Poniedziałek. Początek tygodnia a ja od rana nie w humorze. Obudziłam się z gigantycznym bólem głowy i wszystko leciało mi z rąk. Na domiar złego, zabrakło mi asertywności i zgodziłam się na wizytę znajomej. Zwykle znajomej unikam, bo każde spotkanie z nią, to niekończąca się wyliczanka kłopotów, problemów i zmartwień. Rzecz w tym, że ona wcale nie ma więcej problemów niż przeciętny człowiek, ale każdy najmniejszy problem celebruje, jak ksiądz mszę. Dzisiaj też robiłam robiłam za ścianę płaczu. Słuchałam cierpliwie, ale byłam na siebie zła.
Przypomniało mi się moje dzieciństwo, bo wtedy też miałam same problemy. Współczułam wszystkim, których los wydawał mi się trudny, bo rozumiałam te wyśmiewane i odrzucane dzieci. Sama czułam się źle. Byłam nieśmiała i łatwo było mnie zranić. Przejmowałam się cudzymi ocenami i odbierałam świat przez emocje, z trudem włączając rozum. Czułam się z tym wszystkim bardzo samotna, chociaż miałam dużo koleżanek.
Na zewnątrz nie było po mnie widać, co naprawdę czuję. A nie zwierzałam, się, bo za bardzo się wstydziłam, że jestem taka słaba. Za to wbrew swoim ograniczeniom potrafiłam zawalczyć o innych. Dlatego zawsze kręciła się koło mnie jakaś bida, której inni dokuczali, z którą nikt nie chciał się bawić. Robiłam za pocieszycielkę i ochroniarza. Chłopcy w szkole wołali za mną siostra miłosierdzia.
Z upływem lat nauczyłam się żyć ze swoją nadwrażliwością. Przestałam się czuć zobowiązana do zbawiania świata. Ogarnęłam trochę moją wybujałą empatię i nie chcę już brać odpowiedzialności za innych. Nie muszę chłonąć cudzych nieszczęść jak gąbka. Takie postępowanie to nie jest dobroć, to raczej słabość, lęk przed odrzuceniem. Dobroć, to dawanie z własnej woli tyle na ile nas stać, bez oczekiwania na jakąkolwiek gratyfikację. Mogę pomóc komuś kto potrzebuje pomocy, ale nie stać na użalanie się nad kimś, kto tylko lubi się martwić. Nie muszę z grzeczności tracić czasu i energii. To był ostatni raz kiedy dałam się wkręcić w taką sytuację.
Na koniec cytat, który lubię.
„Nie przejmuj się przesadnie swoimi kłopotami. Jutro będziesz miał nowe.” Arnold Shoeneberg
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz