Pierwszy dzień lutego, więc minął już miesiąc nowego roku. Szybko to zleciało. Do końca tego miesiąca powinnam załatwić wiele spraw. Nie wiem tylko, jak mam to zrobić skoro od świąt leżakuję. Usiłowałam coś zaplanować, ale z tyłu głowy tłukła mi się namolna myśl, że nic mi z tych planów może nie wyjść, jak szybko nie poczuję się lepiej. Namolne myśli mają to do siebie, że trudno się ich pozbyć. Nastrój mi się zepsuł i macerowałam się w sosie niezadowolenia z siebie i złości na całokształt mojego organizmu. W końcu zniechęcona włączyłam radio i usłyszałam refren piosenki:
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz drogi szerokiej, oprócz góry wysokiej,
Oprócz kawałka chleba, oprócz błękitu nieba,
Oprócz słońca złotego, oprócz wiatru mocnego,
Oprócz góry wysokiej, oprócz drogi szerokiej
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Dusza mi zawyła, jak pies do księżyca, ale szybko odpuściłam sobie użalanie się. Kawałek nieba mam za oknem, więc już jest jakiś początek. Na resztę muszę poczekać. A swoją drogą, to trzeba mieć moje zezowate szczęście, żeby akurat w takiej sytuacji trafić na tę piosenkę.
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz