Szukaj na tym blogu

piątek, 21 października 2011

Spacer pod chmurką

wywiorski















Rano byłam na spacerze. Pogoda nie była spacerowa, ale moje serce telepało się jak stara furtka na jednym zawiasie, więc poszłam się dotlenić.

Szłam sobie pod parasolką i zastanawiałam się, jak też będę dalej żyć. Mam się nad czym zastanawiać, bo jest ze mną coraz gorzej, co rusz przybywa mi jakaś wyjątkowo atrakcyjna choroba.

Jestem jak poobijany garnek, bolą mnie mięśnie, stawy i prawie wszystkie kości. I jak tu normalnie żyć? No, nie da się normalnie. Ale jeżeli, nie normalnie, to jak? No tak, jak się da. Czyli po staremu.

Skupiona na wewnętrznym monologu, nie zauważyłam, że coraz mocniej pada. Pomimo tego, że ból nie zniknął a mój umysł skupiony był na czym innym, to precyzyjnie omijałam kałuże i przeszłam kawał drogi. Czyli, wciąż jestem zdolna do działania. Mój wewnętrzny ster ustawia azymut a ja muszę tylko wydatkować trochę energii.

Okazało się, że bez względu na to jak się czułam jednak przeszłam kilka kilometrów. Spacer przyniósł zamierzony efekt, bo dotlenione serce się uspokoiło.

Roman Zmorski, o którego istnieniu do niedawna nie wiedziałam, napisał:

Przez noc droga do świtania -
Przez wątpienie do poznania -
Przez błądzenie do mądrości -
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Podoba mi się takie wyjaśnienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz