Dzisiaj odwiedza mnie Przyjaciółka. Już ponad 26 lat nasze życia biegną obok siebie, ale wciąż mają punkty styczne. Gdzieś czytałam, że przyjaciel to ten przy którym głośno się myśli. My nie tylko głośno myślimy, ale też całkiem głośno gadamy. Jednak najgłośniej się śmiejemy, chociaż obie mamy życie pod górkę.
Poznałyśmy się w pracy. Ja byłam młodą matką, która po wysłaniu córki do przedszkola, wróciła do pracy zawodowej. Ona zaczynała swoją pierwszą pracę. Potem nasz losy zawodowe układały się różnie, ale nasze relacje prywatnie zostały zachowane do dziś.
Trudno zliczyć ile godzin przegadałyśmy. Przez te wszystkie lata tylko raz się ścięłyśmy. Poszło o jakiś bzdet, nawet nie pamiętam o jaki, ale po godzinie już wszystko było w porządku.
Nie spijamy sobie z dzióbków słodkości, nie jesteśmy sobie potrzebne do załatwiania jakiś spraw, jesteśmy sobie potrzebne, bo się lubimy i dobrze się rozumiemy.
Zawsze mówię, że nasi przyjaciele i wrogowie świadczą o tym, jakimi jesteśmy ludźmi.
Patrząc na moją Przyjaciółkę, wiem że nie jest ze mną źle, skoro ona jest ze mną w przyjaźni przez tyle lat. Dzięki E.
Teraz już kończę, bo dzisiaj przyjeżdża i zostanie przez weekend. Nie mogę odżałować, że od kilku lat żyje w stolicy. Bogu dzięki są telefony.
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz