, tzn termoregulator sam decydował, jaką ustawi temperaturę. Poszłyśmy więc do sklepu „nie dla idiotów”, gdzie z lekka zgłupiałam i zamiast żelazka kupiłam generator parowy. Najwyraźniej tym razem reklama nie kłamała a sprzedawca był bardzo skuteczny. I tak zarobione pieniądze trafił szlag a ja będę musiała prasować z uśmiechem, bo podobno prasowanie takim ustrojstwem to czysta przyjemność. Jak mi się spodoba, to może będę świadczyć usługi, w końcu wiele osób nie cierpi prasowania.

Po obiedzie byłam z mężem w „Biedronce” tj. sklepie dla ubogich wg naczelnego patrioty Yarkacza. Patrząc na ceny zauważyłam, że ubodzy muszą być coraz zamożniejsi, bo od mojej ostatniej wizyty sporo się zmieniło. Wieczorem byłam tak wypompowana swoją aktywnością, że zaległam przed telewizorem i obejrzałam dramat kryminalny „Dziewięć kobiet”.

A teraz piszę ten wykaz ze świadomością, że dla postronnych ten wpis zalatuje nudą. Co zrobić. Zwykłe życie szaraka, często wydaje się nudne. Jednak ja się nie nudziłam. Pod nosem podśpiewuję sobie piosenkę z tekstem Jana Wołka do muzyki Satanowskiego. Satanowski pewnie nie rozpoznałby w moim wykonaniu swojej muzyki, ale przecież nie twierdzę, że potrafię śpiewać.

Zwykły cud
Z wiekiem wkradł się nam do zwykłych słów, godny ton, tłusty druk  
Pośród prostych pojęć nowy ład słowo "bóg", słowo "świat"  
Coraz szybciej pociąg nasz się toczy, błysk, stacje dni  
Gdy dobrobyt zajrzał w nasze oczy - strach, rzadsze sny  
 Więc  
Boże, daj swym lizusom raj  
Nam za karę  
Pożyć w miarę daj!...  

Boże, daj swym lizusom raj 
Nam za karę
Pożyć w miarę daj!

Ku ojczyzny chwale życia pół giąłeś kark jak ten muł  
Raz pod stołem, to przy stole znów czerwień dni w bieli słów  
Tu gdzie płaczą nawet głupie wierzby, śmiech przeciw złu  
Gdzież u siebie bardziej nam, no gdzież by? gdzie, jak nie tu?  
 
Więc  
Boże daj swym lizusom raj  
Nam za karę  
Pożyć w miarę daj!...  
 
Masz za sobą globus krętych dróg w skwarze słońc, bólu nóg  
Lecz nie gadaj, że to pieski świat, nie pluj i nie drzej szat  
Nie jest garbem, ani solą w oku, krzyż, ani wrzód  
Z zimnej ziemi wschodzi biały krokus - cud! zwykły cud!  
 
Więc  
Boże, daj swym lizusom raj  
Nam za karę  
Pożyć w miarę daj!...  
 
Z dziećmi dzieci wreszcie usiąść w krąg w szepcie brzóz, splocie rąk  
W ciepłym trwaniu, gdzie zielony cień, pewny czas, letni dzień  
Teraz można w białych chmur łamańce na boski znak  
Odpaść jak w dziecięcej wyliczance, ot, choćby tak:  
 
Ein, zwei, drei, daj lizusom raj, nam za karę pożyć w miarę daj...

wtorek, 10 maja 2011

Brak nieszczęść, to wielkie szczęście

Rano obudził mnie warkot kosiarek. Spojrzałam na zegarek, godzina 7:15. Trawa się ledwie zazieleniła a już ją koszą, bo zarząd osiedla, na którym mieszkam, ma chyba jakąś tajną spółkę z firmą zajmującą się utrzymaniem zieleni. Dlatego od wczesnej wiosny do późnej jesieni zanim trawa zdąży odrosnąć już jest strzyżona do samej ziemi. Wkurza mnie to, ale umiarkowanie, bo ćwiczę się w cierpliwości na rzeczy, które są poza moim wpływem. Jest i pożytek z tej sytuacji, piękny zapach, który wypełnił pokój.

Skoro już się obudziłam, to nie było sensu próbować dosypiać zarwaną noc. Zrobiłam sobie lekkie śniadanie, łyknęłam garść prochów na zdrowie prawie wszystkiego co składa się na mój żywy póki co organizm i skończyłam ostatnie rozdziały książki, którą czytałam w nocy. Stephanie Getrler otwierała przede mną życie w prawdzie doświadczeń i bogactwie fikcyjnych wyobrażeń na temat prawdziwych bohaterów i sytuacji. Historia macierzyńskiej miłości, trudnych przeżyć utraty dziecka, tęsknoty oddalenia. I jeszcze ten tytuł, który bardzo mi przypadł do gustu: „Stanę się wiatrem”. Suma summarum, zamiast prowadzić higieniczny tryb życia znowu dałam ciała.

Jednak nie żałuję, bo dzięki tej książce uświadomiłam sobie, jak dobre mam życie. Jestem matką, która wciąż może cieszyć się swoim dzieckiem. Los był pod tym względem dla mnie bardzo łaskawy, ominęło mnie to co najgorszego może spotkać matkę. Chociażby przez to wszystko inne mogę przyjąć z pokorą. Ludzie na ogół szczęście kojarzą ze stanem nieustającej przyjemności a szczęściem jest też brak wielkich nieszczęść. I dlatego warto ćwiczyć się w cierpliwości i nie narzekać na drobne kłopoty, problemy, niewygody. Pal sześć strzykanie w krzyżu, ból głowy, brak forsy na luksusowe rzeczy, złośliwych ludzi na drodze – to nie są sprawy, które mają prawo odbierać radość życia. Kończę i biorę się za praktykowanie radości w codziennym życiu. Trzeba się spieszyć, bo życie ucieka.

* * *
Kochać i tracić...
Kochać i tracić, pragnąć i żałować,
Padać boleśnie i znowu się podnosić,
Krzyczeć tęsknocie "precz!" i błagać "prowadź!"
Oto jest życie: nic, a jakże dosyć...
Zbiegać za jednym klejnotem pustynie,
Iść w ton za perłą o cudu urodzie,
Ażeby po nas zostały jedynie
Ślady na piasku i kręgi na wodzie.
Leopold Staff

poniedziałek, 9 maja 2011

Niedziela, wiosna, pamięć, wiersz

Kończy się dzień, pełna słońca niedziela. Jestem bardzo zmęczona, ale to przyjemny rodzaj zmęczenia. Prawie cały dzień spędziłam na świeżym powietrzu. Nacieszyłam oczy wiosenną zielenią, nawąchałam się zapachu młodego lasu, posłuchałam ptasich głosów. Natura jest cudna – to banalne stwierdzenie, ale bardzo prawdziwe. Odpoczęłam, złapałam dużo dobrej energii a wieczorem znowu naszły mnie smętne myśli, z którymi musiałam sobie poradzić.

A zaczęło się od tego, że po późnym obiedzie pojechaliśmy z mężem na cmentarz. Wybieraliśmy się wczoraj, bo była piąta rocznica śmierci Teściowej, ale ze względu na paskudną pogodę przełożyliśmy wyjazd na dziś. Mimo późnej pory na cmentarzu było sporo ludzi. Głupio to zabrzmi, ale wiosną nawet cmentarz jest weselszym miejscem. Przy grobach nasadzone rządki bratków, różnokolorowe byliny, w wazonach zamiast sztucznych kwiatów tulipany, gałązki forsycji. Niestety grób Teściowej opuszczony i brudny. To już któraś z kolei rocznica, kiedy tylko my sprzątamy i zapalamy światło i sama już nie wiem, czy budzi to we mnie większy smutek czy niesmak. Jednak widziałam, że mężowi było przykro. Cóż rodzeństwa się nie wybiera, ale też uczuć nie da się wymazać na zawołanie. W drodze powrotnej przypadkiem trafiłam na grób znajomej. Byłyśmy równolatkami i razem zaczynałyśmy swoją pierwszą pracę. Wiele lat jej nie widziałam, bo emigrowała w latach dziewięćdziesiątych, ale zawsze miło ją wspominałam. Zmarła tydzień po 52 urodzinach. Teraz mogę już tylko zapalić jej światło.

