Na myśl o dzisiejszym dniu mam mieszane uczucia. Przed południem dostałam miłą wiadomość i cała byłam szczęśliwa. Wieczorem nastrój mi siadł. Przytłoczyły mnie informacje o działaniu mojej ulubionej służby zdrowia, która tak służy, żeby jak najszybciej nie miała komu służyć. I wcale nie o to chodzi, że wszystkich uzdrowi. Wprost przeciwnie, chorzy nie będą się leczyć, tylko grzecznie powymierają a zdrowi będą pracować i odprowadzać składki na NFZ. I co? Prawda że fajnie sobie urzędnicy wymyślili. Po co chorować? Tylko się człowiek męczy. Z człowiekiem się męczą. A tak, natura przesieje. Zdrowi do roboty, umarlaki do ziemi, politycy do rządu nierządem. Proste rozwiązania są najlepsze.
Tak mi się przypomniało, jak raz zapytano Hemingwaya, co to jest szczęście. „Szczęście - to dobre zdrowie i słaba pamięć”, odpowiedział pisarz.
Fajnie, jeden warunek szczęścia już mam – słabą pamięć. Na dobre zdrowie chyba za późno, więc na złość NFZ będę musiała jakoś obejść ten drugi warunek szczęścia. Znam przecież paru ludzi, którzy mają zdrowie a nie są szczęśliwi. Dlatego stoję na stanowisku (kiedyś stanie na stanowisku było w modzie), że lepiej mieć połowę szczęścia niż całe nieszczęście. „I to by było na tyle”, jak mawiał mój ulubiony J.T. Stanisławski, który „Zezem” świetnie widział idiotyzm naszego polskiego życia.
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz