Szukaj na tym blogu

sobota, 5 lutego 2011

Też jestem przeciw.

Cały dzień spędziłam na czytaniu i rozmyślaniu. Ostatnio te dwie czynności zajmują mi najwięcej czasu. Zanim się obejrzałam zrobiło się późno. Po raz kolejny doszłam do mało odkrywczego wniosku, że doba jest za krótka. Zupełnie nie wiem, jak to możliwe, że niektórzy ludzie narzekają, że czas im się wlecze. Mnie czas zbyt szybko ucieka. Dopiero był poniedziałek a już jest piątek. Po co te dni tak szybko gonią jeden za drugim. Ja nie nadążam.

Z za ściany słyszę bicie zegara, bo ściany w blokach cienkie a o tej porze wreszcie jest cicho. Moi sąsiedzi od dawna śpią a ja pracuję na rachunki dla elektrowni. Trzeba iść spać.

Jeszcze tylko przytoczę przeczytaną dzisiaj anegdotę, która mnie ubawiła.

Pewnego dnia do Czesława Miłosza przyszła młoda dziennikarka, żeby zrobić wywiad. Była pewna siebie, miała wielkie oczy, w których widać było wyraźną tęsknotę za rozumem. Sprężyła się i zadała pierwsze pytanie:
- Co Pan sądzi o przemijaniu?
Miłosz skulił się w swoim fotelu, przez chwilę się zastanawiał, po czym wyprostował się i równie energicznie, jak ona zadała pytanie, odpowiedział :
- Jestem przeciw.

piątek, 4 lutego 2011

Pora na emigrację wewnętrzną.

„Nastały takie czasy, że nie wiadomo, czy jeszcze ktoś pozostał przy zdrowych zmysłach.” - napisał Gogol prawie 160 lat temu. Ciekawa jestem, co by powiedział dzisiaj, gdyby, tak na przykład, obejrzał sobie wiadomości z Polski.

Ja dzisiaj obejrzałam kilka serwisów informacyjnych i doszłam do wniosku, że jestem za głupia żeby zrozumieć, o co tym ludziom chodzi. Niewykluczone jednak, że nie tyle jestem za głupia, co za wolno głupieję, i świat znacznie mnie wyprzedza.

Od zawsze interesowałam się polityką, bo uważałam, że człowiek powinien wiedzieć, co dzieje się w społeczeństwie w którym żyje. Jednak teraz kiedy politycy zajmują się głównie sobą, mają zero kontaktu z rzeczywistością i duże problemy psychiczne, będę musiała zmienić zainteresowania. Dłużej nie dam rady znieść tej ilości kretynów, udowadniających, że można nie mieć zasad, honoru, kompetencji, ale i tak rządzić narodem.

Znów przyszła pora na emigrację wewnętrzną, bo, to co się dzieje w przestrzeni publicznej, to sen wariata.

czwartek, 3 lutego 2011

Moja największa radość - córka

Dzisiejszy dzień niewiele różnił się od kilkudziesięciu poprzednich. Trochę czytałam, odebrałam kilka kilka telefonów, pogapiłam się w telewizor, odwiedziłam ulubione forum. Dopiero wieczorem złapałam trochę wiatru w żagle, bo odwiedziła nas córka. Wpadła obgadać zmiany jakie ma wprowadzić w swoim mieszkaniu. Przy okazji rozmawiałyśmy o różnych sprawach.

I, po raz kolejny, z zadowoleniem stwierdziłam, że mam fajne dziecko, o które mogę być spokojna. Córka ma dobre podejście do życia, chociaż jest młoda i brak jej doświadczenia. Ma realistyczne cele, które realizuje wedle swoich możliwości, nie oczekując, że ktoś ją wyręczy. Potrafi się cieszyć z małych rzeczy. Umie też zadbać o codzienne sprawy tak, żeby nie były za bardzo nużące. Nie oczekuje zbyt wiele i nie usycha z żalu, że inni mają więcej. Ma swoją hierarchię ważności tzw życiowych spraw i trzyma się jej, nie oglądając się na snobizmy i mody. Na kłopotach skupia się tylko tyle ile musi. Obca jest jej nienawiść i wygórowane ambicje. Potrafi kochać i dawać wsparcie. Mam nadzieję, że los nie rzuci jej pod nogi zbyt wielkich kłód i będzie miała szczęśliwe życie.

środa, 2 lutego 2011

Oprócz błękitnego nieba...

Pierwszy dzień lutego, więc minął już miesiąc nowego roku. Szybko to zleciało. Do końca tego miesiąca powinnam załatwić wiele spraw. Nie wiem tylko, jak mam to zrobić skoro od świąt leżakuję. Usiłowałam coś zaplanować, ale z tyłu głowy tłukła mi się namolna myśl, że nic mi z tych planów może nie wyjść, jak szybko nie poczuję się lepiej. Namolne myśli mają to do siebie, że trudno się ich pozbyć. Nastrój mi się zepsuł i macerowałam się w sosie niezadowolenia z siebie i złości na całokształt mojego organizmu. W końcu zniechęcona włączyłam radio i usłyszałam refren piosenki:

Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba

Oprócz drogi szerokiej, oprócz góry wysokiej,
Oprócz kawałka chleba, oprócz błękitu nieba,
Oprócz słońca złotego, oprócz wiatru mocnego,
Oprócz góry wysokiej, oprócz drogi szerokiej

Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba
Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba

Dusza mi zawyła, jak pies do księżyca, ale szybko odpuściłam sobie użalanie się. Kawałek nieba mam za oknem, więc już jest jakiś początek. Na resztę muszę poczekać. A swoją drogą, to trzeba mieć moje zezowate szczęście, żeby akurat w takiej sytuacji trafić na tę piosenkę.

wtorek, 1 lutego 2011

Kłopoty, to nie moja specjalność.

Poniedziałek. Początek tygodnia a ja od rana nie w humorze. Obudziłam się z gigantycznym bólem głowy i wszystko leciało mi z rąk. Na domiar złego, zabrakło mi asertywności i zgodziłam się na wizytę znajomej. Zwykle znajomej unikam, bo każde spotkanie z nią, to niekończąca się wyliczanka kłopotów, problemów i zmartwień. Rzecz w tym, że ona wcale nie ma więcej problemów niż przeciętny człowiek, ale każdy najmniejszy problem celebruje, jak ksiądz mszę. Dzisiaj też robiłam robiłam za ścianę płaczu. Słuchałam cierpliwie, ale byłam na siebie zła.

Przypomniało mi się moje dzieciństwo, bo wtedy też miałam same problemy. Współczułam wszystkim, których los wydawał mi się trudny, bo rozumiałam te wyśmiewane i odrzucane dzieci. Sama czułam się źle. Byłam nieśmiała i łatwo było mnie zranić. Przejmowałam się cudzymi ocenami i odbierałam świat przez emocje, z trudem włączając rozum. Czułam się z tym wszystkim bardzo samotna, chociaż miałam dużo koleżanek.

Na zewnątrz nie było po mnie widać, co naprawdę czuję. A nie zwierzałam, się, bo za bardzo się wstydziłam, że jestem taka słaba. Za to wbrew swoim ograniczeniom potrafiłam zawalczyć o innych. Dlatego zawsze kręciła się koło mnie jakaś bida, której inni dokuczali, z którą nikt nie chciał się bawić. Robiłam za pocieszycielkę i ochroniarza. Chłopcy w szkole wołali za mną siostra miłosierdzia.

Z upływem lat nauczyłam się żyć ze swoją nadwrażliwością. Przestałam się czuć zobowiązana do zbawiania świata. Ogarnęłam trochę moją wybujałą empatię i nie chcę już brać odpowiedzialności za innych. Nie muszę chłonąć cudzych nieszczęść jak gąbka. Takie postępowanie to nie jest dobroć, to raczej słabość, lęk przed odrzuceniem. Dobroć, to dawanie z własnej woli tyle na ile nas stać, bez oczekiwania na jakąkolwiek gratyfikację. Mogę pomóc komuś kto potrzebuje pomocy, ale nie stać na użalanie się nad kimś, kto tylko lubi się martwić. Nie muszę z grzeczności tracić czasu i energii. To był ostatni raz kiedy dałam się wkręcić w taką sytuację.

Na koniec cytat, który lubię.
„Nie przejmuj się przesadnie swoimi kłopotami. Jutro będziesz miał nowe.” Arnold Shoeneberg