Na smutki dobre są wiersze. Mnie zwykle pomagają znaleźć się w lepszym świecie. Ten wiersz pierwszy raz czytałam straaaaasznie dawno temu, kiedy jeszcze nigdzie nie chciałam wracać, wprost przeciwnie, gnałam szybko do przed siebie, bo przyszłość wydawała mi się znacznie lepsza od przeszłości i teraźniejszości. Teraz już wiem, że nie trzeba się zbytnio śpieszyć, że dobre rzeczy dzieją się w każdym czasie i nie należy życia odkładać do jutra. Życie jest tylko dziś.
* * *
Powrót

Wracam do prostych rzeczy - do pyłów tańczących w próżni,
do małego ślepego pająka, co się barwą od ściany nie różni,
do drżących w słocie okiennic głośnego, gorzkiego szlochu,
do szpar ciekawych w podłodze, pełnych zagadek i prochu.
Wracam z zawiłej drogi zwycięskiej, wracam z podboju
do tajni mysiej nory, ukrytej w kącie pokoju,
do strasznej śmierci dzięcioła, do przygód okropnych jeża,
do niepojętej ucieczki sowy i nietoperza.
Coraz jest prościej, ciszej... coraz bezpieczniej, jaśniej...
Wracam - jak smok znużony - do starej, starej baśni.
Kazimiera Iłłakowiczówna

sobota, 7 maja 2011

Serial i wspomnienia

Wieczorem włączyłam telewizor a na ekranie czołówka serialu „Na dobre i na złe”. Niech będzie - pomyślałam. Serial oglądam sporadycznie, ale jednak. Czasami nawet dorośli potrzebują bajek, w których świat jest lepszy. A w tej bajce lekarze są dobrzy i bezgranicznie oddani pacjentom, szpital jest przyjazny chorym ludziom i w niczym nie przypomina fabryki obrabiającej chorobowe przypadki, jak ma to miejsce w rzeczywistości.

Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam obrazki z ulic mojego miasta. Stare Miasto, piękne kamieniczki, miejsca które darzę sentymentem, z którymi wiążą mnie wspomnienia a w tej scenerii przechadzający się bohaterowie serialu. Zastanawiałam się skąd się tam wzięli, bo nie oglądałam poprzednich odcinków, i wtedy zobaczyłam na ekranie mojego siostrzeńca. Ucieszyłam się, że dobrze wypadł w epizodycznej rólce i wciąż robi to co lubi.

Przypomniał mi się mały chłopczyk, z okrągłą jak jabłuszko buzią, ciemnymi oczami i wiecznie rozwichrzoną jasną grzywką, którego wszędzie było pełno. Pamiętam jak odbierałam go z przedszkola a on szedł z głową do tyłu, bo zanim zszedł do szatni, zawsze miał jeszcze coś do załatwienia. Pamiętam jak bawił się z bratem w rycerza, gdy kupiłam im plastikowe szpady i buzie umorusane czekoladą z urodzinowych tortów, które dla nich piekłam. Nasze zabawy we troje: tańce w kółku, berka, starego niedźwiedzia, pociąg. Wyścigi po drewnianych schodach starej kamienicy, kto pierwszy będzie pod drzwiami mieszkania i grę w piłkę.

Ze wzruszeniem wspominam te wszystkie godziny, które spędziłam opiekując się siostrzeńcami i radość jaką dawało mi bycie ich ciotką. Cóż wszystko mija. Mali chłopcy wyrastają, mają swoje sprawy, swoje dzieci, swoje dorosłe życie.

Koniec

Co się spotkało a potem rozeszło
co było razem by biec w różne strony
szczęście co nagle rozdarło się w środku
chociaż żegnając kocha się najdłużej
bliscy co potem wydają się obcy
i mówią sobie wszystko się skończyło
Nie martw się o nic, bo szpak zamyślony
i smutna ziemia w niewidzialnych rękach
orzeszek grabu z skrzydełkiem zielonym
żyrafa co szyją wypatrzy najdalej
wiedzą jak serce nie zabite sercem
koniec - to kłamczuch w świecie nieskończonym

J. Twardowski